Krapec | #1

Właśnie przyjechaliśmy z Bułgarii, z miejscowości Krapec. Oto krótka relacja:

Krapec (pisane również Krapets albo Krapetz) to niewielka wioska, ok. 10 km od granicy rumuńskiej. Reklamuje się jako "ostatnie ciche miejsce nad Morzem Czarnym". Rzeczywiście, miejsce jest bardzo kameralne – setka domów, jeden hotel Janica (zbudowany za pieniądze unijne), dwa sklepy, cztery knajpy oraz przystanek autobusowy. Jednak w określeniu "ciche miejsce" jest wiele przesady, między godziną piątą a siódmą rano w powietrzu odbywa się prawdziwy koncert zwierząt gospodarskich: ryczenie osłów, gdakanie kur, szczekanie psów, gęganie gęsi... jak to na wsi.

Choć sama wioska położona jest nad morzem, miejsce nie nadaje się bezpośrednio do plażowania. Ląd urywa się bowiem dziesięciometrowym urwiskiem, pod którym jest wąski pasek brudnego piasku i kamieni. Na prawdziwą plażę trzeba było przejechać około kilometr na północ, najpierw koło niedokończonego ośrodka wypoczynkowego, potem koło starego, postsocjalistycznego kempingu. Jedno i drugie stanowiło obraz nędzy i rozpaczy, niemniej sama plaża prezentowała się ładnie. Była dość szeroka i łagodnie wchodziła w morze. Niestety, sporo było na niej śmieci – zarówno organicznych (wodorosty wyrzucone przez morze), jak i ludzkich (głównie plastikowe butelki). Morze Czarne było na szczęście ciepłe i czyste, co rekompensowało nam wszystkie niewygody plażowania.

Plaża nie ma charakteru naturystycznego. Po prostu ludzie plażują w sporych odległościach od siebie. Poza zdecydowanie tekstylną częścią w każdej części plaży spotyka się osoby w każdym rodzaju stroju (w tym: całkiem bez stroju). Wszyscy plażują obok siebie i nie zwracają uwagi na siebie nawzajem. Słowem, nie ma podziału na strefy "nagą" i "tekstylną", tak jak w Polsce. Jest pełna dowolność. Co jeszcze ciekawsze, decyzje w kwestii stroju są całkowicie zindywidualizowane, tj. bywało, że wśród całkowicie tekstylnej grupy widzieliśmy jedną rozebraną do rosołu panią, albo wśród całkowicie nagiej rodziny pojawiał się nagle nastoletni chłopiec w gaciach za kolana. Ludzie koło nas także plażowali bardzo dowolnie; zdarzało się, że byliśmy jedynymi konsekwentnie i całkowicie nagimi plażowiczami w otoczeniu (jeśli można użyć takiego określenia przy co najmniej dwudziestometrowych odległościach...) mniej lub bardziej ubranych sąsiadów. Mimo to, wszyscy odnosili się do nas całkowicie naturalnie, a gdy szliśmy na spacer wzdłuż plaży, widzieliśmy, że tak samo było w przypadku innych plażujących.

Wiele osób rozbijało się na dziko na wydmach, w cieniu rozłożystych drzew. W największy upał znikali z plaży, relaksując się w cieniu koło namiotów i wracali po południu. Gdybyśmy wiedzieli przed wyjazdem z Polski, że będzie taka możliwość, też wzięlibyśmy namiot, kuchenkę i tak spędzili pobyt w Bułgarii. A tak – korzystaliśmy tylko z uroków plaży, popołudnia i wieczory spędzając w naszym apartamencie i w restauracjach. Warto dodać, że obcokrajowcy (sądząc z rejestracji) stanowili nie więcej niż 3% plażujących, co korzystnie wpływało na atmosferę na plaży (było bardzo swojsko) oraz ceny ;)

Słowem, polecamy Krapec.

Autor: GrommitDodaj swój raport

Dodaj komentarz

CAPTCHA
Musisz potwiedzić że jesteś człowiekiem, a nie skryptem komputerowym.