Skocz do treści

Witamy na forum NNS

Zrób coś sensownego

GALERIE W KLUBIE NNS
  • Posty

    • carfreak
      Wróciliśmy właśnie z Teneryfy i mamy kilka spostrzeżeń dla "przyszłych pokoleń" Mimo oznaczeń nawet w google plaż jako naturystyczne, wszystkie przez nas odwiedzone był plażami CO. Hiszpanie mają bardzo luźne podejście do nagości więc nikomu nie przeszkadzają golasy wśród tekstylnych. Plaża Montana Pelada nieduża zatoczka za miejscowością El Medano - dostęp dosyć łatwy, należy zejść 150m z parkingu po skałkach i piasku byliśmy 2 razy i była przewaga tekstylnych ale golasy też były  wielkość plaży zmienia się znacząco w zależności od pływów Miejsce ładne, przyjemne ale bardzo często mocno wieje Plaża La Tejita Duża plaża obok góry Montana Roja plaża łatwo dostępna, z własnym parkingiem, szeroka i piaszczysta w weekend sporo ludzi 90% w kostiumach często wiatr bywa uporczywy Plaża Diego Hernandez dwie malownicze zatoczki, dostęp dosyć trudny, należy zejść z klifu, spacer z parkingu to ok 15 min w tym ostre zejście wydeptanymi ścieżkami panuje niepisany podział na lewą bardziej naturystyczną część oraz prawą bardziej tekstylną, aczkolwiek na obu można trafić i golasów i tekstylnych.  Fajna plaża, ładny widok, odczuwalne i widoczne pływy, czysta woda, z racji umiejscowienia wiatr rzadko bywa problemem, sporo osób w wieku "produkcyjnym"  
    • AntykII
      Gratulując literackich walorów opisu, sugeruję sprawdzić czy zakup przypadkiem nie został zrealizowany połowicznie: opłata została pobrana ale bez wydania biletu. Miałem nieco podobną przygodę przy kupowaniu biletów na stronie PKP, a zauważyłem to dlatego, że następnego dnia stałem się szczęśliwym posiadaczem aż czterech biletów na ten sam przejazd (przyszły na maila). Zwróciłem trzy ale za każdym razem została pobrana opłata manipulacyjna. Nie była to wielka kwota ale jako stary pieniacz napisałem do działu reklamacji i pieniądze po pewnym czasie dostałem z powrotem.   PS Z rok temu coś tam pamiętając ze szkoły napisałem tu, że Pallas po grecku oznacza (w przybliżeniu) Szekspira. Okazało się, że byłem blisko, tyle że nie po grecku, a po łacinie: "łac. Pallas ‘wymachujący włócznią’" Co na swój sposób wyjaśniałoby literackie walory opisu zakładowej wycieczki.
    • Wikinger
      Odświeżam ponownie :). Środek sezonu i nikt na Murter nie zagląda? 
    • Pallas
      Ja jednak jestem mniej cierpliwy i pozwolę sobie mimo wszystko zrobić małą konkurencję, mam nadzieję, że @Sunlover mi wybaczy, zwłaszcza że to na razie pierwsza część, w której potencjalna powtarzalność jest raczej niewielka. Jeżeli jednak chiałby pewne dalsze (zdecydowanie ciekawsze!) szczegóły opisać jako pierwszy, lekko bym sugerował, żeby się trochę pośpieszył     Po lekkim namyśle wklejam w tym wątku, bo doczytałem, że nieaktywne wątki w dziale spotkań są usuwane, a zdecydowanie chciałbym, żeby pamięć o tym wiekopomnym wydarzeniu trwała   Dla niezorientowanych: relacja dotyczy przejażdżki umówionej w wątku, do którego link został wklejony dwa posty wyżej.   A zatem:   Nie wiem, czy to z powodu buzujących emocji, czy jakiegoś innego, ale obudziłem się o absurdalnie wczesnej porze. Cały czas nie odstępowało ode mnie uczucie lekkiego surrealizmu pomieszanego z przerażeniem tym, co już niedługo ma się stać. Co prawda nowicjuszem zdecydowanie nie jestem – dziewięć lat doświadczenia na Wale Zawadowskim i epizody na bardziej odległych plażach (nie mówiąc o kilkunastu latach saunowania) to raczej nie byle co, ale jednak to, co mnie teraz czekało, to była zupełnie inna liga. Zacząłem sobie wyobrażać, jak mogli się czuć członkowie konspiracji przed ważną akcją. Dla uspokojenia próbowałem powtarzać sobie, że przecież nie chcemy dzisiaj nikogo zabić… Zadziałało umiarkowanie.   Mimo nerwów udało mi się jakoś przełknąć śniadanie, potem szybki prysznic, piętnastominutowa sesja z kremem przeciwsłonecznym (gimnastyka pleców zaliczona), skok do piwnicy po rower (z nerwów zapomniałem o włączeniu światła), parę ruchów pompką przy każdym z kół (raczej dla formalności, nie ma jak dobra dętka z dobrym wentylem – mimo dwóch tygodni, które upłynęły od ostatniej przejażdżki na Wał, poziom powietrza nadal całkiem niezły), uprzejme „dzień dobry” rzucone sąsiadowi na podwórku (trochę współczuję taksówkarzom, że muszą pracować w taki dzień) i oto, choć nie wiem, czy jeszcze w pełni to do mnie dotarło, właśnie wyruszyłem.   Dzień wstawał przepiękny. Co prawda w pierwszej chwili czuło się jeszcze lekki poranny chłodek i kiedy po paru minutach dotarłem na pobliską stację, początkowo bardziej komfortowo czułem się stojąc w słońcu, jednak zmieniło się to jeszcze przed przyjazdem mojego pociągu – na szczęście peron oferował pod dostatkiem zarówno cienia jak też jego braku.   Trzy podjęte poprzedniego dnia próby kupienia biletu przez aplikację zakończyły się niepowodzeniem – program zawieszał się za każdym razem przy obsłudze płatności. Uratował mnie automat na peronie – zadziałał bez zarzutu i już po chwili zaopatrzony w cenny kartonik wciąż pełen emocji mogłem czekać na przyjazd pociągu. Ponieważ, muszę się przyznać, był to mój pierwszy w życiu przewóz roweru Kolejami Mazowieckimi, przy okazji przejeżdżania innych składów próbowałem zlokalizować w nich przedział rowerowy; nie było to proste, a wyczytama gdzieś rada, żeby trzymać się raczej czoła pociągu, okazała się nieco zawodna. Kiedy pojawił się mój, konduktor uprzejmie wskazał mi, że miejsce na rowery jest nieco dalej. Niestety, czas postoju na tej stacji jest bardzo krótki, dokładne szukanie groziłoby więc samotnym pozostaniem na peronie, czym prędzej wskoczyłem więc do środka przez kolejne drzwi w kierunku wskazanym przez konduktora i ustawiłem się tak, by blokować przejście w możliwie najmniejszym stopniu.   Na kolejnej stacji pociąg szczęśliwie stał chwilę dłużej, miałem więc okazję, żeby zbadać sytuację dokładniej. W znalezieniu właściwego miejsca zdecydowanie pomógł mi widok kolejki innych pasażerów wprowadzających swoje jednoślady do wnętrza. Czym prędzej pośpieszyłem więc za nimi, dzięki temu miałem pewność, że miejsce, do którego trafiłem jest właściwe; niestety, byłem ostatni w kolejce. Nigdy wcześniej nie miałem potrzeby bliższego przyglądania się rozwiązaniu technicznemu, jakim są haki umożliwiające przewóz rowerów w pozycji pionowej. Teraz mogłem to zrobić i docenić ich geniusz, z tym że pasażerowie wsiadający przede mną skutecznie zajęli wszyskie pięć; z konieczności więc ustawiłem swój rower obok, gdzie zresztą stały już dwa inne, razem ponownie zablokowaliśmy więc przejście, tym razem dużo skuteczniej. Naprawdę współczuję pewnej starszej pasażerce, która z trudem próbowała się tamtędy przecisnąć, mimo że wyrażała się o mnie niezbyt przychylnie,   Wraz z kolejnymi stacjami sytuacja zagęszczała się jeszcze bardziej. W sumie nic dziwnego – piękna pogoda aż się prosiła, żeby ją odpowiednio wykorzystać, ogarnął mnie nawet lekki żal, że robię to tak rzadko. Wśród rozmów raz po raz pobrzmiewały głośne superlatywy pod adresem Puszczy Bolimowskiej; bardzo mnie ucieszyło, że czeka na nas tak wartościowe miejsce, nieco mniej, że nie będziemy w nim sami. Tym bardziej, że temat rozmowy, mijając po drodze przez kwestie sprzętowe, w końcu doszedł do zalet niedawno zakupionych strojów rowerowych (i promocji, w których udało się je kupić), z czego wynikało, że moi współpasażerowie są zwolennikami klasycznych rozwiązań w tej kwestii (zupełnie mnie to nie zdziwiło).   Począwszy od Żyrardowa tłum zaczął stopniowo rzednąć (kwestia, z której z tamtejszych stacji jest najładniejszy i najwygodniejszy dojazd do lasu, też została w rozmowie dokładnie omówiona). Dzięki temu mogłem wreszcie przekonać się, jak działa hak od strony praktycznej (całkiem wygodnie). Z kolei trzy stacje przed końcem emocje pozwoliły mi w końcu usiąść. Tak też dotarłem do miasta, które niegdyś mogło dumnie szczycić się statusem miasta wojewódzkiego.   Na skierniewickim dworcu byłem w życiu z pewnością trzycyfrową liczbę razy, przy czym jednak dopiero po raz drugi miałem teraz okazję zobaczyć go nie tylko z okien pociągu. Pamiętam, że we wczesnych latach 90. nie bardzo lubiłem to miejsce – głównie dlatego, iż niezależnie czy zmierzałem akurat do Łodzi czy też Warszawy, oznaczało to, że przede mną jeszcze połowa drogi, czyli dla małego dziecka strasznie daleko. Od kiedy jednak jakieś dziesięć lat później dzięki profesjonalnej renowacji zabytkowy budynek wraz z oryginalną ceglaną elewacją odzyskał dawny blask, zacząłem w jego stronę spoglądać z przyjemnością. Teraz mogłem wreszcie nasycić oczy w większym wymiarze, chociaż nadal tylko z zewnątrz, bo wstępu do środka broniły ustawione z okazji remontu rusztowania.   Przy okazji zdałem sobie sprawę, że wspomniane przeze mnie jako punkt spotkania „główne wejście do budynku” wcale nie jest jednoznaczne – mogło odnosić się do wejścia od strony peronu jak też od strony miasta. Co więcej, na czas remontu ustawiono obok duży blaszany kontener z tabliczką opisującą go szumnie jako „dworzec tymczasowy”, przez co pojawiło się nawet trzecie główne wejście. W związku z tym poczułem się w obowiązku zadbać dodatkowo, żeby nie okazało się przypadkiem, że każdy z nas trzech czeka w innym punkcie.   Specyfiką układu skierniewickich peronów jest to, że aby się z nich wydostać, trzeba wejść po schodach do łącznika górnego (będącego swoją drogą częścią biegnącej nad torami głównej trasy przelotowej przez centrum miasta) i przejść nim do kolejnych schodów prowadzących z kolei w dół. Oczywiście dla rowerzystów jest to szalenie niewygodne, gdybym miał robić to codziennie, z pewnością srogo bym utyskiwał, do wypatrywania z dołu nadaje się jednak wspaniale – miałem przed oczami pełen przegląd wysiadających pasażerów. Dzięki temu po przyjeździe pociągu o 11:38 mogłem z łatwością stwierdzić, że tylko dwie osoby mają ze sobą rower, z czego jedna szybko została zdyskwalifikowana ze względu na towarzyszkę dźwigającą dla odmiany hulajnogę. Skupiłem się więc na tej drugiej i w odpowiednim momencie taktycznie ustawiłem przy zejściu ze schodów. Manewr okazał się jak najbardziej skuteczny, pięć minut później, już razem, mogliśmy go powtórzyć po przyjeździe pociągu z przeciwnej strony. Tym razem sytuacja okazała się jeszcze prostsza – wśród pasażerów trafił się tylko jeden rowerzysta.   W tym miejscu może mała dygresja: kiedy pierwszy raz zdarzyło mi się spotkać na żywo ze znajomymi poznanymi na pewnym innym forum, dość naturalne było zwracanie się do siebie nickami. Nawet teraz, choć znamy się już od kilkunastu lat, wciąż nam się to jeszcze zdarza. Były nawet sytuacje, kiedy próba zwrócenia się imieniem, powodowała lekkie zawahanie, o kogo może chodzić. Być może wynikało to częściowo z tego, że niektóre nicki z tamtego forum były jednocześnie ksywkami używanymi również przez niewirtualnych znajomych (tutaj mam wrażenie, że to rzadkość), może trochę też z powtarzalności imion, której teraz w naszym trzyosobowym gronie udało się uniknąć. W każdym razie Pallasem zostałem tego dnia nazwany raz, w celu pierwszej weryfikacji, bo już do drugiej weryfikacji posłużyło sformułowanie: „O! To musisz być ty. A może nawet ty i ty.”. Przez następnych parę godzin zwracaliśmy się do siebie już wyłącznie po imieniu, tak więc, żeby oddać ducha wyprawy, w dalszej części relacji też będę tak konsekwentie robił. Mam nadzieję, że Maciek i Janek nie poczytają mi tego za złe.   Tymczasem, piętnaście minut przed planowaną godziną spotkania, wszystko wskazywało, że jesteśmy już w komplecie. Uznawszy zgodnie, że nie ma na co dalej czekać, skierowaliśmy się najpierw do pobliskiej Żabki (jeden z nas nie miał jeszcze przygotowanego zapasu płynów), a potem z powrotem na łącznik nad torami – tu niespodzianka, schody po drugiej stronie jezdni miały wygodną rampę do wprowadzania rowerów. Dzięki pokrzepieniu pierwszym sukcesem, jakim było udane spotkanie, jak również uczuciu życzliwej bliskości, czułem jak stres stopniowo opada mi do bezpiecznego poziomu, ustępując z kolei ekscytacją rozpoczynającą się właśnie przygodą. A zatem, Puszczo Bolimowska, drżyj, przybywamy!   cdn.
  • Tematy

  • Kluby

  • Nadchodzące wydarzenia

    Brak nadchodzących wydarzeń
  • Puzzle

  • Statystyki forum

    • Tematów
      10,1 tys.
    • Postów
      246,7 tys.
  • Statystyki użytkowników

    • Użytkowników
      14 007
    • Najwięcej online
      366

    Najnowszy użytkownik
    TomFord
    Rejestracja
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Ważny komunikat

Musisz zaakceptować nasze Warunki użytkowania.