-
Posty
-
Przez Małopolanin40 · Napisano
Nie jeżdżę przez SLO, natomiast uważam że ich polityka winietowa jest bardzo droga. Ogólnie z Krakowa lubię przez Słowację (czekam na tunel Węgierska Górka a alternatywnie przez Chyżne Trestene jak otworzą tunel przed Żylina). Węgry kiedy winieta była tania i opłaciła się ją kupić. Teraz co kto woli. Chyba że po drodze mamy Budapeszt to wtedy wygodnie. A jeździmy głównie na KRK więc w samej CRO nie jest bardzo daleko -
Przez Devan · Napisano
Miejska ze Świnoujścia tam nie dociera, ale całkiem niedaleko plaży jest stacja kolejowa Lubiewo. Także pociągiem powinno dać radę. -
Przez pioter · Napisano
Dlatego ja w sezonie staram się omijać autostrady, a jeśli już, to nie wjeżdżam/wyjeżdżam głównymi "węzłami" bramkowymi. Lokalne drogi oferują więcej widoków, wspomnień, i mimo teoretycznie mniejszej średniej "V przelotowej" niż na dwupasmówkach, to "lokalsami" często dojeżdża się szybciej. Np. podczas powrotu z HR nie jadę do G. Macelj / Gruškovje, tylko zjeżdżam na węźle Durmanec (a jak jest większy korek, to nawet Krapina) i spokojnie starą "jedynką" dojeżdżam do przejścia. A i jak tam byłby korek, to odbiłbym na Trakošćan i przez Cvetlin płynnie wjechał do SLO. -
Przez Pallas · Napisano
Po przejeździe nad torami zatrzymaliśmy się na najbliższym skrzyżowaniu, żeby zastanowić się nad dość kluczową kwestią – którędy właściwie jechać do lasu. Z mojego wcześniejszego wglądu na mapę wynikało, że prowadzi w tamtym kierunku droga wojewódzka nr 705, przecinająca puszczę na pół dalej i biegnąca do Sochaczewa, o tyle wygodna, że wyposażona także w ścieżkę rowerową; blade_loki jednak włączył telefon i spojrzawszy na OpenStreetMap (relacja zawiera lokowanie produktu), znalazł pewną boczną uliczkę, którą można było dotrzeć szybciej i która płynnie przechodziła potem w leśną dróżkę. I rzeczywiście, po kilkunastu minutach zabudowania miejskie stopniowo zaczęły ustępować drzewom. Byliśmy w lesie. Czasem człowiekowi niewiele potrzeba do szczęścia: trochę szumu drzew, śpiewu ptaków, delikatnego zapachu żywicy i ciepłych promieni słońca nad głową. W rozkoszowanie się tym wszystkim należało jednak teraz wpleść dwie kwestie do ustalenia: po pierwsze, wybór punktu, w którym nasza zwykła jak dotąd przejażdżka miała się stać tą niezwykłą. Ponowny rzut oka na mapę i widoczną na niej białą kreskę, sugerującą występowanie w tym miejscu pasa asfaltu, pozwolił odsunąć decyzję do czasu jej przekroczenia, czyli jak wyliczył blade_loki, o cztery „przecznice”. Druga kwestia była nieco trudniejsza: co zamierzamy robić, widząc ludzi zbliżających się z przeciwka – zarówno za opcją „zawracać”, jak też „jechać na zderzenie czołowe” dało się znaleźć argumenty, nie udało się więc przyjąć żadnej z nich jako obowiązującej strategii, chociaż zgodziliśmy się, że ewentualna obecność małych dzieci mocno przechyliłaby szalę na korzyść tej pierwszej. Jak na zawołanie pojawiła się okazja do przetestowania bardzo przydatnej, jak się wydawało, umiejętności oceniania, czy widoczny z daleka kształt jest sylwetką ludzką, czy też nie. Chwilę przyglądaliśmy się widocznej w oddali jaśniejszej plamce, po czym z lekkim wahaniem stwierdziliśmy, że tak, to co widzimy, to najprawdopodobniej człowiek. Podjechawszy bliżej stwierdziliśmy, że faktycznie – kobieta przystanęła przy drodze, podczas gdy jej towarzysze, zanurzeni wśród drzew pochłonięci byli zbieraniem jagód. Pokrzepieni, że tak dobrze nam idzie, bezpiecznie, bo jeszcze tekstylnie, minęliśmy grupkę i podążyliśmy dalej. Tymczasem pod kołami pojawiło nam się coś, co w dawnych czasach bywało zmorą moich leśnych przejażdżek, a czego istnienie zdołałem już prawie wyprzeć z pamięci. Niestety, niezbyt słoneczny i upalny (eufemistycznie rzecz ujmując) tegoroczny maj nie pomógł i w wielu lasach, jak zresztą dość często w ostatnich latach, rozgościła się susza. Jej obecność szczególnie odczuwalna była na powierzchni drogi, która miejscami zamieniała się w morze piasku. W pewnym momencie moje przednie koło miękko się zapadło, zmuszając mnie tym samym do stanięcia obiema stopami na ziemi. Kolejne parę minut upłynęło mi na poszukiwaniu kolejnych miejsc, w których podłoże byłoby wystarczająco stabilne do podjęcia kolejnej próby wystartowania, a także patrzeniu na plecy oddalających się kolegów. W tym momencie prysły ostatnie wątpliwości, komu z naszej trójki zdecydowanie najdalej do mistrzostwa świata w kolarstwie. A jednak koledzy nie zostawili mnie całkiem na pastwę losu. Widząc moje zmagania, wspomagali cennymi radami, dzięki którym przypomniałem sobie o istnieniu lżejszych przerzutek (podróżując na Wał Zawadowski spokojnie można o nich zapomnieć) i pomagali w wypatrywaniu wąskich pasków lepiej ubitego piasku pojawiających się gdzieniegdzie na poboczach i ratujących nam życie. Sami tymczasem omawiali kwestie radzenie sobie ze skutkami obcierania siodełka podczas zbyt długiej jazdy: Sunlover wyznał z lekkim żalem, że stosowane przez niego rozwiązanie dobrze się sprawdza przy 70-80 kilometrach, ale przy 100 już gorzej… Od kompletnego pogrążenia się w piasku, po uprzednim schowaniu w nim głowy, uchroniło mnie coś, co według mapy nie miało prawa się zdarzyć. Zanim Sunlover zdążył wyrzucić z siebie kolejną serię kosmicznie abstrakcyjnych liczb, przerwał nam nagły wstrząs – oto niespodziewanie znaleźliśmy się na skrzyżowaniu w kształcie litery T, co oznaczało, że dalsza jazda na wprost byłaby trudna. Kolejny rzut oka na mapę pozwolił nam zorientować się w sytuacji – okazało się, że drogę, która podobno miała być asfaltowa, minęliśmy zupełnie niepostrzeżenie już dawno. Choć nikt nie zwerbalizował płynącego stąd wniosku, dla wszystkich nas było jasne, że może on być tylko jeden. Trudno mi powiedzieć, jak wyglądało z zewnątrz kilka moich następnych ruchów, ale te w wykonaniu pozostałych członków ekipy, może nie były zbyt pośpieszne, odznaczały się za to taką naturalnością, jak gdyby wykonywali je na każdej przejażdżce. Po chwili pozostała nam już tylko kwestia umiejscowienia spodenek minimalizującego czas ich użycia w razie nagłej sytuacji awaryjnej. O ile jednak blade_loki pracowicie przytroczył je sobie do zewnętrznej pokrywy pleacaka, ja doszedłem do wniosku, że skoro opanowanie akrobatycznej sztuki wkładania ich bez schodzenia z roweru zdecydowanie mi nie grozi, każda możliwa sekwencja ruchów i tak zajmie mi beznadziejnie dużo czasu, tak więc spodenki wylądowały spokojnie na dnie plecaka. Ostatnią czynnością do wykonania było jeszcze przetarcie siodełka – blade_loki miał w tym celu przyszykowaną paczkę chusteczek nawilżających, niestety okazało się, że jak sam to określił, ich funkcja nawilżania jest chwilowo niedostępna w naszym regionie. Na szczęście wystarczyło lekko uszczknąć zapasy wody, żeby ją przywrócić. Można było też, co z kolei zrobiłem ja, owym uszczknięciem nadać tę funkcję zwykłej chusteczce. Teraz przyszła pora, żeby wreszcie poznać odpowiedź na nurtujące od dawna pytanie: jak to jest? Ostrożnie postawiłem stopy na pedałach, oparłem się na siodełku i… nic; nic nie wybuchło, nic nie zwaliło mi się na głowę, drzewa nadal szumiały, ptaki ani myślały milknąć, koła nadal wykonywały ruch obrotowy, ciągnąc rower naprzód, a jednyna różnica polegała na tym, że delikatny powiew czułem teraz nie tylko we włosach, ale na całym ciele. Nawet, mimo moich pewnych obaw pod tym względem, bezpośredni kontakt skóry z siodełkiem nie był ani trochę mniej komfortowy niż gdy rozdzielała je warstwa tkaniny. Jeżeli już miałbym się na siłę dopatrzyć jakiegoś mankamentu nowej sytuacji, byłby to brak możliwości sięgnięcia do kieszeni po chusteczkę do otarcia potu z czoła, ale pomyślałem o tym może ze dwa razy podczas całego dnia. Ruszyliśmy dalej, rozmawiając dla odmiany o różnych aspektach fotografii (konkluzja: trudno by było znaleźć kogoś, kto chciałby oglądać nas na zdjęciach, więc jesteśmy bezpieczni). Po dziesięciu minutach blade_loki podzielił się swoim zdumieniem, jak bardzo normalnie mu się rozmawia i jak zupełnie nie myśli o nietypowości naszej przejażdżki, co zostało przez Sunlovera przyjęte z aprobatą i podsumowane stwierdzeniem, że właśnie o to chodzi w naturyzmie. A jednak było coś, co się zmieniło wraz z pozbyciem się strojów. Otóż, okazało się, że tutejszy piasek to bardzo pruderyjny typ – zobaczywszy, co się kroi, stwierdził, że nie chce już mieć z nami nic wspólnego – dróżka na wschód, w którą skręciliśmy okazała się bardzo przyjemną trasą, delikatnie ocienioną drzewami rosnącymi po południowej stronie i pokryta cudownie twardą nawierzchnią. cdn.
-
-
Tematy
-
-
Kluby
-
Kryjówka
Klub Zamknięty · 450 klubowiczów
-
Klub pokazowy
Klub tylko do odczytu · 1 klubowicz
-
-
Nadchodzące wydarzenia
Brak nadchodzących wydarzeń -
Puzzle
-
Statystyki forum
-
Tematów10,2 tys.
-
Postów246,8 tys.
-
-
Statystyki użytkowników
-
Użytkowników14 018
-
Najwięcej online366
Najnowszy użytkownik
negredo
Rejestracja -