CHM Monta | Montalivet | #3
CHM Monta | Montalivet | #2
W zeszłym roku na początku lipca byliśmy w CHM Montalivet.
Pogoda różna - od upałów ponad 30 st. do typowego polskiego lata. Nie było jednak dnia, kiedy nie plażowaliśmy. Wieczory bywają jednak dużo chłodniejsze niż nad Morzem Sródziemnym.
Plaża - bardzo szeroka, od 50 m do 200 m, w zależności od przypływu/odpływu. Odpływ 2 x dziennie i wtedy plaża wygląda naprawdę imponująco.
Na terenie ośrodka są też 2 baseny, w tym jeden ze zjeżdżalniami, czynny od 13 do 20.
Ośrodek na początku lipca był pustawy, im bliżej sierpnia, kiedy Francuzi wyjeżdżają na wakacje, robiło się coraz tłoczniej. Były też 2-3 pary z Polski.
Ośrodek ma swoje domki do wynajęcia, jest też sporo prywatnych domków Francuzów (też do wynajęcia), którzy zjeżdżają tam na weekendy.
Jest też małe centrum handlowe, można kupić praktycznie wszystko co potrzeba, wypożyczyć rowery itp.
Domki rezerwowaliśmy bezpośrednio na stronie ośrodka, można też przez Obonę, cenowo tak samo.
Generalnie polecamy.
CHM Monta | Montalivet | #1
Szukając nieco odmiany po kilku wypadach do Chorwacji (będę porównywał z Valaltą) postanowiliśmy odwiedzić razem ze znajomymi Francję. Wybór padł na camping CHM Monta w Montalivet nad Atlantykiem. Przy wyborze braliśmy pod uwagę odległość w zasięgu jazdy samochodem, możliwość wynajęcia domku na 2 rodziny (7 osób i miejscowe atrakcje - tu wygrał park wodny stanowiący atrakcję dla dzieci i nie tylko.
Decyzja zapadła pół roku przed wakacjami, mimo to okazało się, że jedyny wolny termin 2-tygodniowy przypada na okres 3-17 lipca więc nie było wyboru. Tutaj od razu dostrzegliśmy pewną niedogodność - konieczność wynajmu domku od soboty do soboty (nie da się więc wynająć na np. 10 dni). Wybraliśmy domek 6-7 osobowy na 2 tygodnie (koszt 1532 € - nieco niższy niż za apartament w Valalcie ale i standard, jak się okazało na miejscu, również). Potwierdziliśmy rezerwację wpłacając zaliczkę 30% (karta). Okazało się jednak (info "małym druczkiem" w mailu), że najpóźniej na 30 dni przed planowanym przyjazdem należy uregulować całą kwotę (w Valalcie płaciliśmy dopiero na miejscu przed odjazdem). Dodatkowo po przyjeździe poproszono nas o 300€ kaucji (bezgotówkowo), którą anulowano przy wyjeździe.
Po 2 dniach podróży (przystanek w Senlis pod Paryżem - hotel 48€) - z Koszalina ok. 2000 km i kilku korkach, których niestety w soboty należy się we Francji spodziewać, dotarliśmy na miejsce.
Kemping położony jest nad samym Atlantykiem, w lecie sosnowym i ciągnie się na długości kilku km. Szerokość od wjazdu do wejścia na plażę to ok. 1 km. Przy głównej drodze dzielącej całość na dwie części (po lewej parcele pod namioty, przyczepy, po prawej domki drewniane, w tym spora część prywatnych) znajdują się różne obiekty, kolejno od bramy: recepcja, kino, boiska sportowe (kilka kortów, boisko do piłki nożnej, siatkówki, koszykówki, mini golf), plac zabaw dla dzieci, klub dla dzieci, część gastronomiczno-handlowa (sklep spożywczy, piekarnia, warzywniak, mini discount, sklep z pamiątkami . hinduskimi, dania na wynos, duży sklep z gazetami, pizzeria, pralnia, restauracja z karaoke, pawilon z fast-foodami i lodami, mini karuzela dla dzieci i wata cukrowa ?). Główna droga kończy się wejściem na plażę a tuż obok jest wspomniany "Parc Aquatique" - basen z 5 zjeżdżalniami, otoczony rzeźbami i dekoracjami jak z "jaskiniowców", obok 2 bary/restauracje. Kilkaset metrów w prawo od części handlowej znajduje się drugi, mniejszy basen gdzie prowadzone są zajęcia z nauki pływania i aqua-aerobik oraz Thermy (budynek z saunami, masażami itp.).
Po przyjeździe w recepcji otrzymaliśmy oprócz kluczy imienne identyfikatory ze zdjęciem (warto zabrać z domu własne zdjęcia, aby nie płacić w automacie - stoi w recepcji - za fotki), które należało okazywać przy wejściu i powrocie z plaży, wejściu na baseny i oczywiście przy wejściu na kemping. Do systemu komputerowego wpisano również marki i kolory samochodów, numery rejestracyjne a kamera przy wjeździe rozpoznawała numer i szlaban się unosił (w moim przypadku nie chciał ).
Domek, który otrzymaliśmy wyglądał na dość nowy, wewnątrz przywitała nas butelka wina oraz.. niestety największe rozczarowanie .. brak prądu! No może nie do końca, domek wyposażony był w instalację solarną (panel słoneczny ładujący akumulator), żarówki energooszczędne i jedno działające gniazdko do podładowania komórki czy aparatu. Bilans energetyczny był jednak tak napięty, że więcej niż 3 zapalone żarówki wieczorem groziły rozładowaniem akumulatora, a jeśli dzieci miały ochotę na bajkę na netbooku, trzeba było ograniczyć się do jednej żarówki. Oczywiście nie było mowy o podłączeniu czajnika elektrycznego czy grilla (zabraliśmy elektryczny, bo lubimy grillować a nie wolno rozpalać węglowych grilli - pewnie ze względów pożarowych).
Te instalacje solarne to jakiś świeży pomysł, nie ma o tym ani słowa na stronie internetowej (wręcz przeciwnie, w wyposażeniu kuchni podają ekspres do kawy i mikrofalówkę, których oczywiście nie było). Wyposażenie kuchni było dość skromne (kuchenka gazowa, 2 małe lodówki, również gazowe, kilka garnków i talerzy, brak czajnika). Zastrzeżenia mieliśmy również, co do czystości (obowiązuje sprzątanie we własnym zakresie, a poprzedni lokatorzy widać się nie przyłożyli), zamiast kołder były dodatkowe prześcieradła i koce (sztuczne, drapiące i chyba nieprane), a papier toaletowy i worki na śmieci trzeba było kupić we własnym zakresie.
Pomimo tych niedogodności staraliśmy się spędzić czas jak najlepiej - po śniadaniu zwykle ujarzmialiśmy Atlantyk skacząc z dziećmi na dość sporych falach (normalnie popływać raczej się nie dało), potem przenosiliśmy się do parku wodnego (czynny dopiero od 13), gdzie można było poszaleć w wodzie o różnej głębokości, pozjeżdżać czy zrelaksować się w otoczeniu palm (zaletą basenu była słodka woda, wadą dość szorstki beton, z którego wykonano dno i brzegi - codziennie ktoś kaleczył stopy). Wieczorami kontynuowaliśmy tradycje chorwackie pijąc misz-masza (wina już od 1,5 € za butelkę 0,7), niestety często nie na tarasie domku, a wewnątrz ze względu na chłodne wieczory.
Z ciekawości odwiedziliśmy również drugą cześć kempingu przeznaczoną dla przyczep i namiotów. Tam mieli normalny prąd (zazdrościliśmy), ale ilość pawilonów z łazienkami była dość skromna. Te, które widzieliśmy były dość "przewiewne" - w zewnętrznej części boksy z prysznicami (bez drzwiczek), wewnątrz wspólne salki z prysznicami. Toalety bez desek sedesowych i bez papieru.
Informacje praktyczne:
Ceny produktów spożywczych są do zaakceptowania, szczególnie, jeśli skorzysta się z oferty sklepów ALDI czy LIDL (mleko karton 1l - 0,55€, Cola 1,5L - 0,35€, pomidory 1kg - 1,7€, masło - 0,90€, parówki 10 szt. - 0,90€). Większy wybór jest też w nieco oddalonym (~20km) Carrefourze.
W sklepikach na terenie kempingu można zakupić pieczywo (bagietki od 0,90 - 1,1 €), inne artykuły są już droższe (Coca-Cola 2,5€, pomidory od 2-3,5€).
Słońce nad Atlantykiem jest zdradliwe, wietrzyk przyjemnie chłodzi, ale opala jeszcze mocniej. Krem 30, który użyliśmy na początek okazał się niewystarczający (po 1 dniu mocno się spiekliśmy), szybko zakupiliśmy 50tkę i narażone miejsca (ramiona) smarowaliśmy do końca tym faktorem.
Koszty autostrad - od granicy belgijskiej do Bordeaux ok. 65€ (można zaoszczędzić ok. 100 km przepływając ujście rzeki Gironde promem, ale to dodatkowy koszt).
Warto znać chociaż podstawowe słowa francuskie, mało Francuzów zna angielski, nawet w recepcji była tylko 1 osoba znająca ten język.
Ciekawostki
- obsługa basenu (ratowników było zawsze 3-4) była nago. Nauczyliśmy się rozpoznawać ich po noszonych w ręce lub na szelce krótkofalówkach .
- nie ma obowiązku ubierania się do sklepu czy lokalu (jak w Chorwacji), można wejść nago