Pag | #4
Mimo że w wielu przewodnikach piszą, że Pag to najmniej atrakcyjna część Chorwacji, to my nie zgadzamy się z tym stwierdzeniem. Krajobraz i kultura regionu ma swój urok. Trzeba jednak oddać, że region jest mało urodzajny, ale słynie z plaśkiego syra (paskiego sera) i plaśkich cipek (paskich koronek). Sera zjedliśmy klika kilogramów i od razu powiem ze ten przy sprzedawany przy drodze jest zdecydowanie inny niż ten kupowany w sklepach na wyspie. Polecam też arbuzy, pomidory i nektarynki – po prostu przepyszne.
Wyjechaliśmy do Pagu w czwartek. Wyjazd miał być nieco objazdowy, dlatego pierwszy nocleg zaliczyliśmy jeszcze w Polanicy. W piątek było najwięcej atrakcji turystycznych, bo założyliśmy sobie że pojedziemy nie autostradą, ale przez góry. Był to wyczyn nie lada, bo nie wiem czy ktoś z was miał okazję jechać samochodem alpejskimi serpentynami. Widoki były super, ale i przerażenie zawitało w nasze umysły, gdy spotkał nas grad wielkości piłek do ping ponga. Na szczęście było się gdzie schować z samochodem i fura nie ucierpiała. Wieczorkiem dotarliśmy do miejscowości Murec. Nocowaliśmy tam już kolejny raz, ale to był błąd, bo następnego dnia przekroczenie granicy słoweńsko-chorwackiej zajęło nam 3 godziny. Powinniśmy tak jak któregoś roku przenocować w miejscowości Ptuj i wyjeżdżając wcześnie rano była szansa, aby być pierwszym na granicy i bez problemu wjechać do Chorwacji. Oprócz problemów z przejechaniem granicy pojawiły się problemy ze słoweńskimi służbami na autostradzie. Otóż wyjeżdżając z Ptuj przejechaliśmy może 200 m autostradą, a na jej końcu stali dróżnicy którzy żądali winiet za przejazd autostradą, my oczywiście ich nie mieliśmy i miał być mandat 200 euro. Na szczęście się wyłgaliśmy. Ale okazuje się że jadąc z Mariboru nie ma bramek na autostradzie, a sam wjazd na drogę autostradową wymaga już winiety (50 zł). Dla nas jest to bzdura bo jadąc z Polski autostradą w Słowenii jedzie się kilkadziesiąt kilometrów, dlatego omijamy ten odcinek jak każdy polak jadąc przez Ptuj. Niestety kierując się na obwodnice Ptuja wjeżdża się na autostradę, dlatego trzeba jechać drogami lokalnymi do granicy ustawiając GPS na Podlehnik z pominięciem autostrad i dróg płatnych. Jedzie się wówczas wzdłuż autostrady i nie trzeba płacić, a droga jest nie najgorsza.
Po przekroczeniu granicy skierowaliśmy się do Pagu i wieczorkiem byliśmy już w miejscu zakwaterowania. Wjeżdżając na wyspę można podziwiać widoczki i warto się zatrzymać żeby pstryknąć kilka fotek.
Zanim poszliśmy spać oczywiście był obchód i szukanie miejsca do plażowania. Nic nie znaleźliśmy, ale po powrocie właściciel kwatery sam nam wskazał zatoczki w których można opalać się i jak sam podkreślił bez skrępowania. Następnego dnia znaleźliśmy zatoczki i okazało się była super. Płytkie zejście do morza po grubym żwirku, trochę kamieni. Szło się prawdziwym stepem i przez nieurodzajne góry i łąki z wydeptanymi ścieżkami, gdzie tylko pasące się owce były gwarancją tego że coś się dzieje. Od kwatery musieliśmy maszerować około 30 minut, co z całym plażowym bajzlem i dzieciakiem nie było proste. Oczywiście można było przejechać mniej więcej połowę tej odległości samochodem po szutrowej drodze, ale wówczas furka musiałby stać w szczerym słońcu. My jednak z tego nie skorzystaliśmy bo na urlopie unikam samochodu jak ognia (ot mam go na co dzień).
Zatoczka w której zażywaliśmy kąpieli słonecznej i morskiej była to wypłukana przez morze skała. Takich zatoczek było mnóstwo i każda z nich mieściła na maksa 5-7 osób. Na każdej byli naturyści. W oddali z morza można było dostrzec większe plaże, ale dla nas było to za daleko, żeby się tam wybrać. Zresztą na urlopie cenimy sobie samotność lub stałe grono znajomych.
Plażowaliśmy niemal każdego dnia mniej więcej od 10.00 do 17.00. Konieczne jest posiadanie parasola (można kupić na Pagu kosztuje około 80 kuna), bo tyle godzin w szczerym słońcu jest nie do wytrzymania, a góry i skarpy które tworzyły przyjemne cienie w zatoczce, niestety w okolicach południa były mało skuteczne.
We wtorek była przerwa w opalaniu i postanowiliśmy zwiedzić Jeziora Plitwickie. Nie da się opisać tych widoków i wodospadów, to po prostu trzeba zobaczyć.
Środa i czwartek to kolejne opalanko, a w piątek wyruszyliśmy do Dubrownika, na zwiedzanie i nocleg z piątku na sobotę. Dubrownika też nie da się opisać, trzeba go zobaczyć i warto zaopatrzyć się w przewodnik, żeby poznać ciekawą i nie tak odległą wojenną historię miasta.
Od razu dodam, dla tych co nie wiedzą, że jadąc do Dubrownika trzeba przejechać przez Bośnię i Hercegowinę. Niestety na granicy jak ktoś ma pecha to może zostać przetrzepany przez służby graniczne. Co zdarzyło się kliku polskim samochodom.
W sobotę ruszyliśmy w drogę powrotną. Z Dubrownika dojechaliśmy do Zagrzebia, a że byliśmy dość wcześnie pozwiedzaliśmy to jeszcze „komunistyczne Jugosłowiańskie” miasto. Nocowaliśmy w Hotelu Laguna (jak będzie potrzeba podam adres), polecam ten nocleg, bo jest niemal na wylocie z miasta do dalszej podróży i kosztuje w pokoju dwuosobowym 80 euro ze śniadaniem (my nocowaliśmy z dzieciakiem w jednym pokoju i nie było problemu, cena bez zmian).
Nocleg w Zagrzebiu wybraliśmy jeszcze z jednego powodu. Chcieliśmy uniknąć korka na granicy i udało się to wyśmienicie. Wyjazd następnego dnia rano okazał się strzałem w dziesiątkę, bo granicę przekroczyliśmy zatrzymując się tylko na okazanie paszportów. W Austrii wybraliśmy drogę przez Gratz, Linz, Pragę, przejście graniczne w Kudowie. I powiem szczerze, że do tego wyjazdu już tylko tą droga będę śmigał do Chorwacji. Faktem jest że trzeba wybulić 12 euro (7,5 oraz 4, 5) jako dodatkową opłatę środowiskową jadąc autostradą przez Alpy, ale warto, bo z Gratz do Pragi dojechaliśmy w 4 godziny.
Po przekroczeniu granicy ponownie zanocowaliśmy w Polanicy, a następnego dnia po zwiedzaniu dawno nie widzianej Kaplicy Czaszek w Czermnej, Wambierzyc i Kłodzka wróciliśmy do domu.
Podsumowując wyjazd jak najbardziej udany i warto jechać na Pag.
A teraz trochę danych dla tych którzy wybierają się po raz pierwszy do Chorwacji.
Nigdy nie robiliśmy takiego podsumowania, ale w tym roku pokusiliśmy się o zebranie w miarę dokładnych danych na temat wyjazdu. Może komus to info pomoże w organizacji własnego wypoczynku. Jakby coś było niejasne służę dodatkowymi wyjaśnieniami na pw.
Aktualna automapa prowadzi bez problemy we wskazane miejsce. Warto jednak zaopatrzyć się w samochodowe mapy państw. Bo w przypadku korków na drodze jesteśmy w stanie je ominąć drogami lokalnymi, a tu niestety GPS czasem głupieje.
GPS warto ustawić, tak by trasa była optymalna z pominięciem dróg gruntowych.
GPS ustawia się krótkimi odcinkami.
Ja ustawiałem go w następujący sposób
Polanica Zdrój – Praga – Linz – Gratz – Ptuj – Podlehnik (w tym przypadku ustawiamy ominięcie autostrad i dróg płatnych) – Zagrzeb – Karlowac – Gospic – Zadar – Pag (lub jak ktoś jedzie dalej to Sibenik – Split – Makarska – Dubrownik).
Zmianę trasy jeśli nie chcemy wjechać do danej miejscowości współpasażer powinien dokonać jakieś 5-7 km przed punktem docelowym, wówczas jedzie się płynnie i nie ma potrzeby zjeżdżania z trasy i pchania się przez daną miejscowość.
Na granicy polskiej trzeba kupić winiety czeską najlepiej na miesiąc 75 zł i austriacką na 10 dni 47 zł. Czemu tak ano dlatego że przelicznik ilości dni do ceny jest najkorzystniejszy. Dodatkowo jeśli ktoś planuje nocować w Czechach powinien skasować winietę austriacką w dniu wjazdu do Austrii.
Różnie to bywa z pobytami w danym kraju, dlatego trzeba wydłużyc sobie na maksa obowiązywanie winiety, ale jednocześnie nie należy wydawać kasy bo winieta okaże się niepotrzebna.
I tu uwaga czeska policja z lornetkami namierza kierowców czy są przyklejone winiety na szybie i czy osoby w samochodzie mają zapięte pasy. Jeśli tego nie ma zatrzymują i naprawdę trudno się z nimi gada.
Warto mieć ze sobą jakieś też jakieś 200 kuna na opłaty autostradowe w Chorwacji. Płacąc na autostradzie w Euro resztę otrzymacie w Kuna.
Trasy przez Alpy nie podaję bo to trasa dla odważnych i z naprawdę sprawną furą.
Po podsumowaniu kosztów wyjazd wyniósł nasz 3900 zł dla 3 osób wraz kosztami dojazdu, winietami, biletami w różne miejsca.
Wszędzie można płacić kartą Visa i nie ma z tym problemu
Warto jednak mieć ze sobą euro i to warto mieć ich więcej, zwłaszcza, że różne rzeczy mogą się zdarzyć (choroba, awaria samochodu – warto mieć wykupioną Autopomoc na Europę w swoim towarzystwie ubezpieczeniowym, ect.). Po powrocie można zmienić walutę ponownie na złotówki (licząc się z różnicą sprzedaży i zakupu) lub zachować kasę na następny rok.
W kantorach w Chorwacji podczas naszego pobytu lepiej było wymieniać Euro na Kuny. Ale my wymienialiśmy złotówki straciliśmy na tym może 100 zł, zatem przy całych kosztach to niewiele zwłaszcza, że wymienialiśmy mniejsze kwoty, żeby Kuna nie zostało przywiezione do Polski.
Na obiado-kolację na Pagu musicie przeznaczyć dla 3 osób jakieś 150 – 200 kuna. Śniadania robiliśmy we własnym zakresie i trudno mi powiedzieć ile to kosztuje bo jednorazowo wydaliśmy jakieś 300 kuna na salami, ser, dżemy, masełko. Każdego dnia kupowaliśmy kruch (chleb) i owoce, ale niestety tego nie zliczę.
Co ważne, żebyście nie byli zdziwieni, gdy w knajpie kwota zostanie zaokrąglona do pełnych dziesiątek (np. 102 kuna zostanie zaokrąglone do 110) to jest normą i tak po prostu jest.
W sklepikach na straganach targujcie się. Spokojnie można każdy towar kupić za 25% taniej. Ceny są z kapelusza i pytając u tego samego sklepikarza w różnych porach dnia cena się zmienia i mam wrażenie że ów sprzedawca ocenia postawę kupującego i wówczas mówi cenę. Zatem targujcie się.
No to chyba byłoby na tyle.
PS. Polecam dla ochłody piwo Karlovacko
a dla pań nowość chorwacką Kalovacko Limun lub Ożujsko Limun. Naprawdę wysmienity smak soku cytrynowego i niewielkiej ilości piwa.
Dodaj komentarz