-
Posty
-
Przez Volvo · Napisano
Wystarczy ustawić w mapach Google unikaj oplat i wyznaczyć trasę od granicy do granicy przez Słowenie. W Google wyskoczyła mi czeska strona z opisem jak objechać slowencow, więc nie tylko nasi kombinują:) -
Przez Małopolanin40 · Napisano
Z Krakowa na KRK spokojna jazda z przerwami to 12h, bez przerw to i można Makarska zdobyć. Samochód na miejscu się przydaje bardzo. -
-
Przez Pallas · Napisano
Oj, przykro mi, że spowodowałem taką dyskusję To może dla przeciwwagi: Okazało się, że nie byliśmy na polanie całkiem sami. Towarzyszyło nam dość pokaźne grono owadów, szczęśliwie jednak nie było wśród nich komarów (jeden z nielicznych pozytywnych efektów suszy), zjawiła się za to i przysiadła na chwilę na moim rowerze rusałka pawik. Tymczasem blade_loki posilił się wyjętą z plecaka bułką, Sunlover zawiadomił w końcu rodzinę, że nie da dzisiaj rady pojawić się z wizytą (no cóż), następnie poza płynami (co robiliśmy już parę razy wcześniej) uzupełniliśmy też częściowo przeciwsłoneczną powłokę ochronną. Zrobiliśmy mały przegląd co bardziej znajomych nicków z forum, częściowo pod kątem poszerzenia naszego grona na następny raz, Sunlover opowiedział co nieco o trudach życia moderatora (i o tym, jak małe uprawnienia dostaje się w zamian), w końcu płynnie przeszliśmy do tematu niebezpieczeństw kąpieli w Wiśle i czy warto ryzykować. Ten ostatni temat spowodował, że nagle poczuliśmy, jak cudownie byłoby móc się teraz ochłodzić. Chwila zastanowienia wystarczyła, żeby odkryć z radością, że to marzenie wcale nie jest nieralne do spełnienia. W końcu przez środek kompleksu leśnego, w którym byliśmy, przepływa rzeka Rawka, z którą w dodatku Sunlover miał już kiedyś bardzo pozytywne doświadczenia. Rzuciliśmy okiem na mapę – prowadząca do niej droga była niemalże prosta jak strzała. Ucieszeni dobrym pomysłem na godny punkt kulminacyjny wycieczki, ponownie ruszyliśmy przed siebie. (Temat formalnych przeciwwskazań do kąpieli w Rawce pojawił się dopiero parę dni później, dlatego też dalszej części relacji pozwolę sobie nie pisać pod ich kątem). Teren, przez który mieliśmy teraz przejechać oznaczony był na mapie jako bagienny. Rzeczywiście, w pewnym momencie naszym oczom ukazał się obszar stojącej wody, konkretnie… kałuża o długości może pół metra. Prawdopodobnie jednak w okresach nie aż tak ekstremalnie suchych przejazd nią mógłby być poważnie utrudniony, dlatego też jeżeli następnym razem zawitamy w te okolice w takim okresie, lepiej będzie tę trasę ominąć. Zresztą tak właściwie w okresie suchym też dobrze będzie to zrobić ze względu na porastające ją gęsto pokrzywy (i zdecydowanie nie były to pokrzywy ze starego dowcipu, charakteryzujące się tym, że nie parzą w dni nieparzyste…). Taką właśnie scenerię wybrał sobie łańcuch w rowerze, którym jechał blade_loki, żeby się zsunąć. Nastąpiła chwila nerwowych oględzin, na szczęście blade_loki stwierdził, że jest w stanie naprawić problem, poprosił tylko o pomoc w znalezieniu patyka, którym mógłby się wesprzeć. Cóż, patyków napotkaliśmy już dzisiaj sporo, zdarzało im się nawet niesfornie wkręcać w szprychy, tutaj jednak, w momencie kiedy faktycznie były potrzebne, nagle się pochowały, nie licząc paru wielkich gałęzi, mało w tym zadaniu użytecznych. Nie bacząc więc na możliwe dalsze poparzenia, przeczesywałem kolejne pokrzywy, w poszukiwaniu gałęzi nieco mniejszego kalibru i w końcu… tak, udało się, po odłamaniu kilku niepotrzebnych odrostów z gałęzi wyszedł całkiem elegancki patyk. Byliśmy uratowani. Zastanawiając się wspólnie nad tym, ile w powtarzanych nam w dzieciństwie opowieściach o pozytywnych jakoby skutkach poparzenia pokrzywą faktycznie jest prawdy, opuściliśmy mało gościnny obszar. Teraz z kolei nawierzchnia pod nami stawała się coraz bardziej wyboista, a zielony dach nad naszymi głowami coraz bardziej się obniżał. Takie ścieżki mają pewien niewątpliwy urok, pod warunkiem że się nagle nie urywają, a o czym przekonałem się w paru innych lasach, zdarza mi się to dość regularnie. Nasza jednak niestrudzenie prowadziła naprzód, aż w końcu zbiegła się z szeroką i wygodną drogą szutrową. Dotychczasowe przygody wydatnie wzmocniły naszą pewność siebie. Zachwyciło nas, że oto teraz możemy w końcu poruszać się nawet drogą szutrową i czujemy się z tym pewnie. A jednak, jak się okazuje, rzeczywistość nie zawsze ma ochotę się dostosowywać do naszych odczuć, a pewne prawidłowości we wszechświecie bywają niezmienne, niezależnie czy tego chcemy czy nie. Traktor, który nagle wyrósł przed nami, zdecydowanie nie powinien nas zaskoczyć, a jednak to zrobił. W ostatniej chwili wypatrzyliśmy po lewej stronie namiastkę ścieżki (ta, w odróżnieniu od poprzedniej, bardzo typowo urwała się po paru krokach), ukryliśmy się wśród drzew i odetchnęliśmy głęboko z ulgą, by następnie dojść do wniosku, że nasza rejterada była… niepotrzebna. Uciekając sprzed czoła pojazdu, którego kierowca i tak musiał widzieć nas doskonale, nie zyskaliśmy nic, a pokazaliśmy, że mamy coś do ukrycia. Cóż, trzeba będzie popracować nad pewnością siebie i następnym razem w takiej sytuacji jednak zastosować manewr „zderzenie czołowe”. Wróciliśmy na drogę, niestety, nie na długo. Po chwili naszym oczom ukazał się dla odmiany samochód osobowy, szczęśliwie jednak w odległości, z której można było mieć nadzieję, że nas nie zauważył (a przynajmniej niezbyt dokładnie). Ponownie schowaliśmy się w lesie (tym razem już bez choćby namiastki ścieżki), a nawet wybraliśmy co grubsze drzewa, które mogłyby nas zasłonić. Tymczasem samochód jakoś się nie śpieszył, żeby nas mijać, czas który, jak szacowaliśmy, mógłby być potrzebny do przejechania dzielącego nas dystansu minął już kilkakrotnie, na drodze zaś cały czas panowała niezmącona cisza. Co prawda Sunloverowi oczekiwanie nie przeszkadzało – rozsmakował się w jagodach, którym nawet susza nie przeszkodziła rosnąć tu bardzo obficie, w końcu trzeba było podjąć jakieś działanie. Ostateczną decyzję ułatwił nam fakt, że jak wynikało z mapy, od drogi wojewódzkiej nr 705 dzieliło nas już tylko ok. 500 metrów, a przypieczętował ją przemykający drogą rowerzysta w czarnym stroju i żółtym kasku. Rzut oka na zegarek pozwolił stwierdzić, że oto czas naszej beztekstylności właśnie dobiegł 2 godzin i 20 minut. Zadowoleni z osiągnięcia wyniku mocno przekraczającego oczekiwania, choć z drugiej strony nie bez żalu, że to już koniec, wyciągnęliśmy lub odtroczyliśmy z plecaków nasze spodenki i już całkiem bezpieczni ponownie wróciliśmy na drogę. Przed dojściem do szosy minęliśmy parking leśny, gdzie oprócz widzianego przed chwilą samochodu, z którego, co teraz było oczywiste, wysiadł rowerzysta w żółtym kasku, stały jeszcze cztery inne, a więc mimo wszystko jacyś ludzie dzisiaj w tym lesie byli… cdn.
-
-
Tematy
-
-
Kluby
-
Kryjówka
Klub Zamknięty · 450 klubowiczów
-
Klub pokazowy
Klub tylko do odczytu · 1 klubowicz
-
-
Nadchodzące wydarzenia
Brak nadchodzących wydarzeń -
Puzzle
-
Statystyki forum
-
Tematów10,2 tys.
-
Postów247 tys.
-
-
Statystyki użytkowników