Arnaoutchot | #1
Poniważ lubimy jeżdzić w nowe miejsca w tym roku wybraliśmy się do zachodniej Francji. Najpierw tydzień intensywnego zwiedzania Normandii i Bretanii (polecamy!), a potem tydzień nad Atlantykiem w Akwitanii. Nad oceanem w okolicach Boredeaux są trzy duże kampingi naturystyczne: Euuronat, La Jenny i najbardziej na południe Arnaoutchot.
Zdecydowaliśmy się na ten ostatni ze względu na fajny domek za rozsaądną cenę - bungalow 6-osobowy, który zamierzaliśmy zasiedlić w 4 dorosłe osoby kosztował ze wszystkimi opłatami i ubezpieczeniem od rezygnacji 800 Euro za tydzień. Wybór okazał się trafiony.
Sam kamping położony jest w największym europejskim lesie piniowym, od Atlanytyku odgradza go tylko pas wydm. Cały kamping jest zalesiony, teren pogórkowaty, dzięki temu domki i namioty nie mogą stać w rządkach, a są porozrzucane wśród drzew. Na kampingu jest część domkowo - szaletowa (nie chodzi o wc tylko o małe bungalowy), dużo miejsca dla przyczep i kamperów, a także część dla małych namiotów gdzie nie można wprowadzać przyczep. Samochody trzyma się przy domkach, osoby z namiotami mogą je zostawić na parkingu przy wejściu, tam też parkuje się przy powrocie po 22. Każdy samochód dostaje kartę wjazdową podnoszącą szlaban, zero innych formalności, opłat czy czipów na rękę.
Wyposażenie kampingu na normalnym francuskim poziomie - dobrze zaopatrzony sklep, piekarnia, restauracja, pizzeria. Przy restauracji stoisko z rybami i owocami morza - świeże krewetki, mule i ostrygi znacznie tańsze niż w Polsce. Raz na kilka dni rozstawiają się stoiska z regionalnymi produktami, winami, biżuterią, itd.
Domek to salonik i dwie sypialnie, jedna z podwójnym łóżkiem, druga z dwoma. Żadnych piętrówek, w saloniku sofa dla 2 osób. W sypialniach szafy z wieszakami na ciuchy. Takiego dobrego wyposażenia jeszcze nie mieliśmy. Łazienka oddzielnie od wc, co przy większej liczbie współmieszkańców jest wygodne. Sprzęt kuchenny łącznie z mikrofalą, brakowało czajnika (to normalne, bo Francuzi nie piją herbaty, a do kawy był ekspres), ale przezornie zabraliśmy własny. Brakowało jedynie kieliszków, ale wino pijaliśmy ze szklanek. Na przyjazd było czysto, po sobie trzeba posprzątać lub zapłacić 93 Euro. Przed wyjazdem jest kontrola domku. Prąd bez ograniczeń. Grillować nie wolno samemu, ale jest centralne miejsce do tego. Generalnie standard lepszy niż widywaliśmy w innych miejscach.
Kamping jest w sieci France4naturism i regulamin nakazuje nagość z wyłączeniem oczywistych sytuacji wywołanych pogodą lub sprawami higienicznymi. Jedyne miejscem gdzie nie wolno przebywać nago to restauracja w trakcie wieczornych imprez. Zasada jest przestrzegana, a obsługa przy wejściu na basen zwraca uwagę i nie wolno nawet być w pareo. Są oczywiście miejsca gdzie większość lub część osób się ubiera - zajęcia jogi, tenis, sklep. Można dołożyć do tego ciekawe obserwacje - panie np. grywają w tenisa w samym topie, taki sam strój spotyka się na zajęciach z aqua aerobiku. Wiele osób wieczorem czy rano gdy jest chłodniej zakłada sweter jako jedyne ubranie. Wygląda trochę zabawnie, ale człowiek się przyzwyczaja.
Ponieważ nad Atlantykiem pogoda jest znacznie mniej stabilna niż nad Morzem Śródziemnym oferta spędzania czasu jest bardzo urozmaicona. Jest oczywiście duży basen z częścią dla dzieci, spa, mini golf i plac do ćwiczeń w dużego golfa, łucznica (strzelnica z łuku), siłownia, korty tenisowe. Poza spa reszta przyjemności jest bezpłatna lub płatna symbolicznie - kort tenisowy 3 Euro za godzinę. Jest też dużo zajęć animacyjnych zarówno dla dzieci jak i dorsłych, nawet tak orginanych jak nauka garncarstwa.
Wielkim atutem jest plaża. Jej szerokość waha się w zależności od przypływu od 20 metrów do 200, same obserwowanie przypływów i odływów jest fascynujące. Plaża umozliwia długie nieskrępowane spacery, następne wejście na plażę w stronę północną jest oddalone o 5 kilometrów. Przed wodą trzeba mieć respekt, to przecież ocean. Jedyną dostępną bez sprzętu rozrywką jest skakanie na falach, przy wiekszym wietrze to też staje się zabawą dla odważnych. Robić to można w wyznaczony miescu pod czujnym okiem kilku ratowników stojących po kolana w wodzie gotowych do ratownia tych zmemłanych lub porwanych przez fale. Panuje duża dyscyplina i nikt nie robi tego poza wyznaczonym strzeżonym miejscem. Duże fale umożliwiają pływanie na deskach, zarówno tych małych (mozna je kupić za kilkanaście Euro w sklepie, jak i tych prawdziwych. Na tych ostatnich organizowane są szkolenia dla chętnych do nauki surfingu.
Pogoda zmienna, byliśmy tam tydzień i większość dni to była mieszanka wysokich chmur i słońca, absolutnie pogoda plażowa. Jeden dzień z gorszą pogodą przeznaczyliśmy na objazd kraju Basków. Temperatury bardzo przyjemne, od rana do zachodu słońca możn się obyć bez ubrania, bliskość oceanu sprawia, że nie ma srających upałów.
Na koniec trochę obserwacji socjologicznych. Większa część gości to Francuzi, spora grupa Holendrów (zauważalna zwłaszcza w trakcie meczu finałowego), Belgów, trochę Niemców, okazjonalnie widuje się Szwajcarów i Hiszpanów. Z Polski poza nami nikogo, w recepcji bardzo dziwili się, że ktoś przyjechał z tak daleka. Wydaje się, że nad Atlantyk jeżdżą ludzie z trochę innych grup społecznych niż nad Morze Śródziemne, a w szczególności do Cap d'Agde. Sylwetki bardziej spasione, mniej śladów po operacjach plastycznych, zero biżuterii intymnej, prawie nie spotyka się osób całkowicie wydepilowanych. Generalnie bardziej swojsko.
To był nasz czwarty naturystyczny kamping we Francji po Bagheerze, Cap i Grand Cosse, zdecydowanie najlepszy i będziemy tam jeszcze wracać. Odległość to ok 2300 kilometrów z Warszawy w zależności od wariantu =/- 50 km, a więc niewiele dalej niż nad Morze Śródziemne czy do Pizo Greco. Tak czy siak dwa dni pełnej jazdy, chyba, że ktoś wybierze lot do Paryża, a potem TGV lub samochód.
pozdrawiamy