Natura, Naturyzm - czytelnia
Natura, naturyzm nr. 6

Szósty numer.



Naturyzm w Polsce rozwija się w sposób dynamiczny. Z roku na rok przybywa naturystycznych plaż i zwolenników naszego ruchu. Staramy się zaspokoić rosnące stale zainteresowanie naturyzmem i - spełniając sugestie Czytelników - powiększamy format naszego pisma. Aby poprawić jakość zdjęć i grafiki, numer który trzymacie Państwo w ręku został wydrukowany na papierze kredowym. Jest rzeczą oczywistą, że w związku z tym podwyżce kosztów musi towarzyszyć wzrost ceny pisma. Dzięki usilnym staraniom jest ona i tak niższa niż podobnych pism.
W tym numerze staraliśmy się przedstawić przebieg wydarzeń podczas XIV Krajowego Zjazdu Naturystów Rowy '90. Ograniczona objętość nie pozwoliła nam niestety zaprezentować całości zdarzeń, tak więc w kolejnych numerach będziemy do nich wracali.
Obecnie przygotowujemy numer specjalny, w którym zamieścimy informacje o tym, jak zostać naturystą, założyć oddział SNP, a także poinformujemy Państwa o miejscach spotkań naturystów w saunach, solariach i basenach. Zamieścimy również obszerne relacje ze Światowego Kongresu naturystów, który odbył się w Szwajcarii.
Zespół redakcyjny "Natura - naturyzm" z wielką uwagą czyta listy od czytelników, a wyniki analizy korespondencji są nam przydatne w kształtowaniu profilu pisma zgodnie z Waszymi oczekiwaniami.
W tym numerze staraliśmy się przedstawić przebieg wydarzeń podczas XIV Krajowego Zjazdu Naturystów Rowy '90. Ograniczona objętość nie pozwoliła nam niestety zaprezentować całości zdarzeń, tak więc w kolejnych numerach będziemy do nich wracali.
Obecnie przygotowujemy numer specjalny, w którym zamieścimy informacje o tym, jak zostać naturystą, założyć oddział SNP, a także poinformujemy Państwa o miejscach spotkań naturystów w saunach, solariach i basenach. Zamieścimy również obszerne relacje ze Światowego Kongresu naturystów, który odbył się w Szwajcarii.
Zespół redakcyjny "Natura - naturyzm" z wielką uwagą czyta listy od czytelników, a wyniki analizy korespondencji są nam przydatne w kształtowaniu profilu pisma zgodnie z Waszymi oczekiwaniami.
Dwumiesięcznik
Stowarzyszenia Naturystów Polskich
Redaguje zespół:
Redaktor naczelny:
Józef Kubicki
Wiesław Niedzielski
Elżbieta Sokołowska
Błażej Torański
Grażyna Zdrojewska
Opracowanie graficzne:
Andrzej Chętko
Barbara Rabiega
Zdjęcia:
Jerzy Gutkowski
Józef Kubicki
Waldemar Piwoński
Zenon Zyburtowicz
Wydawca: Przedsiębiorstwo Wielobranżowe "Wydawnictwo Natura" Sp. z o.o.
ul. Krzemieniecka 2 94-030 Łódź
Nr konta bankowego: BGŻ O Łódź 847041-129-138-109 199124-136-61
Druk: Łódzkie Zakłady Graficzne ul. PKWN 18
Nr indeksu 366560
Redaguje zespół:
Redaktor naczelny:
Józef Kubicki
Wiesław Niedzielski
Elżbieta Sokołowska
Błażej Torański
Grażyna Zdrojewska
Opracowanie graficzne:
Andrzej Chętko
Barbara Rabiega
Zdjęcia:
Jerzy Gutkowski
Józef Kubicki
Waldemar Piwoński
Zenon Zyburtowicz
Wydawca: Przedsiębiorstwo Wielobranżowe "Wydawnictwo Natura" Sp. z o.o.
ul. Krzemieniecka 2 94-030 Łódź
Nr konta bankowego: BGŻ O Łódź 847041-129-138-109 199124-136-61
Druk: Łódzkie Zakłady Graficzne ul. PKWN 18
Nr indeksu 366560
POLOWANIE NA SŁOŃCE
Poznajemy nagie plaże nad Bałtykiem
Poznajemy nagie plaże nad Bałtykiem - pod takim zawołaniem odbywał się pierwszy Ogólnopolski Rajd Samochodowy Naturystów. Wyjeżdżamy w sobotę 7 lipca, o nieprzyzwoicie wczesnej porze. Pod Bydgoszczą dołącza do nas żywa reklama rajdu, którą trudno przegapić nawet w największym tłumie: Ryszard Szylman - komandor rajdu wraz ze swoim charakterystycznym autem - starym autokarem przerobionym na camping, z transparentem rajdowym na boku i ogromnymi głośnikami na dachu.
W połowie drogi siadają obydwa koła w autokarze. Akurat te, które Szylman przezornie zmieniał w przeddzień wyprawy. Wymiana kół odbywa się w strugach ulewnego deszczu. Trwa i trwa, boć przecież nie jest to dętka rowerowa. Wydarzenie wszyscy uznają jednak za dobry omen i karawana rusza dalej.
Rajd nadmorskim szlakiem przebiega pod znakiem pustych plaż. Na tych pustych plażach najjaskrawiej widać jak dalece bieda zajrzała ludziom w oczy. Nie wystraszyli się ekologicznych zagrożeń, ani tego że woda w Bałtyku nie jest kryształowo czysta. Jeszcze nie tak dawno potrafili zdobyć się na sporo wyrzeczeń, aby tylko w czasie urlopu zobaczyć morze. Dziś i to okazało się być marzeniem luksusowym, nie na miarę przeciętnych kieszeni.
W Stogach także jest pustawo, chociaż zawsze było to najbliższe i ulubione miejsce wypoczynku naturystów z Trójmiasta. Na pustej plaży nie tak łatwo znaleźć kandydatki, które wezmą udział w wyborach Miss Plaży. Wreszcie znajdują się. Dwie. Oklaski nielicznej gołej publiczności decydują o wyborze. Nowo wykreowana Miss Stogów ogląda pod słońce wręczony przez Prezesa banknot i równie bacznie jablonecksową koronę. Spojrzenie jest profesjonalne, bowiem Lidia, mieszkanka Gdańska, jest jubilerem. W Stogach bywa często. Na plaży naturystycznej poznała męża, a jej kilkuletnia córka jest zdania, że na zwykłej tekstylnej plaży jest nudno, smutno i głośno. W Stogach spotykamy Człowieka Plaży. Piotr czuje się tutaj gospodarzem. Przychodzi od... marca do późnej jesieni. Prawic codziennie. A popołudniami zbiera akwizycyjne zgłoszenia. Taki sobie wymyślił styl życia. Trzyma go to w świetnej kondycji fizycznej, nigdy nie choruje, a grypę i przeziębienia zna z opowiadań znajomych. Spotykamy Henryka. Pracuje w Stoczni, wśród znajomych z pracy nie przyznaje się, że jest stałym bywalcem plaży naturystycznej. Obawia się swoiście pojętego, tekstylnego napiętnowania, chociaż, być może, więcej jest tam takich cichych naturystów jak on.
Wyjazd do Chałup, osławionych jeszcze przed tym, kiedy Wodecki zaśpiewał swój przebój. Antynaturystyczna kampania chałupian przyniosła rezultaty. Nie ma wytyczonych plaż naturystycznych, za to naturystów spotkać można rozproszonych od Władysławowa po Kuźnice. Plaża cudowna! Campingi podłe. Zatrzymujemy się na campingu numer pięć, prowadzonym przez naturystów z Bydgoszczy - Adama i Grzegorza. Marzy im się, aby camping był w przyszłości ostoją naturystów. Póki co ich starania rozbijają się o brak elementarnych urządzeń sanitarnych i infrastruktury, która by pozwoliła usytuować ich camping chociaż na średnim poziomie europejskim. Cała eskapada przebiega pod znakiem "polowania" na słońce.
Rozpisany przed wyjazdem scenariusz trze ba dostosowywać do wyjątkowo kapryśnej w tegorocznym lipcu pogody. Trudno przecież w chłodny dzień zorganizować plażową zabawę dla dzieci. Wreszcie łapiemy słońce. Dzieciaki ochoczo wyskakują z majtek i biegną do wspólnej zabawy. Zagrzewa je wyraźnie widok nagród. Tylko Piotrek się zaparł. Ma pięć lat i niezwykłe wprost w tym wieku przywiązanie do spodenek plażowych. Chętnie by pobiegł z innymi i walczył o trofea, ale - nie potrafi. Siedzi na kocu i chlipie. Nie pocieszą go później nawet nagrody pocieszenia. Poddała się Justynka, śliczna, czarnowłosa dziewczynka, która jest mniejsza od innych dzieci i ma niewielkie szansę na wygranie konkurencji zręcznościowych i biegowych. Następne zabawy dla dzieci będą już pomyślane z uwzględnieniem kryteriów wiekowych. Złożone z mam jury ustala, że główne nagrody przypadną kolektywnie wszystkim uczestnikom. Nie wiadomo, jak później podzielono się główny nagrodą dla chłopców - samochodem i dla dziewczynek - japońską lalą z pozytywką. Nic wiadomo, bo przed rajdowiczami wyprawa do Dębek.
Prześlicznej plaży w tej miejscowości nie było nam dane zobaczyć. Już przy wjeździe na prywatny camping państwa Detlafów spotykamy osobnika nerwowo wymachującego kończynami w zamiarach wyraźnie wrogich. Osobnik używa mnóstwa nieprzystojnych wyrazów, a w tym słowotoku najbardziej cenzuralne są te wypowiedzi, które świadczy o jego chorobliwej nienawiści do naturystów. Zdumienie było tym większe, że dwa tygodnie wcześniej ustalone zostały warunki naszego pobytu w Dębkach. Nerwowym osobnikiem okazał się być właściciel campingowych hektarów, i doszło do sytuacji paradoksalnej. Człowiek, który powinien zabiegać o to, żeby źródło jego zarobków, czyli turyści, czuli się naprawdę jego gośćmi, serwuje tymże inwektywy, które powinny go zaprowadzić wprost na salę sądową w charakterze oskarżonego o zniesławienie. Towarzyszący nam Francuzi zbaranieli. Na szczęście nic znali ani jednego polskiego słowa i na szczęście nic poznali jeszcze warunków polskiej paranoi.
Ostrzegamy przed prywatnym campingiem państwa Detlaf! Bo nawet urok osobisty ich córki nie zrekompensuje zażenowania, z jakim można przyjąć chamskie ekstrawagancje jej ojca. Ostrzegamy. Bo i warunki tutaj, jak można było w ciągu godziny zaobserwować, są zwykłym żerowaniem na turystach i wyciskaniem z nich pieniędzy. Rozgrzebany teren, deski z gwoździami, które grożą skaleczeniem nóg biegających dzieci. Fatalne warunki sanitarne i woda w jednej beczce, którą trzeba łapać wcześnie rano.
I tak oto wyborów Miss Plaży w Dębkach nie było. Nie było również zabaw dla dzieci. Był natomiast przyśpieszony z przyczyn technicznych wyjazd do Rowów, gdzie turyści, także naturyści, przyjmowani są znacznie serdeczniej. Wyjazd nie pozbawiony zresztą emocji. Bo oto tuż po wyjeździe spotkaliśmy stado krów, którym nijak nie zaimponowała rajdowa kawalkada. I jechaliśmy, jechaliśmy. Potem samemu prezesowi Kubickiemu popsuło się auto i naprawiał je. Naprawiał. Campingowy szaleniec, krowy na trasie, popsuty samochód prezesa -to już naprawdę zbyt wiele na przeciętną wytrzymałość nerwową. Ale to był właśnie trzynasty dzień lipca, piątek zresztą.
A potem już Rowy. Odrobina stabilizacji w dotychczasowym nieustabilizowaniu. I ciąg dalszy naturystycznego lata '90. Czy warto było porywać się na to przedsięwzięcie? Chyba tak. Nawet na pewno tak.
Stowarzyszenie Naturystów Polskich ma bowiem ambicję nie tylko korzystać z czaru przyrody, urody natury. Chce także mieć swój wkład w ratowanie środowiska od ekologicznych zagrożeń. SNP, wspólnie z dyrekcją Słowińskiego Parku Narodowego zamierza utworzyć "Fundację Słowińską", która umożliwi ochronę Parku. Jest to bowiem niezwykły zakątek o niepowtarzalnych walorach przyrodniczych i krajobrazowych. Słowiński Park zaliczony został przez UNESCO w roku 1977 do światowej sieci Rezerwatów Biosfery. Są projekty stworzenia w Rowach stałej bazy letniego wypoczynku naturystów z całej Polski. Sprzyja tym planom życzliwość mieszkańców Rowów, miejscowych władz i znakomite tereny rekreacyjne. Są poczynione starania o wsparcie mieszkańców Helu w ich działaniach na rzecz ochrony środowiska.
Tak więc na pewno było warto. Nawet Argo towarzyszący wyprawie od początku, naturysta od szczeniaka, sceptyczny wielce, szczeknął na koniec z pewną dozą akceptacji.
Poznajemy nagie plaże nad Bałtykiem
Poznajemy nagie plaże nad Bałtykiem - pod takim zawołaniem odbywał się pierwszy Ogólnopolski Rajd Samochodowy Naturystów. Wyjeżdżamy w sobotę 7 lipca, o nieprzyzwoicie wczesnej porze. Pod Bydgoszczą dołącza do nas żywa reklama rajdu, którą trudno przegapić nawet w największym tłumie: Ryszard Szylman - komandor rajdu wraz ze swoim charakterystycznym autem - starym autokarem przerobionym na camping, z transparentem rajdowym na boku i ogromnymi głośnikami na dachu.
W połowie drogi siadają obydwa koła w autokarze. Akurat te, które Szylman przezornie zmieniał w przeddzień wyprawy. Wymiana kół odbywa się w strugach ulewnego deszczu. Trwa i trwa, boć przecież nie jest to dętka rowerowa. Wydarzenie wszyscy uznają jednak za dobry omen i karawana rusza dalej.
Rajd nadmorskim szlakiem przebiega pod znakiem pustych plaż. Na tych pustych plażach najjaskrawiej widać jak dalece bieda zajrzała ludziom w oczy. Nie wystraszyli się ekologicznych zagrożeń, ani tego że woda w Bałtyku nie jest kryształowo czysta. Jeszcze nie tak dawno potrafili zdobyć się na sporo wyrzeczeń, aby tylko w czasie urlopu zobaczyć morze. Dziś i to okazało się być marzeniem luksusowym, nie na miarę przeciętnych kieszeni.
W Stogach także jest pustawo, chociaż zawsze było to najbliższe i ulubione miejsce wypoczynku naturystów z Trójmiasta. Na pustej plaży nie tak łatwo znaleźć kandydatki, które wezmą udział w wyborach Miss Plaży. Wreszcie znajdują się. Dwie. Oklaski nielicznej gołej publiczności decydują o wyborze. Nowo wykreowana Miss Stogów ogląda pod słońce wręczony przez Prezesa banknot i równie bacznie jablonecksową koronę. Spojrzenie jest profesjonalne, bowiem Lidia, mieszkanka Gdańska, jest jubilerem. W Stogach bywa często. Na plaży naturystycznej poznała męża, a jej kilkuletnia córka jest zdania, że na zwykłej tekstylnej plaży jest nudno, smutno i głośno. W Stogach spotykamy Człowieka Plaży. Piotr czuje się tutaj gospodarzem. Przychodzi od... marca do późnej jesieni. Prawic codziennie. A popołudniami zbiera akwizycyjne zgłoszenia. Taki sobie wymyślił styl życia. Trzyma go to w świetnej kondycji fizycznej, nigdy nie choruje, a grypę i przeziębienia zna z opowiadań znajomych. Spotykamy Henryka. Pracuje w Stoczni, wśród znajomych z pracy nie przyznaje się, że jest stałym bywalcem plaży naturystycznej. Obawia się swoiście pojętego, tekstylnego napiętnowania, chociaż, być może, więcej jest tam takich cichych naturystów jak on.
Wyjazd do Chałup, osławionych jeszcze przed tym, kiedy Wodecki zaśpiewał swój przebój. Antynaturystyczna kampania chałupian przyniosła rezultaty. Nie ma wytyczonych plaż naturystycznych, za to naturystów spotkać można rozproszonych od Władysławowa po Kuźnice. Plaża cudowna! Campingi podłe. Zatrzymujemy się na campingu numer pięć, prowadzonym przez naturystów z Bydgoszczy - Adama i Grzegorza. Marzy im się, aby camping był w przyszłości ostoją naturystów. Póki co ich starania rozbijają się o brak elementarnych urządzeń sanitarnych i infrastruktury, która by pozwoliła usytuować ich camping chociaż na średnim poziomie europejskim. Cała eskapada przebiega pod znakiem "polowania" na słońce.
Rozpisany przed wyjazdem scenariusz trze ba dostosowywać do wyjątkowo kapryśnej w tegorocznym lipcu pogody. Trudno przecież w chłodny dzień zorganizować plażową zabawę dla dzieci. Wreszcie łapiemy słońce. Dzieciaki ochoczo wyskakują z majtek i biegną do wspólnej zabawy. Zagrzewa je wyraźnie widok nagród. Tylko Piotrek się zaparł. Ma pięć lat i niezwykłe wprost w tym wieku przywiązanie do spodenek plażowych. Chętnie by pobiegł z innymi i walczył o trofea, ale - nie potrafi. Siedzi na kocu i chlipie. Nie pocieszą go później nawet nagrody pocieszenia. Poddała się Justynka, śliczna, czarnowłosa dziewczynka, która jest mniejsza od innych dzieci i ma niewielkie szansę na wygranie konkurencji zręcznościowych i biegowych. Następne zabawy dla dzieci będą już pomyślane z uwzględnieniem kryteriów wiekowych. Złożone z mam jury ustala, że główne nagrody przypadną kolektywnie wszystkim uczestnikom. Nie wiadomo, jak później podzielono się główny nagrodą dla chłopców - samochodem i dla dziewczynek - japońską lalą z pozytywką. Nic wiadomo, bo przed rajdowiczami wyprawa do Dębek.
Prześlicznej plaży w tej miejscowości nie było nam dane zobaczyć. Już przy wjeździe na prywatny camping państwa Detlafów spotykamy osobnika nerwowo wymachującego kończynami w zamiarach wyraźnie wrogich. Osobnik używa mnóstwa nieprzystojnych wyrazów, a w tym słowotoku najbardziej cenzuralne są te wypowiedzi, które świadczy o jego chorobliwej nienawiści do naturystów. Zdumienie było tym większe, że dwa tygodnie wcześniej ustalone zostały warunki naszego pobytu w Dębkach. Nerwowym osobnikiem okazał się być właściciel campingowych hektarów, i doszło do sytuacji paradoksalnej. Człowiek, który powinien zabiegać o to, żeby źródło jego zarobków, czyli turyści, czuli się naprawdę jego gośćmi, serwuje tymże inwektywy, które powinny go zaprowadzić wprost na salę sądową w charakterze oskarżonego o zniesławienie. Towarzyszący nam Francuzi zbaranieli. Na szczęście nic znali ani jednego polskiego słowa i na szczęście nic poznali jeszcze warunków polskiej paranoi.
Ostrzegamy przed prywatnym campingiem państwa Detlaf! Bo nawet urok osobisty ich córki nie zrekompensuje zażenowania, z jakim można przyjąć chamskie ekstrawagancje jej ojca. Ostrzegamy. Bo i warunki tutaj, jak można było w ciągu godziny zaobserwować, są zwykłym żerowaniem na turystach i wyciskaniem z nich pieniędzy. Rozgrzebany teren, deski z gwoździami, które grożą skaleczeniem nóg biegających dzieci. Fatalne warunki sanitarne i woda w jednej beczce, którą trzeba łapać wcześnie rano.
I tak oto wyborów Miss Plaży w Dębkach nie było. Nie było również zabaw dla dzieci. Był natomiast przyśpieszony z przyczyn technicznych wyjazd do Rowów, gdzie turyści, także naturyści, przyjmowani są znacznie serdeczniej. Wyjazd nie pozbawiony zresztą emocji. Bo oto tuż po wyjeździe spotkaliśmy stado krów, którym nijak nie zaimponowała rajdowa kawalkada. I jechaliśmy, jechaliśmy. Potem samemu prezesowi Kubickiemu popsuło się auto i naprawiał je. Naprawiał. Campingowy szaleniec, krowy na trasie, popsuty samochód prezesa -to już naprawdę zbyt wiele na przeciętną wytrzymałość nerwową. Ale to był właśnie trzynasty dzień lipca, piątek zresztą.
A potem już Rowy. Odrobina stabilizacji w dotychczasowym nieustabilizowaniu. I ciąg dalszy naturystycznego lata '90. Czy warto było porywać się na to przedsięwzięcie? Chyba tak. Nawet na pewno tak.
Stowarzyszenie Naturystów Polskich ma bowiem ambicję nie tylko korzystać z czaru przyrody, urody natury. Chce także mieć swój wkład w ratowanie środowiska od ekologicznych zagrożeń. SNP, wspólnie z dyrekcją Słowińskiego Parku Narodowego zamierza utworzyć "Fundację Słowińską", która umożliwi ochronę Parku. Jest to bowiem niezwykły zakątek o niepowtarzalnych walorach przyrodniczych i krajobrazowych. Słowiński Park zaliczony został przez UNESCO w roku 1977 do światowej sieci Rezerwatów Biosfery. Są projekty stworzenia w Rowach stałej bazy letniego wypoczynku naturystów z całej Polski. Sprzyja tym planom życzliwość mieszkańców Rowów, miejscowych władz i znakomite tereny rekreacyjne. Są poczynione starania o wsparcie mieszkańców Helu w ich działaniach na rzecz ochrony środowiska.
Tak więc na pewno było warto. Nawet Argo towarzyszący wyprawie od początku, naturysta od szczeniaka, sceptyczny wielce, szczeknął na koniec z pewną dozą akceptacji.
POLOWANIE NA SŁOŃCE
Poznajemy nagie plaże nad Bałtykiem
Poznajemy nagie plaże nad Bałtykiem - pod takim zawołaniem odbywał się pierwszy Ogólnopolski Rajd Samochodowy Naturystów. Wyjeżdżamy w sobotę 7 lipca, o nieprzyzwoicie wczesnej porze. Pod Bydgoszczą dołącza do nas żywa reklama rajdu, którą trudno przegapić nawet w największym tłumie: Ryszard Szylman - komandor rajdu wraz ze swoim charakterystycznym autem - starym autokarem przerobionym na camping, z transparentem rajdowym na boku i ogromnymi głośnikami na dachu.
W połowie drogi siadają obydwa koła w autokarze. Akurat te, które Szylman przezornie zmieniał w przeddzień wyprawy. Wymiana kół odbywa się w strugach ulewnego deszczu. Trwa i trwa, boć przecież nie jest to dętka rowerowa. Wydarzenie wszyscy uznają jednak za dobry omen i karawana rusza dalej.
Rajd nadmorskim szlakiem przebiega pod znakiem pustych plaż. Na tych pustych plażach najjaskrawiej widać jak dalece bieda zajrzała ludziom w oczy. Nie wystraszyli się ekologicznych zagrożeń, ani tego że woda w Bałtyku nie jest kryształowo czysta. Jeszcze nie tak dawno potrafili zdobyć się na sporo wyrzeczeń, aby tylko w czasie urlopu zobaczyć morze. Dziś i to okazało się być marzeniem luksusowym, nie na miarę przeciętnych kieszeni.
W Stogach także jest pustawo, chociaż zawsze było to najbliższe i ulubione miejsce wypoczynku naturystów z Trójmiasta. Na pustej plaży nie tak łatwo znaleźć kandydatki, które wezmą udział w wyborach Miss Plaży. Wreszcie znajdują się. Dwie. Oklaski nielicznej gołej publiczności decydują o wyborze. Nowo wykreowana Miss Stogów ogląda pod słońce wręczony przez Prezesa banknot i równie bacznie jablonecksową koronę. Spojrzenie jest profesjonalne, bowiem Lidia, mieszkanka Gdańska, jest jubilerem. W Stogach bywa często. Na plaży naturystycznej poznała męża, a jej kilkuletnia córka jest zdania, że na zwykłej tekstylnej plaży jest nudno, smutno i głośno. W Stogach spotykamy Człowieka Plaży. Piotr czuje się tutaj gospodarzem. Przychodzi od... marca do późnej jesieni. Prawic codziennie. A popołudniami zbiera akwizycyjne zgłoszenia. Taki sobie wymyślił styl życia. Trzyma go to w świetnej kondycji fizycznej, nigdy nie choruje, a grypę i przeziębienia zna z opowiadań znajomych. Spotykamy Henryka. Pracuje w Stoczni, wśród znajomych z pracy nie przyznaje się, że jest stałym bywalcem plaży naturystycznej. Obawia się swoiście pojętego, tekstylnego napiętnowania, chociaż, być może, więcej jest tam takich cichych naturystów jak on.
Wyjazd do Chałup, osławionych jeszcze przed tym, kiedy Wodecki zaśpiewał swój przebój. Antynaturystyczna kampania chałupian przyniosła rezultaty. Nie ma wytyczonych plaż naturystycznych, za to naturystów spotkać można rozproszonych od Władysławowa po Kuźnice. Plaża cudowna! Campingi podłe. Zatrzymujemy się na campingu numer pięć, prowadzonym przez naturystów z Bydgoszczy - Adama i Grzegorza. Marzy im się, aby camping był w przyszłości ostoją naturystów. Póki co ich starania rozbijają się o brak elementarnych urządzeń sanitarnych i infrastruktury, która by pozwoliła usytuować ich camping chociaż na średnim poziomie europejskim. Cała eskapada przebiega pod znakiem "polowania" na słońce.
Rozpisany przed wyjazdem scenariusz trze ba dostosowywać do wyjątkowo kapryśnej w tegorocznym lipcu pogody. Trudno przecież w chłodny dzień zorganizować plażową zabawę dla dzieci. Wreszcie łapiemy słońce. Dzieciaki ochoczo wyskakują z majtek i biegną do wspólnej zabawy. Zagrzewa je wyraźnie widok nagród. Tylko Piotrek się zaparł. Ma pięć lat i niezwykłe wprost w tym wieku przywiązanie do spodenek plażowych. Chętnie by pobiegł z innymi i walczył o trofea, ale - nie potrafi. Siedzi na kocu i chlipie. Nie pocieszą go później nawet nagrody pocieszenia. Poddała się Justynka, śliczna, czarnowłosa dziewczynka, która jest mniejsza od innych dzieci i ma niewielkie szansę na wygranie konkurencji zręcznościowych i biegowych. Następne zabawy dla dzieci będą już pomyślane z uwzględnieniem kryteriów wiekowych. Złożone z mam jury ustala, że główne nagrody przypadną kolektywnie wszystkim uczestnikom. Nie wiadomo, jak później podzielono się główny nagrodą dla chłopców - samochodem i dla dziewczynek - japońską lalą z pozytywką. Nic wiadomo, bo przed rajdowiczami wyprawa do Dębek.
Prześlicznej plaży w tej miejscowości nie było nam dane zobaczyć. Już przy wjeździe na prywatny camping państwa Detlafów spotykamy osobnika nerwowo wymachującego kończynami w zamiarach wyraźnie wrogich. Osobnik używa mnóstwa nieprzystojnych wyrazów, a w tym słowotoku najbardziej cenzuralne są te wypowiedzi, które świadczy o jego chorobliwej nienawiści do naturystów. Zdumienie było tym większe, że dwa tygodnie wcześniej ustalone zostały warunki naszego pobytu w Dębkach. Nerwowym osobnikiem okazał się być właściciel campingowych hektarów, i doszło do sytuacji paradoksalnej. Człowiek, który powinien zabiegać o to, żeby źródło jego zarobków, czyli turyści, czuli się naprawdę jego gośćmi, serwuje tymże inwektywy, które powinny go zaprowadzić wprost na salę sądową w charakterze oskarżonego o zniesławienie. Towarzyszący nam Francuzi zbaranieli. Na szczęście nic znali ani jednego polskiego słowa i na szczęście nic poznali jeszcze warunków polskiej paranoi.
Ostrzegamy przed prywatnym campingiem państwa Detlaf! Bo nawet urok osobisty ich córki nie zrekompensuje zażenowania, z jakim można przyjąć chamskie ekstrawagancje jej ojca. Ostrzegamy. Bo i warunki tutaj, jak można było w ciągu godziny zaobserwować, są zwykłym żerowaniem na turystach i wyciskaniem z nich pieniędzy. Rozgrzebany teren, deski z gwoździami, które grożą skaleczeniem nóg biegających dzieci. Fatalne warunki sanitarne i woda w jednej beczce, którą trzeba łapać wcześnie rano.
I tak oto wyborów Miss Plaży w Dębkach nie było. Nie było również zabaw dla dzieci. Był natomiast przyśpieszony z przyczyn technicznych wyjazd do Rowów, gdzie turyści, także naturyści, przyjmowani są znacznie serdeczniej. Wyjazd nie pozbawiony zresztą emocji. Bo oto tuż po wyjeździe spotkaliśmy stado krów, którym nijak nie zaimponowała rajdowa kawalkada. I jechaliśmy, jechaliśmy. Potem samemu prezesowi Kubickiemu popsuło się auto i naprawiał je. Naprawiał. Campingowy szaleniec, krowy na trasie, popsuty samochód prezesa -to już naprawdę zbyt wiele na przeciętną wytrzymałość nerwową. Ale to był właśnie trzynasty dzień lipca, piątek zresztą.
A potem już Rowy. Odrobina stabilizacji w dotychczasowym nieustabilizowaniu. I ciąg dalszy naturystycznego lata '90. Czy warto było porywać się na to przedsięwzięcie? Chyba tak. Nawet na pewno tak.
Stowarzyszenie Naturystów Polskich ma bowiem ambicję nie tylko korzystać z czaru przyrody, urody natury. Chce także mieć swój wkład w ratowanie środowiska od ekologicznych zagrożeń. SNP, wspólnie z dyrekcją Słowińskiego Parku Narodowego zamierza utworzyć "Fundację Słowińską", która umożliwi ochronę Parku. Jest to bowiem niezwykły zakątek o niepowtarzalnych walorach przyrodniczych i krajobrazowych. Słowiński Park zaliczony został przez UNESCO w roku 1977 do światowej sieci Rezerwatów Biosfery. Są projekty stworzenia w Rowach stałej bazy letniego wypoczynku naturystów z całej Polski. Sprzyja tym planom życzliwość mieszkańców Rowów, miejscowych władz i znakomite tereny rekreacyjne. Są poczynione starania o wsparcie mieszkańców Helu w ich działaniach na rzecz ochrony środowiska.
Tak więc na pewno było warto. Nawet Argo towarzyszący wyprawie od początku, naturysta od szczeniaka, sceptyczny wielce, szczeknął na koniec z pewną dozą akceptacji.
Poznajemy nagie plaże nad Bałtykiem
Poznajemy nagie plaże nad Bałtykiem - pod takim zawołaniem odbywał się pierwszy Ogólnopolski Rajd Samochodowy Naturystów. Wyjeżdżamy w sobotę 7 lipca, o nieprzyzwoicie wczesnej porze. Pod Bydgoszczą dołącza do nas żywa reklama rajdu, którą trudno przegapić nawet w największym tłumie: Ryszard Szylman - komandor rajdu wraz ze swoim charakterystycznym autem - starym autokarem przerobionym na camping, z transparentem rajdowym na boku i ogromnymi głośnikami na dachu.
W połowie drogi siadają obydwa koła w autokarze. Akurat te, które Szylman przezornie zmieniał w przeddzień wyprawy. Wymiana kół odbywa się w strugach ulewnego deszczu. Trwa i trwa, boć przecież nie jest to dętka rowerowa. Wydarzenie wszyscy uznają jednak za dobry omen i karawana rusza dalej.
Rajd nadmorskim szlakiem przebiega pod znakiem pustych plaż. Na tych pustych plażach najjaskrawiej widać jak dalece bieda zajrzała ludziom w oczy. Nie wystraszyli się ekologicznych zagrożeń, ani tego że woda w Bałtyku nie jest kryształowo czysta. Jeszcze nie tak dawno potrafili zdobyć się na sporo wyrzeczeń, aby tylko w czasie urlopu zobaczyć morze. Dziś i to okazało się być marzeniem luksusowym, nie na miarę przeciętnych kieszeni.
W Stogach także jest pustawo, chociaż zawsze było to najbliższe i ulubione miejsce wypoczynku naturystów z Trójmiasta. Na pustej plaży nie tak łatwo znaleźć kandydatki, które wezmą udział w wyborach Miss Plaży. Wreszcie znajdują się. Dwie. Oklaski nielicznej gołej publiczności decydują o wyborze. Nowo wykreowana Miss Stogów ogląda pod słońce wręczony przez Prezesa banknot i równie bacznie jablonecksową koronę. Spojrzenie jest profesjonalne, bowiem Lidia, mieszkanka Gdańska, jest jubilerem. W Stogach bywa często. Na plaży naturystycznej poznała męża, a jej kilkuletnia córka jest zdania, że na zwykłej tekstylnej plaży jest nudno, smutno i głośno. W Stogach spotykamy Człowieka Plaży. Piotr czuje się tutaj gospodarzem. Przychodzi od... marca do późnej jesieni. Prawic codziennie. A popołudniami zbiera akwizycyjne zgłoszenia. Taki sobie wymyślił styl życia. Trzyma go to w świetnej kondycji fizycznej, nigdy nie choruje, a grypę i przeziębienia zna z opowiadań znajomych. Spotykamy Henryka. Pracuje w Stoczni, wśród znajomych z pracy nie przyznaje się, że jest stałym bywalcem plaży naturystycznej. Obawia się swoiście pojętego, tekstylnego napiętnowania, chociaż, być może, więcej jest tam takich cichych naturystów jak on.
Wyjazd do Chałup, osławionych jeszcze przed tym, kiedy Wodecki zaśpiewał swój przebój. Antynaturystyczna kampania chałupian przyniosła rezultaty. Nie ma wytyczonych plaż naturystycznych, za to naturystów spotkać można rozproszonych od Władysławowa po Kuźnice. Plaża cudowna! Campingi podłe. Zatrzymujemy się na campingu numer pięć, prowadzonym przez naturystów z Bydgoszczy - Adama i Grzegorza. Marzy im się, aby camping był w przyszłości ostoją naturystów. Póki co ich starania rozbijają się o brak elementarnych urządzeń sanitarnych i infrastruktury, która by pozwoliła usytuować ich camping chociaż na średnim poziomie europejskim. Cała eskapada przebiega pod znakiem "polowania" na słońce.
Rozpisany przed wyjazdem scenariusz trze ba dostosowywać do wyjątkowo kapryśnej w tegorocznym lipcu pogody. Trudno przecież w chłodny dzień zorganizować plażową zabawę dla dzieci. Wreszcie łapiemy słońce. Dzieciaki ochoczo wyskakują z majtek i biegną do wspólnej zabawy. Zagrzewa je wyraźnie widok nagród. Tylko Piotrek się zaparł. Ma pięć lat i niezwykłe wprost w tym wieku przywiązanie do spodenek plażowych. Chętnie by pobiegł z innymi i walczył o trofea, ale - nie potrafi. Siedzi na kocu i chlipie. Nie pocieszą go później nawet nagrody pocieszenia. Poddała się Justynka, śliczna, czarnowłosa dziewczynka, która jest mniejsza od innych dzieci i ma niewielkie szansę na wygranie konkurencji zręcznościowych i biegowych. Następne zabawy dla dzieci będą już pomyślane z uwzględnieniem kryteriów wiekowych. Złożone z mam jury ustala, że główne nagrody przypadną kolektywnie wszystkim uczestnikom. Nie wiadomo, jak później podzielono się główny nagrodą dla chłopców - samochodem i dla dziewczynek - japońską lalą z pozytywką. Nic wiadomo, bo przed rajdowiczami wyprawa do Dębek.
Prześlicznej plaży w tej miejscowości nie było nam dane zobaczyć. Już przy wjeździe na prywatny camping państwa Detlafów spotykamy osobnika nerwowo wymachującego kończynami w zamiarach wyraźnie wrogich. Osobnik używa mnóstwa nieprzystojnych wyrazów, a w tym słowotoku najbardziej cenzuralne są te wypowiedzi, które świadczy o jego chorobliwej nienawiści do naturystów. Zdumienie było tym większe, że dwa tygodnie wcześniej ustalone zostały warunki naszego pobytu w Dębkach. Nerwowym osobnikiem okazał się być właściciel campingowych hektarów, i doszło do sytuacji paradoksalnej. Człowiek, który powinien zabiegać o to, żeby źródło jego zarobków, czyli turyści, czuli się naprawdę jego gośćmi, serwuje tymże inwektywy, które powinny go zaprowadzić wprost na salę sądową w charakterze oskarżonego o zniesławienie. Towarzyszący nam Francuzi zbaranieli. Na szczęście nic znali ani jednego polskiego słowa i na szczęście nic poznali jeszcze warunków polskiej paranoi.
Ostrzegamy przed prywatnym campingiem państwa Detlaf! Bo nawet urok osobisty ich córki nie zrekompensuje zażenowania, z jakim można przyjąć chamskie ekstrawagancje jej ojca. Ostrzegamy. Bo i warunki tutaj, jak można było w ciągu godziny zaobserwować, są zwykłym żerowaniem na turystach i wyciskaniem z nich pieniędzy. Rozgrzebany teren, deski z gwoździami, które grożą skaleczeniem nóg biegających dzieci. Fatalne warunki sanitarne i woda w jednej beczce, którą trzeba łapać wcześnie rano.
I tak oto wyborów Miss Plaży w Dębkach nie było. Nie było również zabaw dla dzieci. Był natomiast przyśpieszony z przyczyn technicznych wyjazd do Rowów, gdzie turyści, także naturyści, przyjmowani są znacznie serdeczniej. Wyjazd nie pozbawiony zresztą emocji. Bo oto tuż po wyjeździe spotkaliśmy stado krów, którym nijak nie zaimponowała rajdowa kawalkada. I jechaliśmy, jechaliśmy. Potem samemu prezesowi Kubickiemu popsuło się auto i naprawiał je. Naprawiał. Campingowy szaleniec, krowy na trasie, popsuty samochód prezesa -to już naprawdę zbyt wiele na przeciętną wytrzymałość nerwową. Ale to był właśnie trzynasty dzień lipca, piątek zresztą.
A potem już Rowy. Odrobina stabilizacji w dotychczasowym nieustabilizowaniu. I ciąg dalszy naturystycznego lata '90. Czy warto było porywać się na to przedsięwzięcie? Chyba tak. Nawet na pewno tak.
Stowarzyszenie Naturystów Polskich ma bowiem ambicję nie tylko korzystać z czaru przyrody, urody natury. Chce także mieć swój wkład w ratowanie środowiska od ekologicznych zagrożeń. SNP, wspólnie z dyrekcją Słowińskiego Parku Narodowego zamierza utworzyć "Fundację Słowińską", która umożliwi ochronę Parku. Jest to bowiem niezwykły zakątek o niepowtarzalnych walorach przyrodniczych i krajobrazowych. Słowiński Park zaliczony został przez UNESCO w roku 1977 do światowej sieci Rezerwatów Biosfery. Są projekty stworzenia w Rowach stałej bazy letniego wypoczynku naturystów z całej Polski. Sprzyja tym planom życzliwość mieszkańców Rowów, miejscowych władz i znakomite tereny rekreacyjne. Są poczynione starania o wsparcie mieszkańców Helu w ich działaniach na rzecz ochrony środowiska.
Tak więc na pewno było warto. Nawet Argo towarzyszący wyprawie od początku, naturysta od szczeniaka, sceptyczny wielce, szczeknął na koniec z pewną dozą akceptacji.
Lipiec był szalony i nadzwyczaj kapryśny. Słońce trzeba było dosłownie "łapać". Najwytrwalsze i najwytrwalsi robili to z podziwu godnym samozaparciem. I wielu z nich udało się uzyskać imponujący brąz, na widok którego westchnie niejedna blada twarz, której nie udało się wyrwać z miasta w wakacyjny czas.
Plaże naturystyczne także nie wyglądały zbyt naturystycznie. Słońce za chmurami i nadmorski chłodek sprawiały, że ręczniki kąpielowe i parawany plażowe były najczęściej spotykanymi akcesoriami. Czy naszej dziewczynie ze zdjęcia udał się romans ze słońcem?
Plaże naturystyczne także nie wyglądały zbyt naturystycznie. Słońce za chmurami i nadmorski chłodek sprawiały, że ręczniki kąpielowe i parawany plażowe były najczęściej spotykanymi akcesoriami. Czy naszej dziewczynie ze zdjęcia udał się romans ze słońcem?
CUDZOZIEMCY O NAS I O INNYCH
Niemcy
Beatę Horscht i Peter Schmitz przyjechali do Polski po raz drugi. Uważają, że byli u nas zbył krótko, aby wydawać jakiekolwiek osądy i opinie na temat kraju, który w gruncie rzeczy zbyt mało znają. Wędrowali głównie Wybrzeżem, tak więc reszty Polski prawie nie widzieli. Na przekór naszym powszechnym narzekaniom są zdania, że plaże u nas są czystsze niż gdzie indziej. Widzę, rzecz jasna, brak sanitariatów i brud w tych, które się z rzadka spotyka. Ale to samo widzieli również we Francji, gdzie ubikacje są bardzo brudne. Wiedza, że jeśli przyjezdni nie są w stanie tego zmienić - muszę się po prostu pogodzić z takim stanem rzeczy. Zarówno Beate jak i Peter nie poczuwają się do przynależności w jakimkolwiek ruchu naturystycznym. Nie trzeba być członkiem jakiejś organizacji, żeby rozebrać się na plaży. Po prostu człowiek idzie się opalać i robi to w sposób, który odpowiada mu najbardziej. W Duisburgu, gdzie mieszkają oboje, istnieją wprawdzie kluby naturystyczne, ale złośliwcy nazywają je klubami staruszków. Przeciętna wieku członków klubu, to sześćdziesiątka. Spotkać w nich można osoby od czterdziestego piątego roku życia wzwyż. Beate jest socjologiem. Twierdzi, że w Niemczech naturyzm był modny na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych. Był to ruch nowy, porównywalny do dzisiejszego w Polsce. Na przestrzeni lat społeczeństwo niemieckie na tyle dojrzało, że klubowi naturyści pozostali w separacji, które zresztą sami sobie wybrali. Dla ludzi młodych naturyzm jest czymś tak zwyczajnym jak powietrze i woda. Podobnie - sauna i plaże naturystyczne. U nich co druga plaża nadmorska jest wyznaczona dla naturystów. Dużo jest także plaż nieoficjalnych. Do tego, aby rozebrać się na plaży młodzi ludzie nie potrzebują ideologii. Konieczne natomiast jest zdrowe widzenie związku między naturyzmem, erotykę i seksem.
Holendrzy
On - Robbert Broekstra z miasta Gouda, założyciel trzech klubów naturystycznych w Holandii, twórca i szef INIC -Internacional Naturist Informacion Centre. Ona - Will Hamstra z Amsterdamu, w którym najbardziej liberalnie traktuje się zjawisko zwane naturyzmem, nauczycielka aerobiku wodnego. - Główną funkcją Centrum jest pośrednictwo w informacji. Trzy razy w roku ukazuje się biuletyn informacyjny, w którym zawarte są głównie adresy osób interesujących się naturyzmem w dwudziestu krajach świata. Najchętniej odwiedzane są Jugosławia i Francja, Dużo klubów naturystycznych jest w Niemczech. W Hiszpanii i Belgii, gdzie istnieje silny wpływ Kościoła na życie społeczne, plaż naturystycznych nie ma wcale. W Polsce zwiedziliśmy plaże w Stogach, Chałupach, teraz jesteśmy w Rowach. Chyba trochę za wcześnie na formułowanie ocen, ale zaskakuje nas, że nie ma żadnych tablic informacyjnych na płatach. Czy one są nieoficjalne? Nie podoba nam się również pomysł organizowania wyborów miss i mistera. W Holandii nigdy by takiego konkursu nie zorganizowali. Jesteśmy zdania, że "ocenianie mięsa " niezgodne jest z duchem naturyzmu. - Mój klub nazywa się "Przyjaciele natury"- mówi Robbert Broekstra. Liczy pięćset osób z dwóch prowincji i ma charakter pływacko-sportowy. Gramy w badmintona, kręgle, czasem w tenisa i tenisa stołowego. Uprawiamy gimnastykę i wodny aerobik. Spotykamy się wyłącznie po sezonie wakacyjnym, od września do maja. Korzystamy z czterech saun i tyluż basenów. Mamy klub fotograficzny. Latem, w czasie weekendów organizujemy plenery fotograficzne. Zdjęcia ukazują się później w magazynach naturystycznych na całym świecie. Trzy razy w roku ukazuje się nasz magazyn klubowy: czarno-biały, 28-stronicowy, w nakładzie 350 egzemplarzy. Wydawnictwo finansuje magistrat miejski.
- Dlaczego interesuję się naturyzmem? To ma długą historię. Miałem czternaście lat, kiedy odwiedziłem w Kanadzie po raz pierwszy klub naturystyczny. Później z żoną Finką osiedliliśmy się w Holandii, a w Europie ten ruch ma o wiele dłuższe i bogatsze tradycje niż w Ameryce. Dla mnie naturyzm to styl życia. Nie uznaję papierosów i alkoholu, stosuję makrobiotykę, Holendrzy wcale nie są liberalni w swoim stosunku do naturystów. Rozebrane dyskoteki są możliwe w Amsterdamie, ale już w innych prowincjach budzą zgorszenie. Nie tak dawno zorganizowaliśmy wystawę fotograficzną w siedzibie rady miejskiej. Na plakacie reklamowym była goła panienka. Chodziliśmy z tymi plakatami do pięć dziesięciu sklepów z. prośbą o wystawienie ich w witrynach. Tylko w trzech sklepach zgodzili się na to. Pojawiły się obiekcje tego typu, że siedziba rady miejskiej, budynek w którym się mieści, był kiedyś, przed wiekami... kościołem. - Każdy ruch, także nasz, może przyciągnąć uwagę dewiantów wszelkiego kalibru. Są wśród nas homoseksualiści, ale jeśli zachowują się zwyczajnie, nie mamy nic przeciwko nim. Kiedyś w naszym klubie fotograficznym pojawił się nowy człowiek. Interesowało go fotografowanie na zbliżeniach wyłącznie dolnych partii kobiecego ciała. Został wykluczony z grona naturystycznych fotografików.
Pan Robbert Broekstra preferuje rozrywki typu dyskoteka w strojach adamowych, obiady na golasa, z których zdjęcia rozsyłane są do pism całego świata, programy rozrywkowe z rozebranymi piosenkarkami i tancerzami. W czasie kiedy Will Hamstra i Robbert Broekstra byli nad Bałtykiem, Łódź odwiedziła inna grupa Holendrów. Od nich właśnie pochodzi informacja, że Mister Robbert reprezentuje ten nurt naturystyczny, który w Polsce zaczęto nazywać "marczakowskim". W wielu środowiskach, niekoniecznie purytańskich, nie budzi to zachwytu.
Niemcy
Beatę Horscht i Peter Schmitz przyjechali do Polski po raz drugi. Uważają, że byli u nas zbył krótko, aby wydawać jakiekolwiek osądy i opinie na temat kraju, który w gruncie rzeczy zbyt mało znają. Wędrowali głównie Wybrzeżem, tak więc reszty Polski prawie nie widzieli. Na przekór naszym powszechnym narzekaniom są zdania, że plaże u nas są czystsze niż gdzie indziej. Widzę, rzecz jasna, brak sanitariatów i brud w tych, które się z rzadka spotyka. Ale to samo widzieli również we Francji, gdzie ubikacje są bardzo brudne. Wiedza, że jeśli przyjezdni nie są w stanie tego zmienić - muszę się po prostu pogodzić z takim stanem rzeczy. Zarówno Beate jak i Peter nie poczuwają się do przynależności w jakimkolwiek ruchu naturystycznym. Nie trzeba być członkiem jakiejś organizacji, żeby rozebrać się na plaży. Po prostu człowiek idzie się opalać i robi to w sposób, który odpowiada mu najbardziej. W Duisburgu, gdzie mieszkają oboje, istnieją wprawdzie kluby naturystyczne, ale złośliwcy nazywają je klubami staruszków. Przeciętna wieku członków klubu, to sześćdziesiątka. Spotkać w nich można osoby od czterdziestego piątego roku życia wzwyż. Beate jest socjologiem. Twierdzi, że w Niemczech naturyzm był modny na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych. Był to ruch nowy, porównywalny do dzisiejszego w Polsce. Na przestrzeni lat społeczeństwo niemieckie na tyle dojrzało, że klubowi naturyści pozostali w separacji, które zresztą sami sobie wybrali. Dla ludzi młodych naturyzm jest czymś tak zwyczajnym jak powietrze i woda. Podobnie - sauna i plaże naturystyczne. U nich co druga plaża nadmorska jest wyznaczona dla naturystów. Dużo jest także plaż nieoficjalnych. Do tego, aby rozebrać się na plaży młodzi ludzie nie potrzebują ideologii. Konieczne natomiast jest zdrowe widzenie związku między naturyzmem, erotykę i seksem.
Holendrzy
On - Robbert Broekstra z miasta Gouda, założyciel trzech klubów naturystycznych w Holandii, twórca i szef INIC -Internacional Naturist Informacion Centre. Ona - Will Hamstra z Amsterdamu, w którym najbardziej liberalnie traktuje się zjawisko zwane naturyzmem, nauczycielka aerobiku wodnego. - Główną funkcją Centrum jest pośrednictwo w informacji. Trzy razy w roku ukazuje się biuletyn informacyjny, w którym zawarte są głównie adresy osób interesujących się naturyzmem w dwudziestu krajach świata. Najchętniej odwiedzane są Jugosławia i Francja, Dużo klubów naturystycznych jest w Niemczech. W Hiszpanii i Belgii, gdzie istnieje silny wpływ Kościoła na życie społeczne, plaż naturystycznych nie ma wcale. W Polsce zwiedziliśmy plaże w Stogach, Chałupach, teraz jesteśmy w Rowach. Chyba trochę za wcześnie na formułowanie ocen, ale zaskakuje nas, że nie ma żadnych tablic informacyjnych na płatach. Czy one są nieoficjalne? Nie podoba nam się również pomysł organizowania wyborów miss i mistera. W Holandii nigdy by takiego konkursu nie zorganizowali. Jesteśmy zdania, że "ocenianie mięsa " niezgodne jest z duchem naturyzmu. - Mój klub nazywa się "Przyjaciele natury"- mówi Robbert Broekstra. Liczy pięćset osób z dwóch prowincji i ma charakter pływacko-sportowy. Gramy w badmintona, kręgle, czasem w tenisa i tenisa stołowego. Uprawiamy gimnastykę i wodny aerobik. Spotykamy się wyłącznie po sezonie wakacyjnym, od września do maja. Korzystamy z czterech saun i tyluż basenów. Mamy klub fotograficzny. Latem, w czasie weekendów organizujemy plenery fotograficzne. Zdjęcia ukazują się później w magazynach naturystycznych na całym świecie. Trzy razy w roku ukazuje się nasz magazyn klubowy: czarno-biały, 28-stronicowy, w nakładzie 350 egzemplarzy. Wydawnictwo finansuje magistrat miejski.
- Dlaczego interesuję się naturyzmem? To ma długą historię. Miałem czternaście lat, kiedy odwiedziłem w Kanadzie po raz pierwszy klub naturystyczny. Później z żoną Finką osiedliliśmy się w Holandii, a w Europie ten ruch ma o wiele dłuższe i bogatsze tradycje niż w Ameryce. Dla mnie naturyzm to styl życia. Nie uznaję papierosów i alkoholu, stosuję makrobiotykę, Holendrzy wcale nie są liberalni w swoim stosunku do naturystów. Rozebrane dyskoteki są możliwe w Amsterdamie, ale już w innych prowincjach budzą zgorszenie. Nie tak dawno zorganizowaliśmy wystawę fotograficzną w siedzibie rady miejskiej. Na plakacie reklamowym była goła panienka. Chodziliśmy z tymi plakatami do pięć dziesięciu sklepów z. prośbą o wystawienie ich w witrynach. Tylko w trzech sklepach zgodzili się na to. Pojawiły się obiekcje tego typu, że siedziba rady miejskiej, budynek w którym się mieści, był kiedyś, przed wiekami... kościołem. - Każdy ruch, także nasz, może przyciągnąć uwagę dewiantów wszelkiego kalibru. Są wśród nas homoseksualiści, ale jeśli zachowują się zwyczajnie, nie mamy nic przeciwko nim. Kiedyś w naszym klubie fotograficznym pojawił się nowy człowiek. Interesowało go fotografowanie na zbliżeniach wyłącznie dolnych partii kobiecego ciała. Został wykluczony z grona naturystycznych fotografików.
Pan Robbert Broekstra preferuje rozrywki typu dyskoteka w strojach adamowych, obiady na golasa, z których zdjęcia rozsyłane są do pism całego świata, programy rozrywkowe z rozebranymi piosenkarkami i tancerzami. W czasie kiedy Will Hamstra i Robbert Broekstra byli nad Bałtykiem, Łódź odwiedziła inna grupa Holendrów. Od nich właśnie pochodzi informacja, że Mister Robbert reprezentuje ten nurt naturystyczny, który w Polsce zaczęto nazywać "marczakowskim". W wielu środowiskach, niekoniecznie purytańskich, nie budzi to zachwytu.
WSPANIAŁE WAKACJE DLA NATURYSTÓW W AUSTRII
Chociaż Austria nie leży nad morzem oferuje jednak wiele świetnych turystycznych atrakcji. Jej mieszkańcy starają się zaspokoić oczekiwania przyjeżdżających. Proponują także wakacje ludziom o bardziej indywidualnych zamiłowaniach. Niezwykła gościnność i serdeczność gospodarzy dopełniają dobrych wrażeń.
Oto propozycja dla miłośników naturyzmu. W Górnej Austrii, w regionie Pyhrn- Eisenwurzen, na granicy Salzkammer w miejscowości Kirchdorf znajduje się pensjonat "Grali" zapewniający doskonały wypoczynek naturystom. Piękny górzysty krajobraz, świeże powietrze, cisza i spokój, to oczywiście nie wszystkie zalety. Na wypielęgnowanych i osłoniętych przed ciekawskimi oczyma trawnikach można się wspaniale opalać. Jeśli wczasowicze chcą zadbać o kondycję, do ich dyspozycji są: kryty basen, korty do tenisa i stoły do ping-ponga. Duża świetlica z zacisznymi kącikami, sauna, masażyści - słowem wszystko, co służy rozrywce i odprężeniu. Śliczna okolica, lasy, rzeki to wymarzone miejsce do pieszych wędrówek, a okoliczne miasta, jak Krems czy Linz przyciągają urodą zabytków. Można się do nich dostać wygodnie autobusem lub własnym samochodem. Bo pensjonat "Grali" leży właśnie w pobliżu międzynarodowej trasy -autostrady Wiedeń - Salzburg (zjazd na Vorchdorf).
O zainteresowaniu pensjonatem świadczy fakt, że by zamówić miejsce, trzeba odpowiednio wcześniej zatelefonować lub napisać pod adresem: Rodzina Grali, Haus-manning 82, a-4560 Kirchdorf/Krems. W kolejnych numerach naszego pisma postaramy się przedstawić propozycje atrakcyjnego dla naturystów wypoczynku na zachód od Odry. Zaczęliśmy od Austrii...
Chociaż Austria nie leży nad morzem oferuje jednak wiele świetnych turystycznych atrakcji. Jej mieszkańcy starają się zaspokoić oczekiwania przyjeżdżających. Proponują także wakacje ludziom o bardziej indywidualnych zamiłowaniach. Niezwykła gościnność i serdeczność gospodarzy dopełniają dobrych wrażeń.
Oto propozycja dla miłośników naturyzmu. W Górnej Austrii, w regionie Pyhrn- Eisenwurzen, na granicy Salzkammer w miejscowości Kirchdorf znajduje się pensjonat "Grali" zapewniający doskonały wypoczynek naturystom. Piękny górzysty krajobraz, świeże powietrze, cisza i spokój, to oczywiście nie wszystkie zalety. Na wypielęgnowanych i osłoniętych przed ciekawskimi oczyma trawnikach można się wspaniale opalać. Jeśli wczasowicze chcą zadbać o kondycję, do ich dyspozycji są: kryty basen, korty do tenisa i stoły do ping-ponga. Duża świetlica z zacisznymi kącikami, sauna, masażyści - słowem wszystko, co służy rozrywce i odprężeniu. Śliczna okolica, lasy, rzeki to wymarzone miejsce do pieszych wędrówek, a okoliczne miasta, jak Krems czy Linz przyciągają urodą zabytków. Można się do nich dostać wygodnie autobusem lub własnym samochodem. Bo pensjonat "Grali" leży właśnie w pobliżu międzynarodowej trasy -autostrady Wiedeń - Salzburg (zjazd na Vorchdorf).
O zainteresowaniu pensjonatem świadczy fakt, że by zamówić miejsce, trzeba odpowiednio wcześniej zatelefonować lub napisać pod adresem: Rodzina Grali, Haus-manning 82, a-4560 Kirchdorf/Krems. W kolejnych numerach naszego pisma postaramy się przedstawić propozycje atrakcyjnego dla naturystów wypoczynku na zachód od Odry. Zaczęliśmy od Austrii...
MISTER '90 PO RAZ PIERWSZY!
ROZMOWA ZE ZDOBYWCĄ TYTUŁU MISTER '90.
- Jak zostałeś naturystą?
- Poszedłem na spacer plażą, bo nie lubię leżeć plackiem, i nagle patrzę, a wszyscy wokół mnie są nago. Poczułem się niesamowicie zawstydzony i mimo że byłem w majteczkach, przy kryłem się ręcznikiem, szybko ściągnąłem, szedłem dalej, kątem oka postrzegając, że nikt na mnie nie zwraca uwagi. Zrozumiałem, że wbrew głoszonym również poglądom naturyzm nie ma nic wspólnego z nachalnym podglądactwem, że ludzie nie rozbierają się po to, aby wzajemnie się oglądać. A wypowiedzi, które czytałem, były często sprzeczne, publikowane zdjęcia nie przedstawiają tego, co w naturyzmie najważniejsze - wspaniałej symbiozy człowieka z przyrodą, kosmosu przeżyć. W tym roku dzięki koledze, prezesowi poznańskiego oddziału Stowarzyszenia Naturystów Polskich, utwierdziłem się w przekonaniu, że naturyzm to nie tylko miła atmosfera na campingu, wśród przyjaciół, z którymi nie mamy na co dzień możliwości się spotkać, ale wspólne wyjścia na plażę, gdzie wszyscy się bawią. Wreszcie możemy się wyżyć, jesteśmy razem od śniadania zaczynając, a na ... śniadaniu kończąc. U "tekstylnych" prawie tego nie ma, nie utrzymuje się tak bliskich kontaktów.
- Wybory mistera SNP zorganizowało w tym roku po raz pierwszy. Co skłoniło Cię do udziału w nich?
- Chęć dobrej zabawy. Przyznam, że nie bardzo chciałem, ale silna grupa poznańska ze względów prestiżowych musiała kogoś wydelegować i postawiono mnie przed alternatywą: albo startuję, albo płynę do Szwecji... Miałem tremę, ale kiedy impreza zaczęła nabierać tempa, rozluźniłem się, poczułem, że się bawię.
- Doping miałeś spory, ale ktoś wspomniał, że w jury zasiadała także twoja dziewczyna...
- Chciałbym, aby jedna z nich była moją dziewczyną. Wypadałoby aby Mister, poza 5cio-tysięcznym banknotem, dostał również jakąś konkretną nagrodę.
- A jaki jest twój pogląd na temat kobiet? Twoi znajomi twierdzą, że nie dzielisz ich na brunetki i blondynki, szczupłe i tęgie, niskie i wysokie.
- Rzeczywiście nie segreguję kobiet. Cenię w nich poczucie humoru i osobowość.
- Czym wobec tego jest dla ciebie miłość?
- Żeby mówić o miłości, trzeba jej doświadczyć, zasmakować, przeżyć. Jeśli powiem o tym, co mam już za sobą, to pewnie zrażę do siebie dziewczyny, co?
- Spróbujmy się o tym przekonać.
-Pokochałem ją bezgranicznie, nie pozostawiając sobie żadnej furtki. Poza nią nie istniała żadna inna, bez względu na urodę. Powstał stan będący motorem napędowym samego siebie, stan w którym nawet krótkie rozstania stają się nie do zniesienia. Dopiero po dłuższym czasie nastąpiło przekonanie, że to jest miłość, choć słowa tego używam rzadko. Rzadko, bowiem powszechnie rzuca się je w próżnię, bez głębszego zaangażowania własnych uczuć. A przecież można iść z dziewczyną do łóżka i nie oszukiwać jej, używając słowa "kocham". Nie oznacza to jednak, że należy być równocześnie obojętnym wobec niej, nawet jeśli nie jestem w stanie obdarzyć ją uczuciem pełnym, jak na to zasługuje. Miłość jest uczuciem tak głębokim i osobistym, że jej zaistnienie w jednej chwili jest niemożliwością. Szczęściem jest, gdy dwoje ludzi równocześnie wyzwala z siebie to najgłębsze uczucie, gdy są dla siebie wszystkim i potrafią ze sobą przebywać bez przerwy nie nudząc się. Ale równocześnie strasznie jest, gdy to się nagle kończy, gdy uczucie jednej ze stron okazuje się silniejsze i nie ma już tej jedności.
- Czy wobec tego nie należy żyć wyłącznie procesem, bez przewidywania jaki może być finał?
- Zgadzam się i jestem szczęśliwy, że w ogóle mogłem to przeżyć. Na takie chwile warto czekać latami. Niezależnie od finału nie zmieniłem swego poglądu na miłość: to wzajemne dawanie siebie, bez reszty. Fizyczny akt miłości jest uhonorowaniem reszty. Tylko wtedy ma to sens. Seks dla seksu, jak sztuka dla sztuki jest tak płytki, że lepiej z niego zrezygnować. Nie daje pełni radości i dlatego nie lubię "łatwego seksu".
- Czy naturyzm może być amoralny?
- Ani amoralności, ani anormalności tu nie widzę. Widzę, że naturyści zachowują się normalnie i naturalnie, co stopniowo powoduje, że ruch ten przestaje być jakimś tabu, ocenianym przed laty demagogicznie, jako coś niedostępnego i niegodnego człowieka. Poglądy zmieniają się. zwłaszcza, że to również pewna forma terapii, bowiem ludzie z kompleksami dzięki naturyzmowi mogą się z nich wyleczyć. Wśród "tekstylnych" zauważa się większe skrępowanie, aniżeli na naszych plażach, gdzie panuje jedność. Dlatego na plaży czuję się jak drzewo, jak spójny element wszystkiego co mnie otacza. I nie ma to nic wspólnego z seksem, erotyzmem. Ba, zrobiłem nawet eksperyment: próbowałem pobudzić wyobraźnię do tego, aby się podniecić. Okazało się to absolutnie nie możliwe.
- Konkurencje podczas wyborów wykazały twoją niezłą kondycje. Słyszałem, że zawdzięczasz ją chińskiej gimnastyce TAI CHI?
- Każdy może zostać Misterem jeśli zadba o swoje ciało. Sądzę, że warto. Niestety palę papierosy, ale mimo to kondycję utrzymuję. Dzięki TAI CHI zarówno 30, jak i 70-latkowie są sprawni fizycznie i intelektualnie. To jedna z przyczyn długowieczności Chińczyków. Oni doskonale nauczyli się żyć z naturą, płynąć z prądem. To cała filozofia, a jedna z jej zasad opiera się na przekonaniu, że należy sprawy człowieka traktować z ograniczonym zaufaniem, jak jeden kierowca drugiego na drodze.
- A co poza gimnastyką Mister '90 robi prywatnie?
- Zawodowo jestem handlowcem. Pracuję w firmie zajmującej się pośrednictwem w sprzedaży wszystkiego, od A do Z. Tu w Rowach również zawarłem transakcje, łącząc biznes z wypoczynkiem. Było zapotrzebowanie na piwo, to je sprowadziłem. Ponadto jestem wciąż wolnym człowiekiem, do wzięcia.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: JAN SOTER.
ROZMOWA ZE ZDOBYWCĄ TYTUŁU MISTER '90.
- Jak zostałeś naturystą?
- Poszedłem na spacer plażą, bo nie lubię leżeć plackiem, i nagle patrzę, a wszyscy wokół mnie są nago. Poczułem się niesamowicie zawstydzony i mimo że byłem w majteczkach, przy kryłem się ręcznikiem, szybko ściągnąłem, szedłem dalej, kątem oka postrzegając, że nikt na mnie nie zwraca uwagi. Zrozumiałem, że wbrew głoszonym również poglądom naturyzm nie ma nic wspólnego z nachalnym podglądactwem, że ludzie nie rozbierają się po to, aby wzajemnie się oglądać. A wypowiedzi, które czytałem, były często sprzeczne, publikowane zdjęcia nie przedstawiają tego, co w naturyzmie najważniejsze - wspaniałej symbiozy człowieka z przyrodą, kosmosu przeżyć. W tym roku dzięki koledze, prezesowi poznańskiego oddziału Stowarzyszenia Naturystów Polskich, utwierdziłem się w przekonaniu, że naturyzm to nie tylko miła atmosfera na campingu, wśród przyjaciół, z którymi nie mamy na co dzień możliwości się spotkać, ale wspólne wyjścia na plażę, gdzie wszyscy się bawią. Wreszcie możemy się wyżyć, jesteśmy razem od śniadania zaczynając, a na ... śniadaniu kończąc. U "tekstylnych" prawie tego nie ma, nie utrzymuje się tak bliskich kontaktów.
- Wybory mistera SNP zorganizowało w tym roku po raz pierwszy. Co skłoniło Cię do udziału w nich?
- Chęć dobrej zabawy. Przyznam, że nie bardzo chciałem, ale silna grupa poznańska ze względów prestiżowych musiała kogoś wydelegować i postawiono mnie przed alternatywą: albo startuję, albo płynę do Szwecji... Miałem tremę, ale kiedy impreza zaczęła nabierać tempa, rozluźniłem się, poczułem, że się bawię.
- Doping miałeś spory, ale ktoś wspomniał, że w jury zasiadała także twoja dziewczyna...
- Chciałbym, aby jedna z nich była moją dziewczyną. Wypadałoby aby Mister, poza 5cio-tysięcznym banknotem, dostał również jakąś konkretną nagrodę.
- A jaki jest twój pogląd na temat kobiet? Twoi znajomi twierdzą, że nie dzielisz ich na brunetki i blondynki, szczupłe i tęgie, niskie i wysokie.
- Rzeczywiście nie segreguję kobiet. Cenię w nich poczucie humoru i osobowość.
- Czym wobec tego jest dla ciebie miłość?
- Żeby mówić o miłości, trzeba jej doświadczyć, zasmakować, przeżyć. Jeśli powiem o tym, co mam już za sobą, to pewnie zrażę do siebie dziewczyny, co?
- Spróbujmy się o tym przekonać.
-Pokochałem ją bezgranicznie, nie pozostawiając sobie żadnej furtki. Poza nią nie istniała żadna inna, bez względu na urodę. Powstał stan będący motorem napędowym samego siebie, stan w którym nawet krótkie rozstania stają się nie do zniesienia. Dopiero po dłuższym czasie nastąpiło przekonanie, że to jest miłość, choć słowa tego używam rzadko. Rzadko, bowiem powszechnie rzuca się je w próżnię, bez głębszego zaangażowania własnych uczuć. A przecież można iść z dziewczyną do łóżka i nie oszukiwać jej, używając słowa "kocham". Nie oznacza to jednak, że należy być równocześnie obojętnym wobec niej, nawet jeśli nie jestem w stanie obdarzyć ją uczuciem pełnym, jak na to zasługuje. Miłość jest uczuciem tak głębokim i osobistym, że jej zaistnienie w jednej chwili jest niemożliwością. Szczęściem jest, gdy dwoje ludzi równocześnie wyzwala z siebie to najgłębsze uczucie, gdy są dla siebie wszystkim i potrafią ze sobą przebywać bez przerwy nie nudząc się. Ale równocześnie strasznie jest, gdy to się nagle kończy, gdy uczucie jednej ze stron okazuje się silniejsze i nie ma już tej jedności.
- Czy wobec tego nie należy żyć wyłącznie procesem, bez przewidywania jaki może być finał?
- Zgadzam się i jestem szczęśliwy, że w ogóle mogłem to przeżyć. Na takie chwile warto czekać latami. Niezależnie od finału nie zmieniłem swego poglądu na miłość: to wzajemne dawanie siebie, bez reszty. Fizyczny akt miłości jest uhonorowaniem reszty. Tylko wtedy ma to sens. Seks dla seksu, jak sztuka dla sztuki jest tak płytki, że lepiej z niego zrezygnować. Nie daje pełni radości i dlatego nie lubię "łatwego seksu".
- Czy naturyzm może być amoralny?
- Ani amoralności, ani anormalności tu nie widzę. Widzę, że naturyści zachowują się normalnie i naturalnie, co stopniowo powoduje, że ruch ten przestaje być jakimś tabu, ocenianym przed laty demagogicznie, jako coś niedostępnego i niegodnego człowieka. Poglądy zmieniają się. zwłaszcza, że to również pewna forma terapii, bowiem ludzie z kompleksami dzięki naturyzmowi mogą się z nich wyleczyć. Wśród "tekstylnych" zauważa się większe skrępowanie, aniżeli na naszych plażach, gdzie panuje jedność. Dlatego na plaży czuję się jak drzewo, jak spójny element wszystkiego co mnie otacza. I nie ma to nic wspólnego z seksem, erotyzmem. Ba, zrobiłem nawet eksperyment: próbowałem pobudzić wyobraźnię do tego, aby się podniecić. Okazało się to absolutnie nie możliwe.
- Konkurencje podczas wyborów wykazały twoją niezłą kondycje. Słyszałem, że zawdzięczasz ją chińskiej gimnastyce TAI CHI?
- Każdy może zostać Misterem jeśli zadba o swoje ciało. Sądzę, że warto. Niestety palę papierosy, ale mimo to kondycję utrzymuję. Dzięki TAI CHI zarówno 30, jak i 70-latkowie są sprawni fizycznie i intelektualnie. To jedna z przyczyn długowieczności Chińczyków. Oni doskonale nauczyli się żyć z naturą, płynąć z prądem. To cała filozofia, a jedna z jej zasad opiera się na przekonaniu, że należy sprawy człowieka traktować z ograniczonym zaufaniem, jak jeden kierowca drugiego na drodze.
- A co poza gimnastyką Mister '90 robi prywatnie?
- Zawodowo jestem handlowcem. Pracuję w firmie zajmującej się pośrednictwem w sprzedaży wszystkiego, od A do Z. Tu w Rowach również zawarłem transakcje, łącząc biznes z wypoczynkiem. Było zapotrzebowanie na piwo, to je sprowadziłem. Ponadto jestem wciąż wolnym człowiekiem, do wzięcia.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: JAN SOTER.
GOŁA TRYBUNA
Plaża naturystyczna co roku wchłania kogoś nowego, jak morze. O ile jednak morze oddaje ofiary, to ruch ma taką siłę przy ciągania, że kto raz zdjął majtki, do "tekstylnych" już raczej nie wraca.
DYZIO z Gdańska ma 43 lata, a zaczął z żoną hasać nago po lasach i łąkach już w połowie dekady Gierka. Przypadkiem trafił do Chałup (kiedy nikt jeszcze nie śpiewał o nich "welcome to", wtopił się w niemieckojęzyczny przeważnie tłum nagich postaci i tak już pozostał. Po kilku latach, kiedy na Półwyspie Helskim nastąpiło zagęszczenie atmosfery i obyczajów, przeniósł się do Rowów i Lubiewa. Pozostała mu niechęć do wszelkich zakazów i nakazów, jak i do komercjalizacji ruchu. Toteż z nostalgią wspomina pionierskie, spontaniczne czasy Marczaka, który pierwszy przychodził na plażę, ostatni ją opuszczał i zawsze był przeciwnikiem rejestracji naturystycznego towarzystwa. Potem, zdaniem Dyzia, zgubili go dziennikarze i alkohol - gadał byle co i byle jak. Zaczęły się nagie balangi w restauracjach (- Łapmy się za cycki, za pupki), udział w "Sekscesach", aż "nagi król" musiał odejść. Sponsorzy i biznes jednak pozostali, a tam, gdzie pieniądze, zabawa się kończy. Dyzio to dobrze rozumie, bo sam robi biznes. Wprawdzie tylko na regeneracji agregatów chłodniczych, ale zawsze.
Iza z Siemianowic, zaledwie dwudziestoletnia, zna najlepiej cenę komercjalizacji. Dwa lata temu nie zamierzała startować w wyborach Miss Natura, ale Neptun w ramach "łapanki" ją wyciągnął, a prezes zapewnił, że zdjęcia bez zgody osoby fotografowanej nie zostaną opublikowane. Iza została Miss Foto, a po powrocie z wakacji ujrzała się inflagranti w "Veto" i katowickim "Wieczorze". Cały blok o tym wiedział, tylko rodzice byli przekonani, że te wybory odbyły się w ciuchach i na campingu. 3 września, zapamięta tę datę dokładnie, ojciec wrócił do domu rozpromieniony, po gratulacjach, jakie złożył mu sąsiad. Kiedy dowiedział się prawdy, zbił ją i zakazał wychodzić z domu. Sytuacja stała się nie do zniesienia i Iza, wówczas w klasie maturalnej, opuściła rodzinę. Wciąż, z konieczności, mieszka u swego chłopaka. Nauczona doświadczeniem unika aparatów fotograficznych na plaży. Naturyzm akceptuje pod warunkiem zachowania umiaru i godności. Owej godności, mimo że jest na plaży naturystycznej, nie straciła. Najbardziej przeszkadza jej, że traci się intymność. - Kiedyś nie było żadnego filmowania, a Miss Natura otrzymywała bukiet polnych kwiatów i było fajnie.
Podobnie wrogo do biznesu i balangistów wszelkiej maści, zasiedziałych w ruchu, nastawiony jest JANUSZ z Łaz (35 lat, energetyk). Chciałby, żeby było swobodnie, bez kamer telewizyjnych, które zmuszają ludzi do siedzenia w grajdołkach, bo zdjęcia fotograficzne robiło się zawsze. On sam je robi. Co innego jednak pamiątkowe zdjęcia, a co innego film, który ogląda w telewizji cała Polska. - To naruszenie swobody osobistej - ocenia. - Dlaczego ktoś ma na tym zarabiać? Nigdzie na świecie nie robi się wśród naturystów wyborów, tylko u nas, bo ktoś kiedyś doszedł do wniosku, że to świetny biznes. Janusz nie ma zamiaru wstydzić się tego, że jest naturystą i dlatego nie chce, aby ktoś rzucał na ten ruch cień. Od 15 lat zajmuje się naturyzmem i uważa, że to nie tylko opalanie się nago, ale również sposób na życie. Zimą utrzymuje kontakt z naturą poprzez narciarstwo. Zawsze stara się realizować zasadę: zostawić miejsce takim, jakie się zastało.
PIOTR z Poznania przyznaje, że kiedy naturyzm był w Polsce zakazany, bardziej smakował, jak niedostępny owoc. Więcej ludzi przyjeżdżało, silniej się integrowali i w pewnym momencie zapragnęli stowarzyszenia. Trzeba też było zdobyć pieniądze. Kubicki osiągnął oba cele. - Nie musimy się wreszcie martwić, kto będzie sponsorem, kto kupi puchar. Kiedy dwa lata temu brakowało na nagrody, Piotr również wyłożył z własnej kieszeni. Sponsorował nawet wycieczkę do Bułgarii. Przy obecnych cenach go nic stać. I to jest druga strona medalu - bariera finansowa. Naturyści, podobnie jak całe społeczeństwo zbiednieli i rzadziej stać ich na to, aby wyjechać nad morze.
MARIA jest ponad wewnętrznymi problemami stowarzyszenia. Ma pięćdziesiąt lat z okładem, zgrabną, jak na wiek, sylwetkę i ćwierć wieku przeżytego gdzieś w Kanadzie i Australii. Wyjechała z Polski w 1964 roku nie z powodu polityki, a dlatego, żeby jeść południowe owoce i ładnie się ubierać. W rodzinnym kraju zawsze była nieszczęśliwa w miłości, jakoś stale przegrana, jednostronnie zaangażowana. Może to był wpływ Rodziewiczówny czytanej pod szkolną ławka? Cudem odnalazła wujka, księdza na prawach misjonarza i znalazła się w Australii. Przez dwa lata wszystko, co polskie było lepsze. Aż nadszedł moment, kiedy "przewinęła się" na druga stronę i "ja" znaczyło już więcej, niż "my". Znalazła "złoty środek". Studiowała na kilku uczelniach, ale największy wiedzę czerpała od ludzi. Przyjaciel poradził, aby zawarła przyjaźń sama ze sobą. Był to wielki krok do samodzielności i niezależności. Interesowało ją wszystko co inne i dziwne. Nie chciała na przykład być lekarzem i pomagać ludziom, którzy sami nie mogą sobie pomóc. Nowoczesna medycyna nie będzie jej zdaniem leczyć chorób, a pomagać ludziom, aby nie zachorowali. Będzie to medycyna holistyczna. Większość chorób powstaje na tle nerwowym, dlatego, że człowiek nie jest wystarczająco szczęśliwy. Innym źródłem jest zatrute otoczenie. Maria często zmienia środowisko i pożywienie. Tuż po powrocie do Polski nie mogła nasycić się smakiem marchewki i pietruszki. Kupiła je nawet na zapas, w obawie, że wiosenne nie będą tak smaczne. W Australii, gdzie nie mogła zbudować domu, ziemia jest wyjałowiona i nawet zboże ma słabą jakość. Porównując naturyzm w wydaniu australijskim i polskim wydaje się być rozczarowana: - Chciałabym wziąć udział w wyborach Miss Natury, ale byłabym bez szans, bo startują sami młodzi. A wasze pismo jest skrzyżowaniem "Playboya" z "Naturą", bo są w nim tylko młode dziewczęta, a nie zwykli ludzie kochający naturę. Nie ma ani jednego zdjęcia, które uchwyciłoby ptaka w locie, czy siedzącego na gałęzi. Dowiedziałam się, że do zdjęć angażowane są i opłacane modelki. To prawie "Playboy", nie?
BERNARD (42 lata, pracuje w biurze konstrukcyjnym) czuje się na plaży intruzem. Wyrzuty jego biorą się stąd, że ma lepsze warunki wypoczynku, aniżeli "tekstylni". Tam tłoczno i brudno, tu przeciwnie, a przy tym zwykle coś się dzieje - neptunalia, konkursy dla dzieci. Brakuje mu tylko przekonania, że wypoczynek jest zorganizowany i zabezpieczony. Gotów jest nawet w tym celu dobrowolnie się "opodatkować". Może każdy członek Stowarzyszenia Naturystów Polskich zacznie wpłacać na konto na przykład po 5 tys. złotych? Bernard wyznaje, że nigdy w życiu nie lubił pozowania, zakłamania, sztuczności. Akceptował zachowania naturalne, kiedy człowiek mówi, co czuje, kiedy nie udaje kogoś lepszego. Nie ukrywa, że jest wrażliwy na piękno, że lubi popatrzeć na ładne, młode ciało, bez jakichś tam dewiacji. Tak najlepiej odpoczywa, w oderwaniu od małomiasteczkowego środowiska, w którym żyje, pełnego pruderii. Kiedy go pytają, dlaczego został naturystą, odpowiada żartobliwie, że zdaniem przyjaciół nie jest tak głupi, jak źle ubrany.
Po zjeździe plaża pustoszeje. Cel został osiągnięty: skóra stała się gładka, pory się oczyściły, pryszcze zniknęły. Za rok ponownie spotkają się w nagim gronie: studentka medycyny z górnikiem, radny z właścicielką butiku. Do następnej kuracji.
BŁAŻEJ TORAŃSKI
Plaża naturystyczna co roku wchłania kogoś nowego, jak morze. O ile jednak morze oddaje ofiary, to ruch ma taką siłę przy ciągania, że kto raz zdjął majtki, do "tekstylnych" już raczej nie wraca.
DYZIO z Gdańska ma 43 lata, a zaczął z żoną hasać nago po lasach i łąkach już w połowie dekady Gierka. Przypadkiem trafił do Chałup (kiedy nikt jeszcze nie śpiewał o nich "welcome to", wtopił się w niemieckojęzyczny przeważnie tłum nagich postaci i tak już pozostał. Po kilku latach, kiedy na Półwyspie Helskim nastąpiło zagęszczenie atmosfery i obyczajów, przeniósł się do Rowów i Lubiewa. Pozostała mu niechęć do wszelkich zakazów i nakazów, jak i do komercjalizacji ruchu. Toteż z nostalgią wspomina pionierskie, spontaniczne czasy Marczaka, który pierwszy przychodził na plażę, ostatni ją opuszczał i zawsze był przeciwnikiem rejestracji naturystycznego towarzystwa. Potem, zdaniem Dyzia, zgubili go dziennikarze i alkohol - gadał byle co i byle jak. Zaczęły się nagie balangi w restauracjach (- Łapmy się za cycki, za pupki), udział w "Sekscesach", aż "nagi król" musiał odejść. Sponsorzy i biznes jednak pozostali, a tam, gdzie pieniądze, zabawa się kończy. Dyzio to dobrze rozumie, bo sam robi biznes. Wprawdzie tylko na regeneracji agregatów chłodniczych, ale zawsze.
Iza z Siemianowic, zaledwie dwudziestoletnia, zna najlepiej cenę komercjalizacji. Dwa lata temu nie zamierzała startować w wyborach Miss Natura, ale Neptun w ramach "łapanki" ją wyciągnął, a prezes zapewnił, że zdjęcia bez zgody osoby fotografowanej nie zostaną opublikowane. Iza została Miss Foto, a po powrocie z wakacji ujrzała się inflagranti w "Veto" i katowickim "Wieczorze". Cały blok o tym wiedział, tylko rodzice byli przekonani, że te wybory odbyły się w ciuchach i na campingu. 3 września, zapamięta tę datę dokładnie, ojciec wrócił do domu rozpromieniony, po gratulacjach, jakie złożył mu sąsiad. Kiedy dowiedział się prawdy, zbił ją i zakazał wychodzić z domu. Sytuacja stała się nie do zniesienia i Iza, wówczas w klasie maturalnej, opuściła rodzinę. Wciąż, z konieczności, mieszka u swego chłopaka. Nauczona doświadczeniem unika aparatów fotograficznych na plaży. Naturyzm akceptuje pod warunkiem zachowania umiaru i godności. Owej godności, mimo że jest na plaży naturystycznej, nie straciła. Najbardziej przeszkadza jej, że traci się intymność. - Kiedyś nie było żadnego filmowania, a Miss Natura otrzymywała bukiet polnych kwiatów i było fajnie.
Podobnie wrogo do biznesu i balangistów wszelkiej maści, zasiedziałych w ruchu, nastawiony jest JANUSZ z Łaz (35 lat, energetyk). Chciałby, żeby było swobodnie, bez kamer telewizyjnych, które zmuszają ludzi do siedzenia w grajdołkach, bo zdjęcia fotograficzne robiło się zawsze. On sam je robi. Co innego jednak pamiątkowe zdjęcia, a co innego film, który ogląda w telewizji cała Polska. - To naruszenie swobody osobistej - ocenia. - Dlaczego ktoś ma na tym zarabiać? Nigdzie na świecie nie robi się wśród naturystów wyborów, tylko u nas, bo ktoś kiedyś doszedł do wniosku, że to świetny biznes. Janusz nie ma zamiaru wstydzić się tego, że jest naturystą i dlatego nie chce, aby ktoś rzucał na ten ruch cień. Od 15 lat zajmuje się naturyzmem i uważa, że to nie tylko opalanie się nago, ale również sposób na życie. Zimą utrzymuje kontakt z naturą poprzez narciarstwo. Zawsze stara się realizować zasadę: zostawić miejsce takim, jakie się zastało.
PIOTR z Poznania przyznaje, że kiedy naturyzm był w Polsce zakazany, bardziej smakował, jak niedostępny owoc. Więcej ludzi przyjeżdżało, silniej się integrowali i w pewnym momencie zapragnęli stowarzyszenia. Trzeba też było zdobyć pieniądze. Kubicki osiągnął oba cele. - Nie musimy się wreszcie martwić, kto będzie sponsorem, kto kupi puchar. Kiedy dwa lata temu brakowało na nagrody, Piotr również wyłożył z własnej kieszeni. Sponsorował nawet wycieczkę do Bułgarii. Przy obecnych cenach go nic stać. I to jest druga strona medalu - bariera finansowa. Naturyści, podobnie jak całe społeczeństwo zbiednieli i rzadziej stać ich na to, aby wyjechać nad morze.
MARIA jest ponad wewnętrznymi problemami stowarzyszenia. Ma pięćdziesiąt lat z okładem, zgrabną, jak na wiek, sylwetkę i ćwierć wieku przeżytego gdzieś w Kanadzie i Australii. Wyjechała z Polski w 1964 roku nie z powodu polityki, a dlatego, żeby jeść południowe owoce i ładnie się ubierać. W rodzinnym kraju zawsze była nieszczęśliwa w miłości, jakoś stale przegrana, jednostronnie zaangażowana. Może to był wpływ Rodziewiczówny czytanej pod szkolną ławka? Cudem odnalazła wujka, księdza na prawach misjonarza i znalazła się w Australii. Przez dwa lata wszystko, co polskie było lepsze. Aż nadszedł moment, kiedy "przewinęła się" na druga stronę i "ja" znaczyło już więcej, niż "my". Znalazła "złoty środek". Studiowała na kilku uczelniach, ale największy wiedzę czerpała od ludzi. Przyjaciel poradził, aby zawarła przyjaźń sama ze sobą. Był to wielki krok do samodzielności i niezależności. Interesowało ją wszystko co inne i dziwne. Nie chciała na przykład być lekarzem i pomagać ludziom, którzy sami nie mogą sobie pomóc. Nowoczesna medycyna nie będzie jej zdaniem leczyć chorób, a pomagać ludziom, aby nie zachorowali. Będzie to medycyna holistyczna. Większość chorób powstaje na tle nerwowym, dlatego, że człowiek nie jest wystarczająco szczęśliwy. Innym źródłem jest zatrute otoczenie. Maria często zmienia środowisko i pożywienie. Tuż po powrocie do Polski nie mogła nasycić się smakiem marchewki i pietruszki. Kupiła je nawet na zapas, w obawie, że wiosenne nie będą tak smaczne. W Australii, gdzie nie mogła zbudować domu, ziemia jest wyjałowiona i nawet zboże ma słabą jakość. Porównując naturyzm w wydaniu australijskim i polskim wydaje się być rozczarowana: - Chciałabym wziąć udział w wyborach Miss Natury, ale byłabym bez szans, bo startują sami młodzi. A wasze pismo jest skrzyżowaniem "Playboya" z "Naturą", bo są w nim tylko młode dziewczęta, a nie zwykli ludzie kochający naturę. Nie ma ani jednego zdjęcia, które uchwyciłoby ptaka w locie, czy siedzącego na gałęzi. Dowiedziałam się, że do zdjęć angażowane są i opłacane modelki. To prawie "Playboy", nie?
BERNARD (42 lata, pracuje w biurze konstrukcyjnym) czuje się na plaży intruzem. Wyrzuty jego biorą się stąd, że ma lepsze warunki wypoczynku, aniżeli "tekstylni". Tam tłoczno i brudno, tu przeciwnie, a przy tym zwykle coś się dzieje - neptunalia, konkursy dla dzieci. Brakuje mu tylko przekonania, że wypoczynek jest zorganizowany i zabezpieczony. Gotów jest nawet w tym celu dobrowolnie się "opodatkować". Może każdy członek Stowarzyszenia Naturystów Polskich zacznie wpłacać na konto na przykład po 5 tys. złotych? Bernard wyznaje, że nigdy w życiu nie lubił pozowania, zakłamania, sztuczności. Akceptował zachowania naturalne, kiedy człowiek mówi, co czuje, kiedy nie udaje kogoś lepszego. Nie ukrywa, że jest wrażliwy na piękno, że lubi popatrzeć na ładne, młode ciało, bez jakichś tam dewiacji. Tak najlepiej odpoczywa, w oderwaniu od małomiasteczkowego środowiska, w którym żyje, pełnego pruderii. Kiedy go pytają, dlaczego został naturystą, odpowiada żartobliwie, że zdaniem przyjaciół nie jest tak głupi, jak źle ubrany.
Po zjeździe plaża pustoszeje. Cel został osiągnięty: skóra stała się gładka, pory się oczyściły, pryszcze zniknęły. Za rok ponownie spotkają się w nagim gronie: studentka medycyny z górnikiem, radny z właścicielką butiku. Do następnej kuracji.
BŁAŻEJ TORAŃSKI
-LISTY DO REDAKCJI-
DRODZY CZYTELNICY!
Dziękujemy za kolejne listy, które od Was otrzymaliśmy. Część z nich zawiera uwagi i propozycje dotyczące naszego dwumiesięcznika. Staramy się jak najwięcej sugestii Państwa uwzględniać. Nie wszystkie jednak są możliwe do realizacji. Nie jesteśmy np. w stanie zwiększyć częstotliwości wydawania pisma. Na razie zwiększyliśmy format i zmieniliśmy papier. Razem z importowanymi farbami powinno to poprawić jakość pisma. W tym numerze odstępujemy nieco od tradycji. Zamieszczamy obszerne fragmenty listu jednego z naszych Czytelników. List ten otrzymaliśmy jeszcze, kiedy pismo było kwartalnikiem. Nie komentujemy treści listu. Prosimy o opinie dotyczące przedstawionej w korespondencji oceny zjawiska naturyzmu. Liczymy na Wasze uwagi. Napiszcie do Redakcji.
W związku z ukazaniem się kwartalnika "Natura Naturyzm" chciałbym w sposób możliwie najbardziej obiektywny wypowiedzieć i przekazać kilka uwag na temat jakim zajmuje się czasopismo i cały powiedzmy najdelikatniej niemądry i niczym nie uzasadniony ruch. Jestem mężczyzną w wieku lat 50 - a więc jeszcze nie "po kopie", jak mawiają dowcipni i przeżywającym ..drugą młodość", od której wiemy, że czegoś wymaga i czegoś się spodziewa, Z wykształceniem wyższym. Mam zatem za sobą spory kawałek życia, w tym czasy lepsze i gorsze. Znam masę ludzi różnego wieku i stanu. Mam za sobą różne miejsca pobytu w Polsce i za granica, łącznie ze Stanami Zjednoczonymi, Francją i innymi. Tytuł kwartalnika jest moim zdaniem niewłaściwy, pretensjonalny i naciągany do propagandowej idei. Powinien brzmieć - Nudyzm Nudyści. Skoro zasadniczym celem podjętej akcji jest pokazywanie i opis nagości - poza tym nic więcej - chyba jesteśmy zgodni, że to tylko nudyzm, nudyści stosownie do genezy wyrazu łac. nudus = nagi, goły. Proponuję zatem dla uatrakcyjnieniu zmienić tytuł, póki odpowiednia pora ku temu. Natura - sama istota i źródło wszelkiego działania, to jest coś co nas przerasta, jest o wiele wyżej ponad nami. Nie opiera się tylko na nagim ciele człowieka i takich mniej lub więcej ciekawych dla nas detalach jak goły tyłek, kobiece piersi (...), albo męski członek i worek mosznowy. Taka jest prawda. Natura jest najbardziej mądra, konsekwentna i niezmienna.
(...) Czasy starożytne, kiedy sprzedawano niewolników właśnie bez ubrania celem lepszej oceny siły roboczej ich mięśni mamy już dawno za sobą. Zwyczaje nie cywilizowanych ludów afrykańskich czy innych nie mogą być przenoszone na grunt naszej europejskiej i polskiej kultury. Nikt spośród ludzi myślących nie neguje piękna ludzkiego ciała i jego seksualności, gdyż one są faktem, a zobaczyć je ma sposobność każdy i wszędzie: w swojej łazience, pokoju, w podręcznikach, telewizji. Opalać się można nago na swoim balkonie, w ogrodzie lub przy otwartym oknie - niekoniecznie na plaży nudystów. Ruch nudystyczny wywodzi się - o czym nie wszyscy Panowie i Panie ze Stowarzyszenia wiedzą lub nawet nie przypuszczają - z różnego rodzaju dewiacji życia seksualnego, jak np. erotomania, psychopatia przejawiające się we wzmożeniu życia seksualnego, w jego bezwstydzie, a nawet wręcz w rozpasaniu seksualnym. Przyczyną tego, jak twierdzi medycyna mogą być zmiany organiczne w mózgu, zaburzenia hormonalne i inne czynniki wywołujące wybitne nasilenie popędu seksualnego. Dopatrzeć się można też różnych zboczeń, do jakich zalicza się homoseksualizm, ekshibicjonizm, podglądactwo, voyeuryzm itp. Tłem zboczeń jest przeważnie duża ciekawość skojarzona z silnym pobudzeniem seksualnym. Dla nudystów właśnie nagie ciało człowieka staje się celem samym w sobie. Skłonność do oglądania nagiego ciała mężczyzny i kobiecy oraz ich cech płciowych mieści się w granicach normalnego zachowania seksualnego. Jeżeli jednak ktoś jedynie w nagości widzi najwyższe wartości i ta skłonność staje się w nim dominującą, to nie ulega najmniejszej wątpliwości, że nie jest on człowiekiem zrównoważonym psychicznie. (...) Wydanie kwartalnika na wzór zachodnich pism typowo pornograficznych - jedynie w bardziej zawoalowanej formie - obliczone jest przede wszystkim na robienie kariery finansowej. Nudyści polscy nie przyznają się do żadnych złych zamiarów, nie proponują wulgarnych form pornografii, dbają o zdrowie i higienę, są tolerancyjni, są przyjaciółmi - słowem idealni. Próbują nawet tworzyć swoją filozofię, tylko nie wiedza że filozofia to ukochanie mądrości, podczas gdy oni świadomie wybrali głupotę. (...) Osobiście proponuję dla uwierzytelnienia Stowarzyszenia i zapewnienia mu większej liczby zapisujących się członków- męskich przede wszystkim, bo żeńskich w naturze chyba nie ma -pokazać w jednym przynajmniej numerze nieco szersze spojrzenie obiektywem fotografa na jakiś zakład leczniczy tub szpital, gdzie jest dobre towarzystwo mieszane. Tam odpoczywają, choć nie zawsze opalają się i może zechcą pozować nadzy, pokaleczeni w wypadkach ludzie, ze swoimi schorzeniami skóry. Może kobietę z rakiem piersi lub mężczyznę z wnętrostwem jednostronnym (...) Dobrze byłoby pokazać choć jedną pięknie wyglądającą przepiękną rupturę na tle np. zielonych krzaczków na łące, w łóżku albo nad błękitnym jeziorkiem z wodą pierwszej klasy czystości. To przecież rzeczywista natura.
(...)A więc mili Panowie - choć z brzydką płcią - i drogie Panie - z piękną płcią - zechcijcie uświadomić sobie i przyznać przynajmniej w myśli, że NATURA o której wam się marzy na każdym kroku jest kontra każdemu z was. Porywacie się z przysłowiową motyką na słońce. (...) Kto zatem próbuje zuchwale dosięgnąć tego, co w górze i tym bardziej zabrudzić pluje w górę. Niezależnie od tego czy chce czy nie chce, czy mu to się podoba czy nie, można być pewnym, że ktokolwiek splunął w górę, jego własna plwocina spadnie mu na nos. Natura nie tylko nas pieści, potrafi też wywrzeć zemstę za naruszanie jej praw. Zemsta ta przychodzi powoli.
(...) Zatem kończę życzliwym zaleceniem skierowanym do wszystkich sympatyków nudyzmu - przepraszam "naturyzmu", a chciałbym by wszyscy mogli i mieli czas ten tekst przeczytać. Odkrywajcie gdzie tylko chcecie wasze tyłki (...) piersi i pępki. Fotografujcie je jak najczęściej w każdym możliwym miejscu i czasie. Nawet na Kasprowym Wierchu, w Bieszczadach i na Bałtyku. Róbcie to jednak z umiarem i uważnie. Jedno jest pewne. Niezależnie od tego czy powstanie jeszcze jeden czy drugi oddział w Poznaniu, Wrocławiu, Warszawie, Krakowie, w Pradze, Paryżu czy Nowym Jorku, w takiej czy innej saunie, czy na wolnym powietrzu wszechwładna NATURA wyjdzie każdemu nudyście bokami. Kopnie go strasznie mocno - oby tylko nie w goły tyłek, albo w to piękne i tak ciekawe miejsce na ciele, które panie "naturystki" mają : przodu lub w to brzydkie miejsce, które panowie "naturyści" też mają z przodu. Bowiem w tym momencie będzie dużo śmiechu dla stojących na uboczu ludzi mądrych i uczciwych (...)
Z poważaniem
Szczepan Nudysta - Sympatyk
ul. J[---], 35-020 Rzeszów
DRODZY CZYTELNICY!
Dziękujemy za kolejne listy, które od Was otrzymaliśmy. Część z nich zawiera uwagi i propozycje dotyczące naszego dwumiesięcznika. Staramy się jak najwięcej sugestii Państwa uwzględniać. Nie wszystkie jednak są możliwe do realizacji. Nie jesteśmy np. w stanie zwiększyć częstotliwości wydawania pisma. Na razie zwiększyliśmy format i zmieniliśmy papier. Razem z importowanymi farbami powinno to poprawić jakość pisma. W tym numerze odstępujemy nieco od tradycji. Zamieszczamy obszerne fragmenty listu jednego z naszych Czytelników. List ten otrzymaliśmy jeszcze, kiedy pismo było kwartalnikiem. Nie komentujemy treści listu. Prosimy o opinie dotyczące przedstawionej w korespondencji oceny zjawiska naturyzmu. Liczymy na Wasze uwagi. Napiszcie do Redakcji.
W związku z ukazaniem się kwartalnika "Natura Naturyzm" chciałbym w sposób możliwie najbardziej obiektywny wypowiedzieć i przekazać kilka uwag na temat jakim zajmuje się czasopismo i cały powiedzmy najdelikatniej niemądry i niczym nie uzasadniony ruch. Jestem mężczyzną w wieku lat 50 - a więc jeszcze nie "po kopie", jak mawiają dowcipni i przeżywającym ..drugą młodość", od której wiemy, że czegoś wymaga i czegoś się spodziewa, Z wykształceniem wyższym. Mam zatem za sobą spory kawałek życia, w tym czasy lepsze i gorsze. Znam masę ludzi różnego wieku i stanu. Mam za sobą różne miejsca pobytu w Polsce i za granica, łącznie ze Stanami Zjednoczonymi, Francją i innymi. Tytuł kwartalnika jest moim zdaniem niewłaściwy, pretensjonalny i naciągany do propagandowej idei. Powinien brzmieć - Nudyzm Nudyści. Skoro zasadniczym celem podjętej akcji jest pokazywanie i opis nagości - poza tym nic więcej - chyba jesteśmy zgodni, że to tylko nudyzm, nudyści stosownie do genezy wyrazu łac. nudus = nagi, goły. Proponuję zatem dla uatrakcyjnieniu zmienić tytuł, póki odpowiednia pora ku temu. Natura - sama istota i źródło wszelkiego działania, to jest coś co nas przerasta, jest o wiele wyżej ponad nami. Nie opiera się tylko na nagim ciele człowieka i takich mniej lub więcej ciekawych dla nas detalach jak goły tyłek, kobiece piersi (...), albo męski członek i worek mosznowy. Taka jest prawda. Natura jest najbardziej mądra, konsekwentna i niezmienna.
(...) Czasy starożytne, kiedy sprzedawano niewolników właśnie bez ubrania celem lepszej oceny siły roboczej ich mięśni mamy już dawno za sobą. Zwyczaje nie cywilizowanych ludów afrykańskich czy innych nie mogą być przenoszone na grunt naszej europejskiej i polskiej kultury. Nikt spośród ludzi myślących nie neguje piękna ludzkiego ciała i jego seksualności, gdyż one są faktem, a zobaczyć je ma sposobność każdy i wszędzie: w swojej łazience, pokoju, w podręcznikach, telewizji. Opalać się można nago na swoim balkonie, w ogrodzie lub przy otwartym oknie - niekoniecznie na plaży nudystów. Ruch nudystyczny wywodzi się - o czym nie wszyscy Panowie i Panie ze Stowarzyszenia wiedzą lub nawet nie przypuszczają - z różnego rodzaju dewiacji życia seksualnego, jak np. erotomania, psychopatia przejawiające się we wzmożeniu życia seksualnego, w jego bezwstydzie, a nawet wręcz w rozpasaniu seksualnym. Przyczyną tego, jak twierdzi medycyna mogą być zmiany organiczne w mózgu, zaburzenia hormonalne i inne czynniki wywołujące wybitne nasilenie popędu seksualnego. Dopatrzeć się można też różnych zboczeń, do jakich zalicza się homoseksualizm, ekshibicjonizm, podglądactwo, voyeuryzm itp. Tłem zboczeń jest przeważnie duża ciekawość skojarzona z silnym pobudzeniem seksualnym. Dla nudystów właśnie nagie ciało człowieka staje się celem samym w sobie. Skłonność do oglądania nagiego ciała mężczyzny i kobiecy oraz ich cech płciowych mieści się w granicach normalnego zachowania seksualnego. Jeżeli jednak ktoś jedynie w nagości widzi najwyższe wartości i ta skłonność staje się w nim dominującą, to nie ulega najmniejszej wątpliwości, że nie jest on człowiekiem zrównoważonym psychicznie. (...) Wydanie kwartalnika na wzór zachodnich pism typowo pornograficznych - jedynie w bardziej zawoalowanej formie - obliczone jest przede wszystkim na robienie kariery finansowej. Nudyści polscy nie przyznają się do żadnych złych zamiarów, nie proponują wulgarnych form pornografii, dbają o zdrowie i higienę, są tolerancyjni, są przyjaciółmi - słowem idealni. Próbują nawet tworzyć swoją filozofię, tylko nie wiedza że filozofia to ukochanie mądrości, podczas gdy oni świadomie wybrali głupotę. (...) Osobiście proponuję dla uwierzytelnienia Stowarzyszenia i zapewnienia mu większej liczby zapisujących się członków- męskich przede wszystkim, bo żeńskich w naturze chyba nie ma -pokazać w jednym przynajmniej numerze nieco szersze spojrzenie obiektywem fotografa na jakiś zakład leczniczy tub szpital, gdzie jest dobre towarzystwo mieszane. Tam odpoczywają, choć nie zawsze opalają się i może zechcą pozować nadzy, pokaleczeni w wypadkach ludzie, ze swoimi schorzeniami skóry. Może kobietę z rakiem piersi lub mężczyznę z wnętrostwem jednostronnym (...) Dobrze byłoby pokazać choć jedną pięknie wyglądającą przepiękną rupturę na tle np. zielonych krzaczków na łące, w łóżku albo nad błękitnym jeziorkiem z wodą pierwszej klasy czystości. To przecież rzeczywista natura.
(...)A więc mili Panowie - choć z brzydką płcią - i drogie Panie - z piękną płcią - zechcijcie uświadomić sobie i przyznać przynajmniej w myśli, że NATURA o której wam się marzy na każdym kroku jest kontra każdemu z was. Porywacie się z przysłowiową motyką na słońce. (...) Kto zatem próbuje zuchwale dosięgnąć tego, co w górze i tym bardziej zabrudzić pluje w górę. Niezależnie od tego czy chce czy nie chce, czy mu to się podoba czy nie, można być pewnym, że ktokolwiek splunął w górę, jego własna plwocina spadnie mu na nos. Natura nie tylko nas pieści, potrafi też wywrzeć zemstę za naruszanie jej praw. Zemsta ta przychodzi powoli.
(...) Zatem kończę życzliwym zaleceniem skierowanym do wszystkich sympatyków nudyzmu - przepraszam "naturyzmu", a chciałbym by wszyscy mogli i mieli czas ten tekst przeczytać. Odkrywajcie gdzie tylko chcecie wasze tyłki (...) piersi i pępki. Fotografujcie je jak najczęściej w każdym możliwym miejscu i czasie. Nawet na Kasprowym Wierchu, w Bieszczadach i na Bałtyku. Róbcie to jednak z umiarem i uważnie. Jedno jest pewne. Niezależnie od tego czy powstanie jeszcze jeden czy drugi oddział w Poznaniu, Wrocławiu, Warszawie, Krakowie, w Pradze, Paryżu czy Nowym Jorku, w takiej czy innej saunie, czy na wolnym powietrzu wszechwładna NATURA wyjdzie każdemu nudyście bokami. Kopnie go strasznie mocno - oby tylko nie w goły tyłek, albo w to piękne i tak ciekawe miejsce na ciele, które panie "naturystki" mają : przodu lub w to brzydkie miejsce, które panowie "naturyści" też mają z przodu. Bowiem w tym momencie będzie dużo śmiechu dla stojących na uboczu ludzi mądrych i uczciwych (...)
Z poważaniem
Szczepan Nudysta - Sympatyk
ul. J[---], 35-020 Rzeszów
PRASOWI PIRACI
Na rynku czytelniczym pojawiło się mnóstwo tytułów prasowych etapujących golizną. Jednak tylko "Natura, Naturyzm" jest pismem naturystycznym, związanym ze Stowarzyszeniem Naturystów Polskich i wydawnictwem "Natura". Pismo "Nago" nic ma z nami nic wspólnego. Wydaje się zresztą być tytułem ściśle utajnionym. Szef SNP i wydawnictwa - Józef Kubicki - podjął intensywne starania o zidentyfikowanie twórców i autorów pisma "Nago", jak dotąd - bez efektów.
W pierwszym numerze nowego tytułu pojawił się wywiad z Józefem Kubickim, którego udzielił dziennikarzowi łódzkiego "Expressu Ilustrowanego", natomiast nie wyraził zgody na opublikowanie wywiadu w innym tytule. Podobnie jak nic wyraził zgody na wykorzystanie zdjęć zrobionych na użytek wydawnictwa "Natura". Poczynione są starania o wyciągnięcie konsekwencji z ewidentnego pogwałcenia prawa prasowego.
Na rynku czytelniczym pojawiło się mnóstwo tytułów prasowych etapujących golizną. Jednak tylko "Natura, Naturyzm" jest pismem naturystycznym, związanym ze Stowarzyszeniem Naturystów Polskich i wydawnictwem "Natura". Pismo "Nago" nic ma z nami nic wspólnego. Wydaje się zresztą być tytułem ściśle utajnionym. Szef SNP i wydawnictwa - Józef Kubicki - podjął intensywne starania o zidentyfikowanie twórców i autorów pisma "Nago", jak dotąd - bez efektów.
W pierwszym numerze nowego tytułu pojawił się wywiad z Józefem Kubickim, którego udzielił dziennikarzowi łódzkiego "Expressu Ilustrowanego", natomiast nie wyraził zgody na opublikowanie wywiadu w innym tytule. Podobnie jak nic wyraził zgody na wykorzystanie zdjęć zrobionych na użytek wydawnictwa "Natura". Poczynione są starania o wyciągnięcie konsekwencji z ewidentnego pogwałcenia prawa prasowego.
WYWIAD Z MISS NATURA
"Ktoś mnie dostrzegł"
ROZMOWA Z "KLAUDYNĄ" Z GLIWIC, MISS NATURA '90.
- Co czułaś, kiedy ci zakładano w Rowach koronę najpiękniejszej naturystki?
- Tego się nie da opisać, nie liczyłam na to. Typowałam Asie ze Słupska. Przeżyłam szok radości. Nie zależało mi na pieniądzach, wzięłam udział w wyborach, bo chciałam zobaczyć reakcje innych kobiet. Nie jest to tak duża impreza, jak wybór najpiękniejszej Polki, ale zapamiętałam reakcję Miss Polonii - jej radość, jak zakrywała twarz dłońmi. Dla mnie to była zabawa, frajda, a bardzo lubię przygody.
- Czy jest to dla ciebie sukces?
- Tak uważam, ponieważ ktoś mnie dostrzegł, komuś się podobałam. Chociaż wolałabym odnieść sukces będący rezultatem dostrzeżenia mnie z innej strony, nie z punktu widzenia urody ciała, a tego, co tkwi wewnątrz.
- Czy tytuł Miss Natura zmieni coś w twoim życiu?
- W przypadku Miss Polonii zmienia wiele, bo tamta impreza jest poważna i daje szerokie możliwości zostania modelką. Ja tak wielkich propozycji nie mam, ale coś na pewno się zmieni. Prezes Stowarzyszenia Natury stów Polskich, a zarazem redaktor naczelny "Wydawnictwa Natura", zaproponował mi kontrakt fotomodelki. Zapewne skorzystam, ponieważ lubię to robić. Zawsze marzyłam aby mieć do czynienia z obiektywem aparatu fotograficznego lub kamerą. Chciałam nawet zdawać na studia do warszawskiej szkoły teatralnej, ale stwierdziłam, że nie mam tyle siły, że nie jestem tak dobra. Nie przestało mnie to jednak pociągać i myślę, że szybko się nic znudzi.
- A nie masz oporów wynikających ze świadomości, że twoje zdjęcia ukażą się w setkach tysięcy egzemplarzy rozmaitych gazet?
- Mam i troszeczkę mnie to przeraża. Dlatego nie zawsze zgadzałam się na publikację. Nie chcę, żeby to było aż tak rozpowszechnione, ponieważ ludzie różnie reagują. Nie zależy mi na tym, co powiedzą nieznajomi, którzy rozpoznają mnie na przykład na ulicy, ale liczę się z opinią bliskich, zwłaszcza rodziców. Wprawdzie wiedzieli, że opalam się na plaży naturystycznej, ale nie mogli przewidzieć, że zajdę tak daleko... i że będą mogli mnie oglądać w gazetach.
- Znany jest przypadek Miss Foto sprzed dwóch lat, która z powodu "nagich zdjęć" zmuszona była opuścić rodzinny dom.
- Nic jestem wolna od obaw, ale moi rodzice są raczej wyrozumiali. Mama na pewno z tym faktem się pogodzi, może nawet będzie się z tego sukcesu cieszyć. Gorzej z ojcem, ale myślę, że wspólnie z mamą jakoś się uporamy.
- Pozowanie do "nagich zdjęć" to obszar zupełnie przez ciebie nie rozpoznany. Dosyć łatwo zatracić granicę dobrego smaku.
- Na pewno uda mi się zachować tę granicę. Gdybym nie była tego taka pewna, nigdy nie zgodziłabym się na zdjęcia. Ich publikacja w piśmie "Natura-Naturyzm", a dajmy na to w piśmie pornograficznym, to zupełnie różne sprawy. Pozornie pokazują niby to samo, ludzie kupują je, aby pooglądać sobie nagie kobiety. W rzeczywistości jednak zdjęcia naturystyczne, nawet pozowane, nie eksponują charakterystycznej dla pornografii ordynarności, a pokazują piękno kobiety, zgranie z plenerem. I właśnie z tej strony patrzę na te zdjęcia. Wciąż traktuję to zajęcie, jako przygodę, która jednak staje się sprawą bardziej poważną, ponieważ chodzi o pracę i pieniądze. Nie wiem, ile popracuję - może dwa, trzy lata. Będzie to zależało wyłącznie od moich chęci.
- Tuż przed wakacjami zostałaś dyplomowaną pielęgniarką, zdawałaś na medycynę i na krótko podjęłaś nawet pracę w szpitalu. Związki z biologią i medycyną sprawiły zapewne, że łatwiej ci było przekroczyć granicę między plażą "tekstylną", a naturystyczną?
- Rzeczywiście, dla mnie to było bardziej naturalne. Ciało widzę w pracy na co dzień i nic mnie w nim nic zawstydza, ale warunki, w jakich je oglądam, są zupełnie odmienne. Jest jednak pewna spójność tych stanów, dzięki której łatwiej mi się było rozebrać na plaży.
- Ale bariera wstydu musiała istnieć. Jak ją przełamałaś?
- Wykopałam ogromny dół w piachu. Po godzinie opalania się w nim nie wytrzymałam i poszłam do morza, zakrywając się dyskretnie ręką. Wkrótce zrozumiałam, że nikt na mnie nie patrzy i zakrywanie się jest bezsensowne, gdyż wszyscy chodzą tak samo "ubrani". Tak było przed rokiem.
- A teraz? Co pociąga cię w naturyzmie najbardziej?
- Nic ma porównania z "plażą tekstylną", zupełnie inni ludzie - życzliwi, szczerzy, otwarci dla każdego, uśmiechają się, organizują zabawy. Tego u "tekstylnych" się nie uświadczy. Inaczej w tej atmosferze odbiera się nawet słońce - wprawia w zachwyt.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: JAN SOTER
Z OSTATNIEJ CHWILI
Marzenia tegorocznej Miss, Klaudyny, zaczynają się spełniać i w coraz szybszym tempie przybierają realne kształty. Jedno z nich, najważniejsze bodaj, już się spełniło. Jak wyznała Klaudyna w rozmowie z reporterem naszego pisma, bardzo by chciała zostać modelką. I oto właśnie podpisała z wydawnictwem "Natura" umowę, na mocy której przez rok będzie pracować w charakterze fotomodelki. 31 sierpnia w jednym ze szczecińskich klubów odbył się mini-show. Występ Klaudyny był jednym z bardziej przebojowych punktów programu i zrobił furorę. Na czas tego występu klubowi goście zapomnieli o drinkach i z aplauzem przyjęli debiutującą na estradzie Miss. Klaudyna otrzymała również inne, interesujące propozycje. Ale na ten temat szef wydawnictwa "Natura" - Józef Kubicki mówi z wielką powściągliwością i na razie nie zdradza szczegółów.
"Ktoś mnie dostrzegł"
ROZMOWA Z "KLAUDYNĄ" Z GLIWIC, MISS NATURA '90.
- Co czułaś, kiedy ci zakładano w Rowach koronę najpiękniejszej naturystki?
- Tego się nie da opisać, nie liczyłam na to. Typowałam Asie ze Słupska. Przeżyłam szok radości. Nie zależało mi na pieniądzach, wzięłam udział w wyborach, bo chciałam zobaczyć reakcje innych kobiet. Nie jest to tak duża impreza, jak wybór najpiękniejszej Polki, ale zapamiętałam reakcję Miss Polonii - jej radość, jak zakrywała twarz dłońmi. Dla mnie to była zabawa, frajda, a bardzo lubię przygody.
- Czy jest to dla ciebie sukces?
- Tak uważam, ponieważ ktoś mnie dostrzegł, komuś się podobałam. Chociaż wolałabym odnieść sukces będący rezultatem dostrzeżenia mnie z innej strony, nie z punktu widzenia urody ciała, a tego, co tkwi wewnątrz.
- Czy tytuł Miss Natura zmieni coś w twoim życiu?
- W przypadku Miss Polonii zmienia wiele, bo tamta impreza jest poważna i daje szerokie możliwości zostania modelką. Ja tak wielkich propozycji nie mam, ale coś na pewno się zmieni. Prezes Stowarzyszenia Natury stów Polskich, a zarazem redaktor naczelny "Wydawnictwa Natura", zaproponował mi kontrakt fotomodelki. Zapewne skorzystam, ponieważ lubię to robić. Zawsze marzyłam aby mieć do czynienia z obiektywem aparatu fotograficznego lub kamerą. Chciałam nawet zdawać na studia do warszawskiej szkoły teatralnej, ale stwierdziłam, że nie mam tyle siły, że nie jestem tak dobra. Nie przestało mnie to jednak pociągać i myślę, że szybko się nic znudzi.
- A nie masz oporów wynikających ze świadomości, że twoje zdjęcia ukażą się w setkach tysięcy egzemplarzy rozmaitych gazet?
- Mam i troszeczkę mnie to przeraża. Dlatego nie zawsze zgadzałam się na publikację. Nie chcę, żeby to było aż tak rozpowszechnione, ponieważ ludzie różnie reagują. Nie zależy mi na tym, co powiedzą nieznajomi, którzy rozpoznają mnie na przykład na ulicy, ale liczę się z opinią bliskich, zwłaszcza rodziców. Wprawdzie wiedzieli, że opalam się na plaży naturystycznej, ale nie mogli przewidzieć, że zajdę tak daleko... i że będą mogli mnie oglądać w gazetach.
- Znany jest przypadek Miss Foto sprzed dwóch lat, która z powodu "nagich zdjęć" zmuszona była opuścić rodzinny dom.
- Nic jestem wolna od obaw, ale moi rodzice są raczej wyrozumiali. Mama na pewno z tym faktem się pogodzi, może nawet będzie się z tego sukcesu cieszyć. Gorzej z ojcem, ale myślę, że wspólnie z mamą jakoś się uporamy.
- Pozowanie do "nagich zdjęć" to obszar zupełnie przez ciebie nie rozpoznany. Dosyć łatwo zatracić granicę dobrego smaku.
- Na pewno uda mi się zachować tę granicę. Gdybym nie była tego taka pewna, nigdy nie zgodziłabym się na zdjęcia. Ich publikacja w piśmie "Natura-Naturyzm", a dajmy na to w piśmie pornograficznym, to zupełnie różne sprawy. Pozornie pokazują niby to samo, ludzie kupują je, aby pooglądać sobie nagie kobiety. W rzeczywistości jednak zdjęcia naturystyczne, nawet pozowane, nie eksponują charakterystycznej dla pornografii ordynarności, a pokazują piękno kobiety, zgranie z plenerem. I właśnie z tej strony patrzę na te zdjęcia. Wciąż traktuję to zajęcie, jako przygodę, która jednak staje się sprawą bardziej poważną, ponieważ chodzi o pracę i pieniądze. Nie wiem, ile popracuję - może dwa, trzy lata. Będzie to zależało wyłącznie od moich chęci.
- Tuż przed wakacjami zostałaś dyplomowaną pielęgniarką, zdawałaś na medycynę i na krótko podjęłaś nawet pracę w szpitalu. Związki z biologią i medycyną sprawiły zapewne, że łatwiej ci było przekroczyć granicę między plażą "tekstylną", a naturystyczną?
- Rzeczywiście, dla mnie to było bardziej naturalne. Ciało widzę w pracy na co dzień i nic mnie w nim nic zawstydza, ale warunki, w jakich je oglądam, są zupełnie odmienne. Jest jednak pewna spójność tych stanów, dzięki której łatwiej mi się było rozebrać na plaży.
- Ale bariera wstydu musiała istnieć. Jak ją przełamałaś?
- Wykopałam ogromny dół w piachu. Po godzinie opalania się w nim nie wytrzymałam i poszłam do morza, zakrywając się dyskretnie ręką. Wkrótce zrozumiałam, że nikt na mnie nie patrzy i zakrywanie się jest bezsensowne, gdyż wszyscy chodzą tak samo "ubrani". Tak było przed rokiem.
- A teraz? Co pociąga cię w naturyzmie najbardziej?
- Nic ma porównania z "plażą tekstylną", zupełnie inni ludzie - życzliwi, szczerzy, otwarci dla każdego, uśmiechają się, organizują zabawy. Tego u "tekstylnych" się nie uświadczy. Inaczej w tej atmosferze odbiera się nawet słońce - wprawia w zachwyt.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: JAN SOTER
Z OSTATNIEJ CHWILI
Marzenia tegorocznej Miss, Klaudyny, zaczynają się spełniać i w coraz szybszym tempie przybierają realne kształty. Jedno z nich, najważniejsze bodaj, już się spełniło. Jak wyznała Klaudyna w rozmowie z reporterem naszego pisma, bardzo by chciała zostać modelką. I oto właśnie podpisała z wydawnictwem "Natura" umowę, na mocy której przez rok będzie pracować w charakterze fotomodelki. 31 sierpnia w jednym ze szczecińskich klubów odbył się mini-show. Występ Klaudyny był jednym z bardziej przebojowych punktów programu i zrobił furorę. Na czas tego występu klubowi goście zapomnieli o drinkach i z aplauzem przyjęli debiutującą na estradzie Miss. Klaudyna otrzymała również inne, interesujące propozycje. Ale na ten temat szef wydawnictwa "Natura" - Józef Kubicki mówi z wielką powściągliwością i na razie nie zdradza szczegółów.
ZACZAROWANE BUDOWLE Z PIASKU
Zabawy na plaży są zawsze dla dzieci szaloną atrakcją. Tak było i w Rowach. Pogoda sprzyjała frekwencji i dzieciaków była spora gromadka. Byty jeszcze niepewnie trzymające się na nóżkach dwulatki, ale także dorastające panienki i chłopcy. Najważniejszym konkursem były rzeźby w piasku. Pracowały przy nich całe rodziny, a efekty przeszły wszelkie oczekiwania. Nad brzegiem morza powstało w ciągu kilkunastu minut bajkowe miasteczko z piasku. Pomysłowość dzieci (i w dużym stopniu ich rodziców) była naprawdę ogromna. Zobaczyć można było wspaniałe zamkowe konstrukcje z mostami zwodzonymi i piaskowe płaskorzeźby zwierząt i mozaiki z kamyków.
Jury było prawdziwie skonsternowane, kiedy przyszło do decydowania o przyznaniu nagród. Bo tak naprawdę nic wiadomo było, czy główną nagrodę przyznać Joasi, która nie tylko zbudowała piękny zamek z piasku, ale jeszcze dopisała w wyobraźni całą bajkową historię z nim związaną? Czy nagrodzić Magdę, która pracowicie ulepiła w piasku mały ogród zoologiczny? W czasie pracowitych obrad jury odbywały się inne konkurencje: bieganie w workach, opowiadanie dowcipów, recytacja wierszy i śpiewanie piosenek. Główne nagrody (samochód na pedały, japońska lalka, ogromny puchaty biały szczurek) zostały wręczone uroczyście przy akompaniamencie oklasków licznych dorosłych kibiców. Pozostałe - a było ich mnóstwo - zostały porozkładane w kolorowych woreczkach na plaży. Ustawiła się kolejka dzieciaków, które kolejno celowały do nagród małym kółkiem hula-hop. Emocja była tym większa, że nie wiadomo było, czy worek kryje paczkę chrupek, czy może samochodzik na baterie. Duży worek łakoci - cukierków, batonów, gum do żucia - został rozczęstowany wśród małych plażowiczów.
W czasie zabaw na plaży Ryszard Szylman nawiązał znakomity kontakt z dziećmi. Dzieciaki z przejęciem odśpiewywały swoje przeboje do tuby, mówiły wiersze i z całe gorliwością walczyły w sportowo-zabawowych konkurencjach. Ognia zabawie przydawały wspaniałe nagrody rozłożone na plażowym piasku oczekujące na zwycięzców. W tych zabawach zresztą nie było przegranych. Upominki były dla wszystkich.
Zabawy na plaży są zawsze dla dzieci szaloną atrakcją. Tak było i w Rowach. Pogoda sprzyjała frekwencji i dzieciaków była spora gromadka. Byty jeszcze niepewnie trzymające się na nóżkach dwulatki, ale także dorastające panienki i chłopcy. Najważniejszym konkursem były rzeźby w piasku. Pracowały przy nich całe rodziny, a efekty przeszły wszelkie oczekiwania. Nad brzegiem morza powstało w ciągu kilkunastu minut bajkowe miasteczko z piasku. Pomysłowość dzieci (i w dużym stopniu ich rodziców) była naprawdę ogromna. Zobaczyć można było wspaniałe zamkowe konstrukcje z mostami zwodzonymi i piaskowe płaskorzeźby zwierząt i mozaiki z kamyków.
Jury było prawdziwie skonsternowane, kiedy przyszło do decydowania o przyznaniu nagród. Bo tak naprawdę nic wiadomo było, czy główną nagrodę przyznać Joasi, która nie tylko zbudowała piękny zamek z piasku, ale jeszcze dopisała w wyobraźni całą bajkową historię z nim związaną? Czy nagrodzić Magdę, która pracowicie ulepiła w piasku mały ogród zoologiczny? W czasie pracowitych obrad jury odbywały się inne konkurencje: bieganie w workach, opowiadanie dowcipów, recytacja wierszy i śpiewanie piosenek. Główne nagrody (samochód na pedały, japońska lalka, ogromny puchaty biały szczurek) zostały wręczone uroczyście przy akompaniamencie oklasków licznych dorosłych kibiców. Pozostałe - a było ich mnóstwo - zostały porozkładane w kolorowych woreczkach na plaży. Ustawiła się kolejka dzieciaków, które kolejno celowały do nagród małym kółkiem hula-hop. Emocja była tym większa, że nie wiadomo było, czy worek kryje paczkę chrupek, czy może samochodzik na baterie. Duży worek łakoci - cukierków, batonów, gum do żucia - został rozczęstowany wśród małych plażowiczów.
W czasie zabaw na plaży Ryszard Szylman nawiązał znakomity kontakt z dziećmi. Dzieciaki z przejęciem odśpiewywały swoje przeboje do tuby, mówiły wiersze i z całe gorliwością walczyły w sportowo-zabawowych konkurencjach. Ognia zabawie przydawały wspaniałe nagrody rozłożone na plażowym piasku oczekujące na zwycięzców. W tych zabawach zresztą nie było przegranych. Upominki były dla wszystkich.
ZA JEDEN TWÓJ UŚMIECH JOANNO
niejeden dałby się w plasterki pokroić! Wyraźnie nie docenili tego jednak jurorzy, przyznając niedużej blondynce ze Słupska zaledwie tytuł drugiej wice-miss. Zdobyła jednak może nawet bardziej prestiżowe miano Miss Foto, a królująca nam już miłościwie Klaudyna w niej właśnie widziała swą główną rywalkę, a raczej poważną pretendentkę do korony. Taki ma widać panna Asia urok, że nawet przedstawicielki tej samej płci nie mogą go nie zauważyć. A ona? Co mówi o sobie?
Na co dzień pracuję przy taśmie. Nie zamierzam jednak w ten sposób spędzić całego życia. Żeby je zmienić, muszę się uczyć. Zawsze marzyłam o tym, żeby pracować z dziećmi. Tak więc po pracy zamieniam się w uczennicę liceum wieczorowego. Mam w końcu tylko dwadzieścia lat i dopiero zaczynam, a jeśli człowiek bardzo chce...
Bardzo interesuje mnie moda. Sama dla siebie projektuję stroje, najchętniej nieco zwariowane. Ostatnio na przykład uszyłam "wąską, zieloną sukienkę, zapinaną na pięćdziesiąt sześć(!) guziczków, po cztery na rękawach, a reszta żeby było śmieszniej z tyłu...
Film? Właściwie mnie nie interesuje. Może tylko komedie erotyczne. Seks w moim życiu nie odgrywa zasadniczej roli. W tej dziedzinie nigdy nie miałam żadnych problemów, może dlatego... W końcu jeśli z czymś jest dobrze, to nie ma o czym mówić.
Mój chłopak ma na imię Grzegorz. Razem pracujemy, przy tej samej taśmie, razem mieszkamy. Właściwie w ogóle się nie rozstajemy. Pewnie się to skończy ślubem. Chciałabym być dobrą żoną. Lubię gotować i piec ciasto, a najbardziej lubię patrzeć, jaką przyjemność sprawia jemu jedzenie...
- Nigdy w życiu nie wystąpiłabym w filmie pornograficznym. Jest to po prostu ordynarne i chamskie pokazywanie wszystkim tego, co powinno się dziać tylko między dwojgiem kochających się ludzi. Zgodziłabym się jednak pozować do naprawdę artystycznych aktów. Ludzkie ciało jest piękne i nie widzę w tym nic niemoralnego, żeby się nim zachwycać. Można powiedzieć, że ciało jest niewinne, a grzeszna bywa tylko dusza...
Tyle panna Joanna ze Słupska. Na koniec wścibskich informujemy, że ta sympatyczna osoba ma 160 cm wzrostu i wymiary 84-62-87. Nic dziwnego, że sama sobie szyje kiecki...
niejeden dałby się w plasterki pokroić! Wyraźnie nie docenili tego jednak jurorzy, przyznając niedużej blondynce ze Słupska zaledwie tytuł drugiej wice-miss. Zdobyła jednak może nawet bardziej prestiżowe miano Miss Foto, a królująca nam już miłościwie Klaudyna w niej właśnie widziała swą główną rywalkę, a raczej poważną pretendentkę do korony. Taki ma widać panna Asia urok, że nawet przedstawicielki tej samej płci nie mogą go nie zauważyć. A ona? Co mówi o sobie?
Na co dzień pracuję przy taśmie. Nie zamierzam jednak w ten sposób spędzić całego życia. Żeby je zmienić, muszę się uczyć. Zawsze marzyłam o tym, żeby pracować z dziećmi. Tak więc po pracy zamieniam się w uczennicę liceum wieczorowego. Mam w końcu tylko dwadzieścia lat i dopiero zaczynam, a jeśli człowiek bardzo chce...
Bardzo interesuje mnie moda. Sama dla siebie projektuję stroje, najchętniej nieco zwariowane. Ostatnio na przykład uszyłam "wąską, zieloną sukienkę, zapinaną na pięćdziesiąt sześć(!) guziczków, po cztery na rękawach, a reszta żeby było śmieszniej z tyłu...
Film? Właściwie mnie nie interesuje. Może tylko komedie erotyczne. Seks w moim życiu nie odgrywa zasadniczej roli. W tej dziedzinie nigdy nie miałam żadnych problemów, może dlatego... W końcu jeśli z czymś jest dobrze, to nie ma o czym mówić.
Mój chłopak ma na imię Grzegorz. Razem pracujemy, przy tej samej taśmie, razem mieszkamy. Właściwie w ogóle się nie rozstajemy. Pewnie się to skończy ślubem. Chciałabym być dobrą żoną. Lubię gotować i piec ciasto, a najbardziej lubię patrzeć, jaką przyjemność sprawia jemu jedzenie...
- Nigdy w życiu nie wystąpiłabym w filmie pornograficznym. Jest to po prostu ordynarne i chamskie pokazywanie wszystkim tego, co powinno się dziać tylko między dwojgiem kochających się ludzi. Zgodziłabym się jednak pozować do naprawdę artystycznych aktów. Ludzkie ciało jest piękne i nie widzę w tym nic niemoralnego, żeby się nim zachwycać. Można powiedzieć, że ciało jest niewinne, a grzeszna bywa tylko dusza...
Tyle panna Joanna ze Słupska. Na koniec wścibskich informujemy, że ta sympatyczna osoba ma 160 cm wzrostu i wymiary 84-62-87. Nic dziwnego, że sama sobie szyje kiecki...
NASZA DZIEWCZYNA
Prezentujemy naszą "Dziewczynę dwumiesięcznika". Ładna? Nam się podoba. Jaka będzie następna, zależy od Was, Czytelnicy. Oczekujemy propozycji. Przesyłajcie pod adresem redakcji slajdy z kandydatkami do tytułu dziewczyny dwumiesięcznika. Stawiamy tylko jeden warunek - zdjęcia trzeba wykonać w plenerze i w pięciu ujęciach. Autorzy wykorzystanych prac otrzymają honorarium, pozostałe zwrócimy. Chętnie będziemy także zamieszczać zdjęcia z plaż naturystycznych. Wszystkich fotografujących zapraszamy do współpracy. Po 12 miesiącach wybierzemy "Dziewczynę roku" - jedną z sześciu kandydatek przedstawionych w kolejnych numerach naszego pisma. Aby wziąć udział w głosowaniu, należy czytelnie wypełnić kupon konkursowy i zakreślić odpowiednią ilość punktów. Kandydatka, która uzyska największą ilość punktów, zostanie dziewczyną roku. Osoby, które nadeślą co najmniej cztery kupony z kolejnych wydań "Natury-Naturyzmu", wezmą udział w losowaniu cennych nagród.
REDAKCJA
Prezentujemy naszą "Dziewczynę dwumiesięcznika". Ładna? Nam się podoba. Jaka będzie następna, zależy od Was, Czytelnicy. Oczekujemy propozycji. Przesyłajcie pod adresem redakcji slajdy z kandydatkami do tytułu dziewczyny dwumiesięcznika. Stawiamy tylko jeden warunek - zdjęcia trzeba wykonać w plenerze i w pięciu ujęciach. Autorzy wykorzystanych prac otrzymają honorarium, pozostałe zwrócimy. Chętnie będziemy także zamieszczać zdjęcia z plaż naturystycznych. Wszystkich fotografujących zapraszamy do współpracy. Po 12 miesiącach wybierzemy "Dziewczynę roku" - jedną z sześciu kandydatek przedstawionych w kolejnych numerach naszego pisma. Aby wziąć udział w głosowaniu, należy czytelnie wypełnić kupon konkursowy i zakreślić odpowiednią ilość punktów. Kandydatka, która uzyska największą ilość punktów, zostanie dziewczyną roku. Osoby, które nadeślą co najmniej cztery kupony z kolejnych wydań "Natury-Naturyzmu", wezmą udział w losowaniu cennych nagród.
REDAKCJA
W ROWACH JAKBY SŁONECZNIEJ...
Od paru lat Rowy stały się niemalże stolicą polskiego ruchu naturystycznego. Jedną z przyczyn - może nawet najważniejsza - jest położenie tej malej miejscowości w niezwykle atrakcyjnym otoczeniu. Od północy morze, w porównaniu z innymi punktami wybrzeża czyściejsze, z piękną plażą zbudowaną z drobnego piasku, wydmami porośniętymi ciekawym borem sosnowym, od południa Nizina Gardnieńsko-Łebska, bogata w lasy, jeziora, łąki. Nieco dalej bardzo malowniczy pas moreny czołowej - niemalże góry wyrastające ponad dno doliny. Wreszcie od wschodu Rowy przylegają do Słowińskiego Parku Narodowego - światowego rezerwatu biosfery, jednego z piękniejszych w Europie (a może i na świecie) obszaru wydm ruchomych, krainy piasku, morza i przyrody w jej naturalnym stanie. Specyficzną cechą tego terenu jest też klimat - ten kapryśny, nic w pełni jeszcze zbadany, ale tutaj jakby bardziej sprzyjający...
Podstawową cechą klimatu Rowów i jego okolic jest związek z wpływem morza. Łagodzący letnie upały, skracający zimę, ale i przynoszący silniejsze niż gdzie indziej wiatry - wpływ morza jest wszechobecny. Inne oblicza specyfiki klimatu to cechy krajobrazu , które modyfikują przepływ powietrza morskiego. Te cechy to właśnie typ plaży, obecność wydm, lasu, brak przemysłu i wielkiego miasta w pobliżu. Jest lato. Gdy po przebrnięciu całej masy przeciwności i pokus wychodzimy wreszcie na plażę, pierwsze spojrzenie kierujemy nad głowy: będzie słonecznie czy pochmurnie? Statystyka klimatologiczna twierdzi, że latem powinno być w tej części wybrzeża dużo słońca, bo średnie zachmurzenie nieba dla lipca i sierpnia wynosi około 45 proc. To znaczy, że zwykle 45 proc. nieba jest wolne od chmur. Najkorzystniej jest w czerwcu, gdy wolna od chmur jest ponad połowa nieba, to znacznie korzystniej niż w głębi kraju, gdzie średnio przyjmuje się ponad 60 proc. zachmurzenia ogólnego.
Optymistycznie wygląda także statystyczny udział dni pogodnych (są to dni, w których zachmurzenie nie przekracza 20 proc). Z ponad 42 takich dni w ciągu roku latem mamy ich w miesiącu około pięciu. Żeby jednak klimatyczny obraz Rowów i ich okolic nie był zbyt sielankowy, trzeba wspomnieć o wiatrach. W tych rejonach wybrzeża, mniej lub bardziej, ale zawsze wieje. Oj, wieje! Pomijając tereny górskie, jest to najbardziej wietrzny region w Polsce! Wyniki prowadzonych ostatnio badań dowodzą, że intensywniejsze jest natężenie promieniowania słonecznego. O ile - trudno jeszcze powiedzieć, ale wiadomo dlaczego: tutaj jest czyściej! Z danych wynika, że atmosfera na obszarze SPN i jego najbliższej okolicy poza pyłem, który nie jest pochodzenia przemysłowego, a naturalnego (piasek przenoszony przez wiatr!) pozbawiona jest w znacznym stopniu zanieczyszczeń. Wartości takich związków, jak na przykład dwutlenek siarki, są niższe niż średnie krajowe. I to dużo! Jeśli bowiem przeciętnie wspomnianego dwutlenku siarki opada 28 mg/m2 na dobę, to na obszarze Słowińskiego Parku Narodowego jest to tylko 7 mg/m- na dobę. Czy można więc powiedzieć, że Rowy mają korzystniejsze warunki klimatyczne niż inne regiony nadmorskie? Ja uważam, że tak. Przyjedźcie, sprawdźcie...
KAZIMIERZ RABSKI
Od paru lat Rowy stały się niemalże stolicą polskiego ruchu naturystycznego. Jedną z przyczyn - może nawet najważniejsza - jest położenie tej malej miejscowości w niezwykle atrakcyjnym otoczeniu. Od północy morze, w porównaniu z innymi punktami wybrzeża czyściejsze, z piękną plażą zbudowaną z drobnego piasku, wydmami porośniętymi ciekawym borem sosnowym, od południa Nizina Gardnieńsko-Łebska, bogata w lasy, jeziora, łąki. Nieco dalej bardzo malowniczy pas moreny czołowej - niemalże góry wyrastające ponad dno doliny. Wreszcie od wschodu Rowy przylegają do Słowińskiego Parku Narodowego - światowego rezerwatu biosfery, jednego z piękniejszych w Europie (a może i na świecie) obszaru wydm ruchomych, krainy piasku, morza i przyrody w jej naturalnym stanie. Specyficzną cechą tego terenu jest też klimat - ten kapryśny, nic w pełni jeszcze zbadany, ale tutaj jakby bardziej sprzyjający...
Podstawową cechą klimatu Rowów i jego okolic jest związek z wpływem morza. Łagodzący letnie upały, skracający zimę, ale i przynoszący silniejsze niż gdzie indziej wiatry - wpływ morza jest wszechobecny. Inne oblicza specyfiki klimatu to cechy krajobrazu , które modyfikują przepływ powietrza morskiego. Te cechy to właśnie typ plaży, obecność wydm, lasu, brak przemysłu i wielkiego miasta w pobliżu. Jest lato. Gdy po przebrnięciu całej masy przeciwności i pokus wychodzimy wreszcie na plażę, pierwsze spojrzenie kierujemy nad głowy: będzie słonecznie czy pochmurnie? Statystyka klimatologiczna twierdzi, że latem powinno być w tej części wybrzeża dużo słońca, bo średnie zachmurzenie nieba dla lipca i sierpnia wynosi około 45 proc. To znaczy, że zwykle 45 proc. nieba jest wolne od chmur. Najkorzystniej jest w czerwcu, gdy wolna od chmur jest ponad połowa nieba, to znacznie korzystniej niż w głębi kraju, gdzie średnio przyjmuje się ponad 60 proc. zachmurzenia ogólnego.
Optymistycznie wygląda także statystyczny udział dni pogodnych (są to dni, w których zachmurzenie nie przekracza 20 proc). Z ponad 42 takich dni w ciągu roku latem mamy ich w miesiącu około pięciu. Żeby jednak klimatyczny obraz Rowów i ich okolic nie był zbyt sielankowy, trzeba wspomnieć o wiatrach. W tych rejonach wybrzeża, mniej lub bardziej, ale zawsze wieje. Oj, wieje! Pomijając tereny górskie, jest to najbardziej wietrzny region w Polsce! Wyniki prowadzonych ostatnio badań dowodzą, że intensywniejsze jest natężenie promieniowania słonecznego. O ile - trudno jeszcze powiedzieć, ale wiadomo dlaczego: tutaj jest czyściej! Z danych wynika, że atmosfera na obszarze SPN i jego najbliższej okolicy poza pyłem, który nie jest pochodzenia przemysłowego, a naturalnego (piasek przenoszony przez wiatr!) pozbawiona jest w znacznym stopniu zanieczyszczeń. Wartości takich związków, jak na przykład dwutlenek siarki, są niższe niż średnie krajowe. I to dużo! Jeśli bowiem przeciętnie wspomnianego dwutlenku siarki opada 28 mg/m2 na dobę, to na obszarze Słowińskiego Parku Narodowego jest to tylko 7 mg/m- na dobę. Czy można więc powiedzieć, że Rowy mają korzystniejsze warunki klimatyczne niż inne regiony nadmorskie? Ja uważam, że tak. Przyjedźcie, sprawdźcie...
KAZIMIERZ RABSKI
Słowiński Park Narodowy utworzony został 1 stycznia 1967 r. jako jedenasty w Polsce i drugi z kolei park nadmorski. Jego obszar zajmuje 18 247 ha. Są to: 9 835 ha wód, 4 478 ha bagien, 953 ha wydm ruchomych i 1571 ha innych środowisk przyrodniczych. Ochronie podlega odcinek wybrzeża pomiędzy Rowami i Łebą, jeziora Łebsko, Gardno, Dołgie Wielkie i Dołgie Małe oraz przylegające lasy. Od roku 1977 został zaliczony przez UNESCO do Światowej Sieci Rezerwatów Biosfery.
Słowiński Park Narodowy jest jednym z elementów Światowej Sieci Rezerwatów Biosfery, a jego flora i fauna podlegają całkowitej ochronie. Unikatem na skalę światową są tutejsze wydmy ruchome na mierzejach. Wyrzucony na plażę piasek, osuszony przez słońce i wiatr, wywiewany jest dalej w głąb lądu. W wyniku tego procesu, który trwa już od ponad 5 tysięcy lat, po wstały wydmy ruchome. Osiągają one wysokość 30 m n.p.m. i przenoszone wiatrem wędrują z szybkością ok. 10 m w ciągu roku. Wszystkie przeszkody na drodze zostają zasypane, a częstym widokiem są kikuty drzew, które ukazują się po odejściu piasków. Z ruchem wydm związany jest tzw. proces sukcesji roślinności. W ślad za ustępującym piaskiem wędrują rośliny, których nasiona są nanoszone przez wiatr. Początkowo są to rośliny zielne, potem krzewinki, a na końcu nadmorski bór i on ostatecznie utrwala wydmę. Wśród drzew dominuje sosna zwyczajna, osiągająca różne formy -od niewielkich i pokręconych po wysokie strzeliste. Na terenie parku znajdują się cztery jeziora, z których dwa największe to Łebsko i Gardno. Swoje powstanie zawdzięczają mierzejom, które stopniowo odcięły dawne zatoki od morza.
Brzegi jezior są płaskie, porośnięte szerokim pasem trzcin, który utrudnia dostęp do wody, a jednocześnie stanowi schronienie dla wielu gatunków ptaków. Ptaki właśnie stanowią dominującą grupę zwierząt w Słowińskim Parku Narodowym. Z obserwacji ornitologów wynika, że występuje tutaj ok. 250 gatunków, z czego 200 gnieździ się na terenie parku. Bogactwo ptaków spowodowane jest różnorodnością zjawisk przyrodniczych oraz położeniem parku na trasie wiosennych i jesiennych przelotów. Można tu spotkać m.in. łabędzia niemego, bielika, puchacza, bojownika batalionu, ohara, żurawia, bociana czarnego.
Zimą zlatują na południowe wybrzeża Bałtyku ptaki z dalekiej północy. Są to kaczki: lodówka, uhla, markaczka, tracze, alkowate, łabędzie krzykliwe i in. Bogaty jest także świat ssaków. W przybrzeżnych trzcinach ukrywają się jelenie, sarny i dziki. W lasach występują lisy, borsuki oraz jenoty. Z rzadka pojawia się łoś. Czasem na plaży można nawet spotkać foki. Z gadów występuje żmija zygzakowata, padalec i jaszczurki, a niezwykle bogaty jest świat owadów i pająków. Przy okazji - jeśli już mowa o zwierzętach - przypominamy, w Polsce pod całkowitą ochroną znajdują się 384 gatunki. Nie wolno ich łapać i zabijać, ani niszczyć ich jaj, nor i gniazd. Z zabudowań można je usuwać tylko ze względów sanitarnych lub bezpieczeństwa. Wyjątek stanowią potrzeby naukowe lub dydaktyczne, poparte pozwoleniem konserwatora przyrody! Słowiński Park Narodowy udostępniany jest turystom od początku maja do końca września. Zwiedzając park trzeba oczywiście przestrzegać regulaminu obowiązującego na jego terenie. Głosi on m.in., że poruszać się można wyłącznie wytyczonymi szlakami w godzinach od 7 do 21. Największe nasilenie ruchu turystycznego notuje się od strony Łeby w kierunku wydm ruchomych oraz od strony Smołdzina w kierunku Czołpina i Kluk. W Smołdzinie, na szczycie góry Rowokół usytuowana jest wieża widokowa, z której przy dobrej pogodzie widoczny jest cały obszar parku. Również w Smołdzinie znajduje się Muzeum Przyrodniczo-Leśne, w którym eksponowane są okazy flory i fauny parku. W Klukach atrakcją turystyczną jest Skansen Słowiński, a także punkt widokowy na jeziorze Łebsko.
Tak więc ten, kto wybierze na miejsce letniego wypoczynku Rowy, będzie miał okazję nie tylko do nieskrępowanego plażowania, ale również szansę obcowania z naturą w jej nie skażonym cywilizacją kształcie.
Słowiński Park Narodowy jest jednym z elementów Światowej Sieci Rezerwatów Biosfery, a jego flora i fauna podlegają całkowitej ochronie. Unikatem na skalę światową są tutejsze wydmy ruchome na mierzejach. Wyrzucony na plażę piasek, osuszony przez słońce i wiatr, wywiewany jest dalej w głąb lądu. W wyniku tego procesu, który trwa już od ponad 5 tysięcy lat, po wstały wydmy ruchome. Osiągają one wysokość 30 m n.p.m. i przenoszone wiatrem wędrują z szybkością ok. 10 m w ciągu roku. Wszystkie przeszkody na drodze zostają zasypane, a częstym widokiem są kikuty drzew, które ukazują się po odejściu piasków. Z ruchem wydm związany jest tzw. proces sukcesji roślinności. W ślad za ustępującym piaskiem wędrują rośliny, których nasiona są nanoszone przez wiatr. Początkowo są to rośliny zielne, potem krzewinki, a na końcu nadmorski bór i on ostatecznie utrwala wydmę. Wśród drzew dominuje sosna zwyczajna, osiągająca różne formy -od niewielkich i pokręconych po wysokie strzeliste. Na terenie parku znajdują się cztery jeziora, z których dwa największe to Łebsko i Gardno. Swoje powstanie zawdzięczają mierzejom, które stopniowo odcięły dawne zatoki od morza.
Brzegi jezior są płaskie, porośnięte szerokim pasem trzcin, który utrudnia dostęp do wody, a jednocześnie stanowi schronienie dla wielu gatunków ptaków. Ptaki właśnie stanowią dominującą grupę zwierząt w Słowińskim Parku Narodowym. Z obserwacji ornitologów wynika, że występuje tutaj ok. 250 gatunków, z czego 200 gnieździ się na terenie parku. Bogactwo ptaków spowodowane jest różnorodnością zjawisk przyrodniczych oraz położeniem parku na trasie wiosennych i jesiennych przelotów. Można tu spotkać m.in. łabędzia niemego, bielika, puchacza, bojownika batalionu, ohara, żurawia, bociana czarnego.
Zimą zlatują na południowe wybrzeża Bałtyku ptaki z dalekiej północy. Są to kaczki: lodówka, uhla, markaczka, tracze, alkowate, łabędzie krzykliwe i in. Bogaty jest także świat ssaków. W przybrzeżnych trzcinach ukrywają się jelenie, sarny i dziki. W lasach występują lisy, borsuki oraz jenoty. Z rzadka pojawia się łoś. Czasem na plaży można nawet spotkać foki. Z gadów występuje żmija zygzakowata, padalec i jaszczurki, a niezwykle bogaty jest świat owadów i pająków. Przy okazji - jeśli już mowa o zwierzętach - przypominamy, w Polsce pod całkowitą ochroną znajdują się 384 gatunki. Nie wolno ich łapać i zabijać, ani niszczyć ich jaj, nor i gniazd. Z zabudowań można je usuwać tylko ze względów sanitarnych lub bezpieczeństwa. Wyjątek stanowią potrzeby naukowe lub dydaktyczne, poparte pozwoleniem konserwatora przyrody! Słowiński Park Narodowy udostępniany jest turystom od początku maja do końca września. Zwiedzając park trzeba oczywiście przestrzegać regulaminu obowiązującego na jego terenie. Głosi on m.in., że poruszać się można wyłącznie wytyczonymi szlakami w godzinach od 7 do 21. Największe nasilenie ruchu turystycznego notuje się od strony Łeby w kierunku wydm ruchomych oraz od strony Smołdzina w kierunku Czołpina i Kluk. W Smołdzinie, na szczycie góry Rowokół usytuowana jest wieża widokowa, z której przy dobrej pogodzie widoczny jest cały obszar parku. Również w Smołdzinie znajduje się Muzeum Przyrodniczo-Leśne, w którym eksponowane są okazy flory i fauny parku. W Klukach atrakcją turystyczną jest Skansen Słowiński, a także punkt widokowy na jeziorze Łebsko.
Tak więc ten, kto wybierze na miejsce letniego wypoczynku Rowy, będzie miał okazję nie tylko do nieskrępowanego plażowania, ale również szansę obcowania z naturą w jej nie skażonym cywilizacją kształcie.
Z bieliznę do seksuologa
Wiele kosztowało Haralda wejście do sklepu z damską bielizną. Wielu mężczyzn odczuwa zażenowanie kupując damskie dessous. Uczynna i fachowa sprzedawczyni szybko przełamała jego opory. Kupił żonie czarną bieliznę, oczywiście z paskiem i pończochami, choć sprzedawczyni radziła białą. Wręczył żonie prezent urodzinowy z dumą i... zaczął się dramat. Teraz Harald M. (40) szuka pomocy u seksuologa. "Dlaczego moja żona uważa, że paski, pończochy i podwiązki noszą tylko dziwki?" Okazuje się, że jego przypadek nie jest odosobniony. Tak obdarowywane kobiety czują się obrażone. Uważają, iż używanie podobnych jak prostytutki akcesoriów uwłacza ich godności. Sądzą, że partnerzy są nimi znudzeni, lub nie szanują ich dostatecznie. Tymczasem nie da się zaprzeczyć, że kobiety, które żyją z seksu, wiedzą, czego oczekują klienci. Znają ich marzenia, skrywane pragnienia, czują, że by zwabić obcego mężczyznę powinny tak a nie inaczej być ubrane lub rozebrane. W tym, że mężczyzna zaspokaja swe oczekiwania erotyczne także widokiem damskiej pończoszki czy podwiązki na zgrabnej nodze ukochanej, nie należy doszukiwać się czegoś niestosownego. Panie mogą być w takich sytuacjach ufne i odrzucić obawy. Mężczyźni powinni jednak zrozumieć także opory kobiet. Dlatego jeśli chcą im zrobić "bieliźniany" prezent - seksuolog radzi komplet w białym kolorze. Sprzedawczyni miała rację. Niewinność bieli łagodzi nieco grzeszność czy frywolność skojarzeń, jakie wywołuje widok bardzo skąpych części damskiej garderoby.
Moda i naturyzm
14 i 14 ...i jeszcze raz czternaście i pół centymetra -trójkąt z tkaniny - przezroczystej lub nie, delikatnej, miękkiej, kolory wszelakie. Rogi połączone gumką. Majteczki na kryzys? Dla oszczędnych? Zabawny prezent? A może frywolna bielizna? Jak kto woli - w każdym razie ładne, estetyczne, nie wszystko zasłaniają, ale i dziewczyna nie jest całkiem obnażona. Bo nie zupełna nagość ekscytuje panów, tylko właśnie to, co się pod tymi paroma centymetrami szmatki ukrywa. Ale warunek jeden -każdy taki skrawek tkaniny na każdej części kobiecego ciała musi być apetyczny, zmysłowy. Nie może to być kawałek grubego nylonu, złączony grubą gumą, czy biustonosz masywny, gęsto pikowany, prawie pod szyję. "Przecież nie widać" - i młoda dama wkłada dziurawą koszulkę, a pod spodnie rajstopy z dziurami. Tym strojem nawet najukochańszego można odstraszyć. A bielizna powinna być sexy, może też zabawna. Figi - trójkąciki, lub bardziej klasyczne, ale przezroczyste - na przykład czerwone ze złotym haftem, lub fikuśne z małą dziurką na łonie, dziurka ozdobiona falbanką. Staniczek - z subtelnej koronki, aksamitnej w dotyku dzianiny, czarny, amarant, turkus. Dla dziewczyn bardziej śmiałych - z dziurkami, z których wychylają się brodawki. Może być jeszcze coś, co trudno nazwać biustonoszem -dwu-, trzycentymetrowy paseczek tkaniny pod biustem, z ramiączkami, tylko podtrzymujący piersi. Bardzo sexy wyglądają gorseciki bez ramiączek, powabnie opinające ciało, razem z zapinkami do pończoch. Pończochy jak muślin, u góry koronka czy serduszko na wewnętrznej stronie uda. Sam pasek do pończoch też nie musi być pancerną konstrukcją - gumka obleczona miękką tkaniną, lub koronką. Mogą być również tak zwane -samonośne - które same trzymają się na udach, dzięki wykończeniu elastyczną tkaniną, ozdobioną frywolnym haftem albo falbanką. Do tak ubranej - rozebranej dziewczyny nie pasuje rzecz jasna dżentelmen w kalesonach czy barchanach do pasa. Małe zgrabne slipki, mogą być z zamkiem błyskawicznym z przodu, albo tylko woreczek z siateczki, a w pasie gumka. KUPIDO
Wiele kosztowało Haralda wejście do sklepu z damską bielizną. Wielu mężczyzn odczuwa zażenowanie kupując damskie dessous. Uczynna i fachowa sprzedawczyni szybko przełamała jego opory. Kupił żonie czarną bieliznę, oczywiście z paskiem i pończochami, choć sprzedawczyni radziła białą. Wręczył żonie prezent urodzinowy z dumą i... zaczął się dramat. Teraz Harald M. (40) szuka pomocy u seksuologa. "Dlaczego moja żona uważa, że paski, pończochy i podwiązki noszą tylko dziwki?" Okazuje się, że jego przypadek nie jest odosobniony. Tak obdarowywane kobiety czują się obrażone. Uważają, iż używanie podobnych jak prostytutki akcesoriów uwłacza ich godności. Sądzą, że partnerzy są nimi znudzeni, lub nie szanują ich dostatecznie. Tymczasem nie da się zaprzeczyć, że kobiety, które żyją z seksu, wiedzą, czego oczekują klienci. Znają ich marzenia, skrywane pragnienia, czują, że by zwabić obcego mężczyznę powinny tak a nie inaczej być ubrane lub rozebrane. W tym, że mężczyzna zaspokaja swe oczekiwania erotyczne także widokiem damskiej pończoszki czy podwiązki na zgrabnej nodze ukochanej, nie należy doszukiwać się czegoś niestosownego. Panie mogą być w takich sytuacjach ufne i odrzucić obawy. Mężczyźni powinni jednak zrozumieć także opory kobiet. Dlatego jeśli chcą im zrobić "bieliźniany" prezent - seksuolog radzi komplet w białym kolorze. Sprzedawczyni miała rację. Niewinność bieli łagodzi nieco grzeszność czy frywolność skojarzeń, jakie wywołuje widok bardzo skąpych części damskiej garderoby.
Moda i naturyzm
14 i 14 ...i jeszcze raz czternaście i pół centymetra -trójkąt z tkaniny - przezroczystej lub nie, delikatnej, miękkiej, kolory wszelakie. Rogi połączone gumką. Majteczki na kryzys? Dla oszczędnych? Zabawny prezent? A może frywolna bielizna? Jak kto woli - w każdym razie ładne, estetyczne, nie wszystko zasłaniają, ale i dziewczyna nie jest całkiem obnażona. Bo nie zupełna nagość ekscytuje panów, tylko właśnie to, co się pod tymi paroma centymetrami szmatki ukrywa. Ale warunek jeden -każdy taki skrawek tkaniny na każdej części kobiecego ciała musi być apetyczny, zmysłowy. Nie może to być kawałek grubego nylonu, złączony grubą gumą, czy biustonosz masywny, gęsto pikowany, prawie pod szyję. "Przecież nie widać" - i młoda dama wkłada dziurawą koszulkę, a pod spodnie rajstopy z dziurami. Tym strojem nawet najukochańszego można odstraszyć. A bielizna powinna być sexy, może też zabawna. Figi - trójkąciki, lub bardziej klasyczne, ale przezroczyste - na przykład czerwone ze złotym haftem, lub fikuśne z małą dziurką na łonie, dziurka ozdobiona falbanką. Staniczek - z subtelnej koronki, aksamitnej w dotyku dzianiny, czarny, amarant, turkus. Dla dziewczyn bardziej śmiałych - z dziurkami, z których wychylają się brodawki. Może być jeszcze coś, co trudno nazwać biustonoszem -dwu-, trzycentymetrowy paseczek tkaniny pod biustem, z ramiączkami, tylko podtrzymujący piersi. Bardzo sexy wyglądają gorseciki bez ramiączek, powabnie opinające ciało, razem z zapinkami do pończoch. Pończochy jak muślin, u góry koronka czy serduszko na wewnętrznej stronie uda. Sam pasek do pończoch też nie musi być pancerną konstrukcją - gumka obleczona miękką tkaniną, lub koronką. Mogą być również tak zwane -samonośne - które same trzymają się na udach, dzięki wykończeniu elastyczną tkaniną, ozdobioną frywolnym haftem albo falbanką. Do tak ubranej - rozebranej dziewczyny nie pasuje rzecz jasna dżentelmen w kalesonach czy barchanach do pasa. Małe zgrabne slipki, mogą być z zamkiem błyskawicznym z przodu, albo tylko woreczek z siateczki, a w pasie gumka. KUPIDO
FRAJDA DLA DUŻYCH I MAŁYCH
To była frajda dla dużych i małych! Gry i zabawy sportowe odbyły się na plaży w Rowach nieco później, aniżeli to planowaliśmy, bo w takich imprezach czas wyznacza słońce. Zabawa była przednia, bo nawet jeśli w konkurencjach sportowo-zabawowych startowały zupełnie dorosłe golasy, dzieciaki sekundowały im 7 całym entuzjazmem. Panowie poważnie potraktowali kręcenie kółkiem hulahop i ta niewinna konkurencja okazała się być bardziej skomplikowana niż wszyscy sądzili. Zwycięzca jak najsłuszniej zainkasował główną wygraną w postaci butelki szampana.
Później była jeszcze skakanka dla pań i koronna konkurencja w podobnych zabawach, przeciąganie liny. Tylko do konkurencji polegającej na przejściu na rękach po plażowym piasku zabrakło chętnych. Wygrał przez walkower jedyny chętny, który stawił się do boju. Jednak najważniejszym punktem programu był bieg brzegiem morza na odcinku dziesięciu kilometrów. Najstarszy zawodnik miał pięćdziesiąt dwa lata, najmłodszy - dziesięć. Zwyciężył osiemnastoletni Tomek z Pabianic. Zwycięzca otrzymał wypełniony szampanem Puchar Prezesa oraz nagrodę pieniężną w wysokości 300 tysięcy złotych. Tomek wyznał w późniejszej rozmowie, że wprawdzie skończył technikum, ale wybór szkoły tego typu był nieporozumieniem. Marzy o tym, żeby właśnie biegać i to na długich dystansach. Przygotowuje się zresztą do sportowej przyszłości niezwykle poważnie. Rzucił palenie (?!), a udało mu się to przy pomocy akupresury. Teraz przymierza się do diety wegetariańskiej. Próby są udane i czasem jeszcze tylko widok kotleta schabowego robi na nim nieprzeparte wrażenie. W czasie pobytu nad morzem trenuje codziennie i prawie codziennie przebiega dystans czterdziestokilometrowy.
Tomek z pewnym zakłopotaniem przyznał w rozmowie z dziennikarką, że stając na linii startu czuł się trochę jak zawodowiec, pewien zwycięstwa, który daje minimalne szansę pozostałym zawodnikom. Ale chęć sprawdzenia siebie i swoich możliwości była silniejsza. Tomek wierzy, że upór pozwoli mu zrealizować marzenia o karierze wielkiego sportowca. Czwarte miejsce zajął blondynek Krzyś, dziesięcioletni chłopiec ze Słupska. Do maratonu wystartował razem z tatą i wcale nie był w czasie biegu traktowany ulgowo. Jego czwarte miejsce jest tym większym sukcesem, że Tomek narzucił prawie profesjonalne tempo...
To była frajda dla dużych i małych! Gry i zabawy sportowe odbyły się na plaży w Rowach nieco później, aniżeli to planowaliśmy, bo w takich imprezach czas wyznacza słońce. Zabawa była przednia, bo nawet jeśli w konkurencjach sportowo-zabawowych startowały zupełnie dorosłe golasy, dzieciaki sekundowały im 7 całym entuzjazmem. Panowie poważnie potraktowali kręcenie kółkiem hulahop i ta niewinna konkurencja okazała się być bardziej skomplikowana niż wszyscy sądzili. Zwycięzca jak najsłuszniej zainkasował główną wygraną w postaci butelki szampana.
Później była jeszcze skakanka dla pań i koronna konkurencja w podobnych zabawach, przeciąganie liny. Tylko do konkurencji polegającej na przejściu na rękach po plażowym piasku zabrakło chętnych. Wygrał przez walkower jedyny chętny, który stawił się do boju. Jednak najważniejszym punktem programu był bieg brzegiem morza na odcinku dziesięciu kilometrów. Najstarszy zawodnik miał pięćdziesiąt dwa lata, najmłodszy - dziesięć. Zwyciężył osiemnastoletni Tomek z Pabianic. Zwycięzca otrzymał wypełniony szampanem Puchar Prezesa oraz nagrodę pieniężną w wysokości 300 tysięcy złotych. Tomek wyznał w późniejszej rozmowie, że wprawdzie skończył technikum, ale wybór szkoły tego typu był nieporozumieniem. Marzy o tym, żeby właśnie biegać i to na długich dystansach. Przygotowuje się zresztą do sportowej przyszłości niezwykle poważnie. Rzucił palenie (?!), a udało mu się to przy pomocy akupresury. Teraz przymierza się do diety wegetariańskiej. Próby są udane i czasem jeszcze tylko widok kotleta schabowego robi na nim nieprzeparte wrażenie. W czasie pobytu nad morzem trenuje codziennie i prawie codziennie przebiega dystans czterdziestokilometrowy.
Tomek z pewnym zakłopotaniem przyznał w rozmowie z dziennikarką, że stając na linii startu czuł się trochę jak zawodowiec, pewien zwycięstwa, który daje minimalne szansę pozostałym zawodnikom. Ale chęć sprawdzenia siebie i swoich możliwości była silniejsza. Tomek wierzy, że upór pozwoli mu zrealizować marzenia o karierze wielkiego sportowca. Czwarte miejsce zajął blondynek Krzyś, dziesięcioletni chłopiec ze Słupska. Do maratonu wystartował razem z tatą i wcale nie był w czasie biegu traktowany ulgowo. Jego czwarte miejsce jest tym większym sukcesem, że Tomek narzucił prawie profesjonalne tempo...
"GWARKIEM" - bliżej natury
"Gwarek" - pierwszy w Polsce żaglowo-motorowy statek wycieczkowy dla ponad 200 pasażerów, o całkowicie zautomatyzowanej obsłudze żagli, wejdzie do eksploatacji w 1992 roku. Armator "Gwarka" to ponad 900 akcjonariuszy Spółki Akcyjnej "Polskie Żagle", którzy zagwarantowali już sobie udział w rejsach i zniżki w cenach biletów.
Dziś szansa dla zapobiegliwych:
Spółka Akcyjna "Polskie Żagle" ogłasza sprzedaż akcji V emisji w cenie 250.000 złotych za 1 akcję.
"Gwarek" - pierwszy w Polsce żaglowo-motorowy statek wycieczkowy dla ponad 200 pasażerów, o całkowicie zautomatyzowanej obsłudze żagli, wejdzie do eksploatacji w 1992 roku. Armator "Gwarka" to ponad 900 akcjonariuszy Spółki Akcyjnej "Polskie Żagle", którzy zagwarantowali już sobie udział w rejsach i zniżki w cenach biletów.
Dziś szansa dla zapobiegliwych:
Spółka Akcyjna "Polskie Żagle" ogłasza sprzedaż akcji V emisji w cenie 250.000 złotych za 1 akcję.