W poszukiwaniu miejsc N | Hvar | #7
W tym roku po raz pierwszy odwiedziliśmy Chorwację. Naczytawszy się jaki to naturystyczny raj, ile to pięknych plaż i ośrodków ruszyliśmy na rodzinny wakacyjny wypoczynek.
Pierwszym niemiłym zaskoczeniem była oferta kempingów. Nie mamy własnej przyczepy, mając małe dzieci nie chcieliśmy też mieszkać w małych namiotach. Okazało się, że dla 7-osobowej rodziny, chcącej wynająć wyposażony namiot lub domek nie ma takiej możliwości. Największe domki lub wyposażone namioty są 6-osobowe i mimo że nasza najmłodsza córcia ma 4 lata, nie było możliwości zakwaterować jej na dostawce, jedynie trzeba było brać drugi domek lub drugi namiot... Sorry, taki mamy klimat... :sorry:
Odpuściliśmy sobie kempingi i znaleźliśmy coś, co okazało się przeuroczą alternatywą - domek Robinsona. Na południowym wybrzeżu wyspy Hvar, malusieńka osada rybacka, chyba 7 starych kamiennych domków, powciskanych na wąskich pólkach skalnych, z niewielką ale cichą i pustą żwirową plażą. Przecudne, miejsce, niesamowite widoki i niezakłócony niczym spokój. Warunki sanitarne nie powalały, po kuchni biegały mrówki i bliżej mi nie znane stawonogi, prąd z baterii słonecznych w deszczowe dni (a mieliśmy takich aż 3 na 8 dni pobytu!!!) wysiadał po godzinie i trzeba było siedzieć przy świecach. Nas to na szczęście nie ruszało, ale komuś drażliwemu na punkcie higieny zdecydowanie taki nocleg odradzamy. Mankamenty te zresztą skutecznie rekompensował klimat miejsca. Nasz domek miał niewielkie patio, prysznic "pod chmurką", zapewniał pełną kameralność i intymność, co okazało się zbawienne, bo reszta domków była zamieszkiwana przez dość pruderyjnie nastawionych Czechów, Słowaków i Włochów.
Nasza ładniejsza połówka, od pierwszego dnia próbowała jakoś rozruszać towarzystwo chociaż toplessem, ale wobec braku oznak aprobaty, męska część rodziny golaskowała jedynie przy domku, a na plaży po zmroku.
Nie mogąc nacieszyć się swobodą w "naszej" zatoczce wynajęliśmy łódkę, która miała nas zawieźć do położonej opodal bezludnej zatoczki. Płynąc wzdłuż brzegu, co kilkaset metrów mijaliśmy podobne do naszej zatoczki z analogicznymi osadami. Niestety wszystkie były zamieszkane i użytkowane wyłącznie przez tekstylnych. Niestety nie dane nam było przekonać się, czy obiecana bezludna zatoczka będzie naszym rajem naturystycznym, bo pogoda gwałtownie się zaczęła załamywać i nasz miejscowy "szyper" zarządził odwrót. Ponieważ deszcz skutecznie zapędził sąsiadów do domków, ostentacyjnie zorganizowaliśmy nagą kąpiel w deszczu. Włosi mający widok z okien na plażą nie komentowali, ale też nie próbowali się z nami później kolegować...
Nie chcąc wyglądać jak zebry, skorzystaliśmy z informacji z naszego forum i postanowiliśmy wybrać się na oficjalną plaże FKK przy kempingu Vrboska. Niestety i tu spotkała nas niemiła niespodzianka. Wstęp na plaże mają tylko i wyłącznie mieszkańcy kempingu. Pan z obsługi, powiedział nam jedynie, że dalej na wschód, za szkoła windursingu na skałach też opalają się naturyści. Chcąc nie chcąc ruszyliśmy wzdłuż brzegu, choć rokowania nie były najlepsze, bo skały były obsadzone tekstylnymi. W końcu po ok. kilometrze zrobiło się zupełnie bezludnie, znaleźliśmy fajną, płaską i lekko pochyloną do wody półkę skalną na której się rozłożyliśmy i wskoczyliśmy w stroje organizacyjne. Niestety po jakimś czasie pojawili się obok nas kolejni tekstylni, ale za to, zachęceni naszym przykładem, nieśmiało zaczęli rozkładać się też naturyści. Wyszło na to, że ustanowiliśmy granicę między tekstylnymi a naszymi. Nie wiemy czy tak po prostu wyszło, czy rzeczywiście gdzieś tam jest oficjalna lub mniej plaża FKK, ale ostatecznie spędziliśmy tak wyjątkowo miły dzień i miejsce to z czystym sumieniem możemy polecać każdemu, kto chciałby pogolaskować na Hvarze. :beach: Jeszcze raz podaję lokalizację: zaraz za kempingiem FKK Vrboska, jest wjazd na gigantyczny, niestety płatny parking, z parkingu idziemy na północy brzeg i brzegiem na wschód ok. 1 km.
Już po powrocie do PL dostaliśmy informację, że właściwa, bardzo popularna i uczęszczana plaża FKK była jednak na zachód od kempingu. Podobno bardzo fajna, no ale tam nie byliśmy...
Zachęceni powodzeniem postanowiliśmy dla odmiany wybrać się na sławioną w przewodnikach „naturystyczną” wyspę Jerolim. Okazało się to sporą porażką. Wyspa owszem i ładna, na dzień dobry przypływających wita szyld „Welcome naturists” ale dalej już tylko morze tekstylnych… Dwie małe plaże żwirkowe, kocyk w kocyk obłożone ludźmi, na tej od strony Hvaru ani jednych „naszych”. Na tej południowej w tłumie ok. 150 osób wypatrzyliśmy dwie, wyjątkowo chyba zdeterminowane nagie pary… :niewiem: Poszliśmy ścieżką wzdłuż brzegu, z nadzieją że może dalej będzie lepiej. No może było, bo ten tłum od wejścia nie docierał, było porozrzucanych na uboczu kilka par „naszych”, za to skały i dojście do morza upiorne, szczególnie dla dzieci. Zakotwiczyliśmy się ostatecznie na w miarę płaskiej półce skalnej ze 100 m od „podobno naturystycznej” plaży, opalając się bez strojów i ignorując ciekawskie spojrzenia przechodzących wycieczek. Spędziliśmy miły dzień, poopalaliśmy się i pokąpaliśmy, ale rozczarowanie miejscem pozostało. Wyspa piękna, warta odwiedzin, tyle że na swobodne golaskowanie nie należy się nastawiać, chyba że komuś nie przeszkadza wariant CO w proporcji 95% tekstylni, 5% „nasi”. Dla tych co się wybiorą takie spostrzeżenie – więcej naszych można było spotkać na wschód od głównej (południowej) plaży.
W drodze powrotnej doceniliśmy nasze „zadupie” na Hvarze. Zatrzymaliśmy się przy wodospadach Krka. Miejsce piękne, obowiązkowe do zwiedzenia, ale ten dziki tłum, przepychający się, wrzeszczący… :facepalm: Dla nas masakra. Zaliczyliśmy szybką kąpiel pod wodospadami i zwinęliśmy się czym prędzej. Oczywiście po jednym i to zaledwie 8-dniowym pobycie trudno o generalizowanie, ale uznaliśmy że wybór wyspy Hvar był wyjątkowo słuszny. Piękna ta Chorwacja, ale w sezonie tak zatłoczona, szczególnie w kurortach na wybrzeżu, że nam osobiście ciężko byłoby wypocząć. Wyspy są jeszcze w miarę puste, nieskomercjalizowane, można tam znaleźć fajny klimat i spokój.
Jedyne przed czym warto przestrzec jadących na Hvar własnym samochodem, to główna droga idąca grzbietem wyspy, szczególnie od strony Sucuraj (dla jadących promem z Drvenika). Trzeba mieć mocne nerwy, sporo cierpliwości i naprawdę dobrą technikę jazdy… :think: Ale na Hvar wybrać się warto.
PS. Jeszcze po powrocie, z dyskusji na naszym forum dowiedzieliśmy się o kempingu i plaży FKK Mlaska tuż koło Sucuraja. Kemping ma dwie części, jedną tekstylną, drugą "naszą" Podobno jest tam piaszczysta plaża, wstęp na plażę przez kemping możliwy za opłatą 10 kun dziennie.
Pierwszym niemiłym zaskoczeniem była oferta kempingów. Nie mamy własnej przyczepy, mając małe dzieci nie chcieliśmy też mieszkać w małych namiotach. Okazało się, że dla 7-osobowej rodziny, chcącej wynająć wyposażony namiot lub domek nie ma takiej możliwości. Największe domki lub wyposażone namioty są 6-osobowe i mimo że nasza najmłodsza córcia ma 4 lata, nie było możliwości zakwaterować jej na dostawce, jedynie trzeba było brać drugi domek lub drugi namiot... Sorry, taki mamy klimat... :sorry:
Odpuściliśmy sobie kempingi i znaleźliśmy coś, co okazało się przeuroczą alternatywą - domek Robinsona. Na południowym wybrzeżu wyspy Hvar, malusieńka osada rybacka, chyba 7 starych kamiennych domków, powciskanych na wąskich pólkach skalnych, z niewielką ale cichą i pustą żwirową plażą. Przecudne, miejsce, niesamowite widoki i niezakłócony niczym spokój. Warunki sanitarne nie powalały, po kuchni biegały mrówki i bliżej mi nie znane stawonogi, prąd z baterii słonecznych w deszczowe dni (a mieliśmy takich aż 3 na 8 dni pobytu!!!) wysiadał po godzinie i trzeba było siedzieć przy świecach. Nas to na szczęście nie ruszało, ale komuś drażliwemu na punkcie higieny zdecydowanie taki nocleg odradzamy. Mankamenty te zresztą skutecznie rekompensował klimat miejsca. Nasz domek miał niewielkie patio, prysznic "pod chmurką", zapewniał pełną kameralność i intymność, co okazało się zbawienne, bo reszta domków była zamieszkiwana przez dość pruderyjnie nastawionych Czechów, Słowaków i Włochów.
Nasza ładniejsza połówka, od pierwszego dnia próbowała jakoś rozruszać towarzystwo chociaż toplessem, ale wobec braku oznak aprobaty, męska część rodziny golaskowała jedynie przy domku, a na plaży po zmroku.
Nie mogąc nacieszyć się swobodą w "naszej" zatoczce wynajęliśmy łódkę, która miała nas zawieźć do położonej opodal bezludnej zatoczki. Płynąc wzdłuż brzegu, co kilkaset metrów mijaliśmy podobne do naszej zatoczki z analogicznymi osadami. Niestety wszystkie były zamieszkane i użytkowane wyłącznie przez tekstylnych. Niestety nie dane nam było przekonać się, czy obiecana bezludna zatoczka będzie naszym rajem naturystycznym, bo pogoda gwałtownie się zaczęła załamywać i nasz miejscowy "szyper" zarządził odwrót. Ponieważ deszcz skutecznie zapędził sąsiadów do domków, ostentacyjnie zorganizowaliśmy nagą kąpiel w deszczu. Włosi mający widok z okien na plażą nie komentowali, ale też nie próbowali się z nami później kolegować...
Nie chcąc wyglądać jak zebry, skorzystaliśmy z informacji z naszego forum i postanowiliśmy wybrać się na oficjalną plaże FKK przy kempingu Vrboska. Niestety i tu spotkała nas niemiła niespodzianka. Wstęp na plaże mają tylko i wyłącznie mieszkańcy kempingu. Pan z obsługi, powiedział nam jedynie, że dalej na wschód, za szkoła windursingu na skałach też opalają się naturyści. Chcąc nie chcąc ruszyliśmy wzdłuż brzegu, choć rokowania nie były najlepsze, bo skały były obsadzone tekstylnymi. W końcu po ok. kilometrze zrobiło się zupełnie bezludnie, znaleźliśmy fajną, płaską i lekko pochyloną do wody półkę skalną na której się rozłożyliśmy i wskoczyliśmy w stroje organizacyjne. Niestety po jakimś czasie pojawili się obok nas kolejni tekstylni, ale za to, zachęceni naszym przykładem, nieśmiało zaczęli rozkładać się też naturyści. Wyszło na to, że ustanowiliśmy granicę między tekstylnymi a naszymi. Nie wiemy czy tak po prostu wyszło, czy rzeczywiście gdzieś tam jest oficjalna lub mniej plaża FKK, ale ostatecznie spędziliśmy tak wyjątkowo miły dzień i miejsce to z czystym sumieniem możemy polecać każdemu, kto chciałby pogolaskować na Hvarze. :beach: Jeszcze raz podaję lokalizację: zaraz za kempingiem FKK Vrboska, jest wjazd na gigantyczny, niestety płatny parking, z parkingu idziemy na północy brzeg i brzegiem na wschód ok. 1 km.
Już po powrocie do PL dostaliśmy informację, że właściwa, bardzo popularna i uczęszczana plaża FKK była jednak na zachód od kempingu. Podobno bardzo fajna, no ale tam nie byliśmy...
Zachęceni powodzeniem postanowiliśmy dla odmiany wybrać się na sławioną w przewodnikach „naturystyczną” wyspę Jerolim. Okazało się to sporą porażką. Wyspa owszem i ładna, na dzień dobry przypływających wita szyld „Welcome naturists” ale dalej już tylko morze tekstylnych… Dwie małe plaże żwirkowe, kocyk w kocyk obłożone ludźmi, na tej od strony Hvaru ani jednych „naszych”. Na tej południowej w tłumie ok. 150 osób wypatrzyliśmy dwie, wyjątkowo chyba zdeterminowane nagie pary… :niewiem: Poszliśmy ścieżką wzdłuż brzegu, z nadzieją że może dalej będzie lepiej. No może było, bo ten tłum od wejścia nie docierał, było porozrzucanych na uboczu kilka par „naszych”, za to skały i dojście do morza upiorne, szczególnie dla dzieci. Zakotwiczyliśmy się ostatecznie na w miarę płaskiej półce skalnej ze 100 m od „podobno naturystycznej” plaży, opalając się bez strojów i ignorując ciekawskie spojrzenia przechodzących wycieczek. Spędziliśmy miły dzień, poopalaliśmy się i pokąpaliśmy, ale rozczarowanie miejscem pozostało. Wyspa piękna, warta odwiedzin, tyle że na swobodne golaskowanie nie należy się nastawiać, chyba że komuś nie przeszkadza wariant CO w proporcji 95% tekstylni, 5% „nasi”. Dla tych co się wybiorą takie spostrzeżenie – więcej naszych można było spotkać na wschód od głównej (południowej) plaży.
W drodze powrotnej doceniliśmy nasze „zadupie” na Hvarze. Zatrzymaliśmy się przy wodospadach Krka. Miejsce piękne, obowiązkowe do zwiedzenia, ale ten dziki tłum, przepychający się, wrzeszczący… :facepalm: Dla nas masakra. Zaliczyliśmy szybką kąpiel pod wodospadami i zwinęliśmy się czym prędzej. Oczywiście po jednym i to zaledwie 8-dniowym pobycie trudno o generalizowanie, ale uznaliśmy że wybór wyspy Hvar był wyjątkowo słuszny. Piękna ta Chorwacja, ale w sezonie tak zatłoczona, szczególnie w kurortach na wybrzeżu, że nam osobiście ciężko byłoby wypocząć. Wyspy są jeszcze w miarę puste, nieskomercjalizowane, można tam znaleźć fajny klimat i spokój.
Jedyne przed czym warto przestrzec jadących na Hvar własnym samochodem, to główna droga idąca grzbietem wyspy, szczególnie od strony Sucuraj (dla jadących promem z Drvenika). Trzeba mieć mocne nerwy, sporo cierpliwości i naprawdę dobrą technikę jazdy… :think: Ale na Hvar wybrać się warto.
PS. Jeszcze po powrocie, z dyskusji na naszym forum dowiedzieliśmy się o kempingu i plaży FKK Mlaska tuż koło Sucuraja. Kemping ma dwie części, jedną tekstylną, drugą "naszą" Podobno jest tam piaszczysta plaża, wstęp na plażę przez kemping możliwy za opłatą 10 kun dziennie.
Komentarze
gadzo (Gość)
27 Styczeń, 2016 - 12:25
Adres
W 2015 spędziliśmy w
W_krk (Gość)
26 Styczeń, 2016 - 14:57
Adres
No nie.. - od pięciu lat
piotr_krk (Gość)
12 Wrzesień, 2015 - 21:06
Adres
Świetna relacja. Byliśmy na
Dodaj komentarz