Raporty



"Mała-dzika" Boadella | Costa Brava | #2

Kiedy w drugiej połowie września tego roku, znaleźliśmy się na hiszpańskim wybrzeżu Costa Brava w miejscowości Blanes - jak przystało na prawdziwych naturystów postanowiliśmy poszukać "naszych plaż". Wiedzieliśmy o nich niemal wszystko - lokalizacja, wygląd, zwyczaje..., a to dzięki "przestudiowaniu" wszystkich danych jakie można było znaleźć w internecie, katalogach i folderach turystycznych. Tak więc z odnalezieniem plaży naturystycznej w Blanes nie mieliśmy problemu i po 15 minutach spaceru nadmorską promenadą w kierunku zachodnim dotarliśmy do końca plaży miejskiej.
Idąc dalej tym - po kolejnych 10 minutach dotarliśmy do miejsca gdzie miejscowa rzeka wpływa do morza.. Plaża zwana LOS PINOS - to łachy piasku pomiędzy ujściem rzeki - teraz w okresie letnim wyschniętym - a morzem. Plaża przypomina nasze polskie nadmorskie plaże i tak naprawdę nie stanowiła dla nas specjalnej atrakcji. Byliśmy na tej plaży dwukrotnie. Frekwencja podobnie jak i u nas w Polsce - przewaga panów i to o orientacji "kochających inaczej". Być może w pełni sezonu jest tu znacznie więcej naturystów. Tym bardziej że plaża ta jest zlokalizowana stosunkowo blisko Blanes A wielki plus to w miarę drobny piasek i bezkresna przestrzeń oraz wiejący stale wiatr - raj dla surfingowców i amatorów sportów wodnych. Chociaż i nam się tu bardzo podobało, to...... jednak my postanowiliśmy poszukać Boadelii - raju na tym prawdziwie dzikim wybrzeżu - jak opisywana jest w folderach.

Plaża położona jest około 1,5 km od miejscowości Floret de Mar w kierunku zachodnim czyli w stronę Blanes - gdzie mieszkaliśmy. Dlatego postanowiliśmy dotrzeć tam pieszo , a po drodze zwiedzić ten przepiękny zakątek wybrzeża Katalonii . Niestety nasza wyprawa zakończyła się w połowie drogi, gdyż górski szlak turystyczny skończył się z uwagi na urwiska. Ten dzień spędziliśmy na przepięknej plaży Forccanera - gdzie podobnie jak na wszystkich hiszpańskich plażach panuje swoboda oraz tolerancja jeśli chodzi o ubiór, powszechny jest toples i bardzo skąpe bikini. Tu podobnie jak na innych plażach można spotkać golasków i nie budzi to żadnych negatywnych reakcji.
Następnego dnia pojechaliśmy do Lloret autobusem miejskiej komunikacji. Pomiędzy obu miejscowościami kursują autobusy linii nr.1 z częstotliwością co 20 minut.. Cena biletu 1,25 euro, ale warto było codziennie dojeżdżać!!!
Po zwiedzeniu Lloret de Mar, ruszyliśmy w kierunku zachodnim. Po ponad godzinnym spacerze górskimi szlakami i zwiedzaniu wszystkich plaż jakie znajdowały się na naszej drodze Banys, Fanals dotarliśmy do drogowskazu (fot.1), który wskazywał jak bezproblemowo trafić na Boadelle. W chwilę później stanęliśmy nad urwiskiem z łagodnym zejściem ku morzu. A widok jaki zobaczyliśmy zapierał dech w piersiach (fot.2 - fotka ta wykonana została kiedy nad Boadellą padał deszcz). Lazur lśniącego morza ze skałami wystającymi tuż nieopodal brzegu, jasny piasek plaży, a wszystko to otoczone wysokim klifowym urwiskiem skalnym o wysokości kilkudziesięciu metrów. Na szczycie którego znajduje się las, a tuż obok jeden z najpiękniejszych ogrodów botanicznych Europy.
Prawdziwa i dzika natura na tym już zurbanizowanym wybrzeżu Costa Brava.
Po zejściu na plażę powitała nas tablica informacyjna mówiąca: "Tradycyjna plaża naturystów" ( fot.3) oraz barek- kawiarenka z dobrze zaopatrzonym bufetem. Kwestię cen pominę, bo podobno dżentelmeni o niej publicznie nie rozprawiają :). Zresztą tak naprawdę staraliśmy się być samowystarczalni i wszystko woziliśmy ze sobą. W dniu kiedy zawitaliśmy do tej enklawy naturystów panowała przepiękna pogoda. Po pierwszej kąpieli zauważyliśmy, że na tej dzikiej plaży znajdują się 2 prysznice, a więc problem z niezwykle słoną woda morza Śródziemnego mieliśmy rozwiązany. Co szczególnie istotne jest dla osób lubiących nurkować. Kolejna miła niespodzianka to węzeł sanitarny - umywalka, ubikacja z pełnym wyposażeniem i przystosowana dla osób niepełnosprawnych. A wszystko to wykonane z nierdzewnej stali w małym stylizowanym góralskim domku (fot.4). A sama plaża niezbyt wielka ma ponad 250 metrów długości. Szerokości nie można podawać, bo ta jest zmienna w zależności od stanu morza.(fot.5).Od strony lądu osłonięta jest wysokim klifowym urwiskiem z kilkoma pieczarami, oraz zakamarkami utworzonymi przez skały. Dające możliwość schowania się przed upalnym słońcem lub przed deszczem.

I tu mała przestroga, aby nie rozkładać się zbyt blisko samej linii brzegowej, bo fale potrafią spłatać figla i zalać nasze rzeczy .Ale spokojnie tu pogoda szybko się nie zmienia. A sztorm jaki mieliśmy sposobność tu przeżyć - to sztorm tylko z nazwy. Bo tylko fale wzrosły do ponad metrowej wysokości, a na maszcie zawisła czerwona flaga zakazująca kąpieli. Jednak wielu śmiałków łamało zakaz pływania w morzu, bo jak odmówić sobie radość z "powożenia" się na falach w tak ciepłej wodzie. Nawet w ten deszczowy dzień sporo naturystów przebywało na plaży zbierając muszelki i kamienie, które tu wydaja się jakby piękniejsze i nie straciły nic ze swojej świetności po przywiezieniu do domu. Może to tylko złudzenie, ale kolekcja jaką mamy - to potwierdza. I bez problemu odróżniamy te z Boadelli. Plaża ta ma jeszcze jedną wielką atrakcję dla lubiących nurkowanie, a mianowicie liczne skały "zatopione" w różnych odległościach od brzegu (fot.6 ). Nie potrafię opisać widoków podwodnych jakie widziałem w pobliżu podwodnej części skał. To trzeba samemu zobaczyć.
A atmosfera na plaży to typowy dla Hiszpanii luz i niemal sielankowy nastrój wśród wielonarodowościowej rzeszy golasków. Wśród których dominowali gospodarze oraz Niemcy, Francuzi, Holendrzy, Anglicy. Niewątpliwie dodatkową "atrakcją" dla nas byli naturyści o czarnym kolorze skóry. Wszak o widok murzyna opalającego się na naturystycznej plaży nie jest łatwo. I chociaż zwiedziliśmy wiele już plaż taki widok był dla nas intrygujący. W czasie kiedy tam przebywaliśmy zauważyliśmy tylko jedną parę naturystów z Polski. Być może było nas więcej, bo w tej bardziej "górskiej - dzikiej" części plaży (fot.7) jest wiele małych zatoczek ukrytych wśród skalistego wybrzeża, które chronią bardziej wstydliwych przed innymi. Ta strefa - to taka enklawa dla początkujących naturystów.

Reasumując BOADELLĘ polecamy wszystkim tym którzy znajdą się w okolicach Blanes lub Lloret de Mar. Tym bardziej, że znajduje się ona na wykazie 9 plaż hiszpańskich naturystów rejonu Girona.
A nasz wyjazd "słonecznego patrolu" NNS uważamy za niezwykle udany. Szkoda tylko, że te przedłużone wakacje trwały tak krótko.

Pozdrawiam

Autor: Bodek-69Dodaj swój raport

Camping Relax-Nat | Costa Brava | #1

W lecie 2003 roku, a w zasadzie pod jego sam koniec, postanowiliśmy wybrać się do Hiszpanii, w miejsca które już widzieliśmy i poszperać troszeczkę po wybrzeżu, aby znaleźć kilka nowych, ciekawych plaż. Mimo wcześniejszego niż planowaliśmy powrotu, udało nam się odwiedzić kilka miejsc. Zacznijmy jednak od kempingu.
Od razu muszę nadmienić, że nigdy nie byliśmy na kempingu naturystycznym. Adres RELAX-NAT'u zaleźliśmy w Internecie, na stronie: http://www.campingrelaxnat.com Opis był obiecujący, więc postanowiliśmy zaryzykować. Kemping położony jest jakieś 1,5 kilometra od drogi Girona-Barcelona, oznaczonej numerem C-31. Jeżeli będzie się jechało dość wolno, by zwracać uwagę na tabliczki kilometrowe, a jest to droga na tyle wąska, że na dobrą sprawę nie sposób jechać szybko i na pewno kilometr 29 nie zostanie przeoczony. W niedalekiej od niego odległości przy wjeździe w boczną drogę widać (nie sposób go przeoczyć) ogromny jak na swoje możliwości drogowskaz: Naturist Camp RELAX-NAT. Należy spokojnie przejechać jakieś 1,5 kilometra tą drogą za mniejszymi już znaczkami i stajemy pod bramą. Niestety (dla mnie) ogrodzenie przypomina wyglądem Stallag IIB. Rozumiem, że to dla spokoju wypoczywających na nim ludzi, aby odgrodzić się od wścibskich gapiów, ale... mnie się to po prostu nie podoba. Sam kemping, w bardzo dobrym stanie. Wszędzie doprowadzona elektryczność, dobrze utrzymane parcele, toalety wręcz w stanie wspaniałym. Jednym słowem: uczciwa jakość za średnią cenę: trzy noce dla 2 osób + samochód typu VAN (Troszeczkę większy niż standardowy) 56 EUR. Na terenie do dyspozycji basen, kort tenisowy, jacuzi a dla miłośników grilla, nawet gotowe stanowiska do grilowania. Także sklepik, a dla znających język Hiszpański sala telewizyjna. Jednak ku naszemu zdumieniu, czy nawet smutkowi, kemping pozbawiony jest dostępu do morza. Tak więc całe kąpiele słoneczne i wodne uskuteczniać można tylko w basenie i w Jacuzzi. Jest to w naszym mniemaniu jego wielka wada! Najbliższa plaża, o czym można dowiedzieć się w recepcji znajduje się o całe 4 km od kempingu po drugiej stronie góry. (Notabene wygasłego przed tysiącami lat wulkanu dla miłośników geologii). Sympatyczny, angielskojęzyczny właściciel kempingu dysponuje nawet kserokopią planu w dużej skali, tak aby na tą plaże trafić (mapka w załączeniu). Jednak jak się okazało są z tym niejakie problemy.

Tutaj maleńka dygresja: w Hiszpanii mamy do czynienia z dwoma rodzajami plaż: Normalne plaże, z łatwym dostępem, piaszczyste i takie w naszym rozumieniu nazywają się Playa. Natomiast małe piaszczyste lub kamieniste zatoczki, z trudnym lub czasem wręcz niemożliwym dostępem od strony lądu, z dostępem tylko od morza to: Calla (dosłownie znaczy to chyba po polsku "zatoka"). Na taką to właśnie Callę nas skierowano. Odległość dzieląca Kemping od plaży to jakieś 4 km. I niech Was nie zwiedzie zamieszczona tu mapka: nie ma co skracać dróg, bowiem w mnogości ścieżek i dróżek wiodących przez wygasły przed tysiącami lat wulkan o tyle miło jest pofiglować o ile łatwo zabłądzić. Na poniższej mapie droga na plażę zaznaczona jest gruba czarną linią, od samego Kempingu aż do zejscia schodami nad morze.

Zaznaczony z czerwono skrót, pozwala nie jechać jedynie drogą C-31, i uniknąć kontaktu z samochodami (jeżeli ktoś tak jak my porusza się na rowerze). Od miejsca zaznaczonego na mapie kropką nie można było jechać już żadnymi pojazdami wyposażonymi w silnik, a to ze względu na panującą w czasie naszego pobytu suszę. Z tego też miejsca są dwie drogi które prowadzą na "naszą" plażę. Jedna krótsza i wskazana dla osób wyposażonych w jakikolwiek środek lokomocji prowadzi według planu szeroką drogą ziemną. (na mapie nadal kolor czerwony) Biorąc pod uwagę wzniesienia dotrzecie tam w ciągu 20 minut jazdy na rowerze. Należy zatrzymać się przy niewysokim betonowym murku, zaraz za mostkiem nad wyschniętą strugą. Punktem orientacyjnym niech będzie śmietnik, taki jak u nas kontenerek na kółkach. W murku owym zobaczycie niewielką bramkę, czy przerwę, i dalej utwardzona ścieżka poprowadzi was prosto między dwoma parkanami aż do betonowych schodów. Będzie to około 200 - 300m. Środki lokomocji można tam zostawić, bo schodków tych jest niemało, a przykute, czy przywiązane same nie odjadą (jeśli wiecie o co mi chodzi). Zszedłszy na dół kierujcie się w lewo, do kolejnych schodków, prowadzących na pierwszą z szeregu plaż wokół zatoczek zwaną Calla Estreta.
Plaże te są umiarkowanie piaszczyste, czyli pokryte piaskiem gruboziarnistym, oddzielone od siebie cypelkami czerwonych, cholernie ostrokrawędzistych skałek. Ostatnią z nich będzie nasza Calla Bona, ale w zasadzie na wszystkich trzech plażyczkach tekstylnych jest jak na lekarstwo i nikt nie zwraca na nas, opalających się normalnie żadnej uwagi. Sama Calla Bona otoczona od północnego wschodu wchodzącymi głęboko w morze skałami wapiennymi robi bardzo przyjemne wrażenie. Przy pomocy tych właśnie "kamyczków" oraz kilku malutkich załomków skalnych tworzących jakby "mini-zatoczki" nie trudno tam znaleźć ciche i intymne miejsca, o ile oczywiście nie ma na plaży zatrzęsienia naturystów, jako że, suma sumarum plaża do wielkich nie należy.
Drugiej drogi prowadzącej na plażę, nie polecam nikomu kto ma ze sobą jakikolwiek środek lokomocji: rower, hulajnogę, deskorolkę czy nawet rolki. (na mapie kolor zielony) Prowadzi bowiem ona samym brzegiem morza, po ostrych kamieniach klifu, raz w górę raz w dół. Dla "ułatwienia" od czasu od czasu przechodzi wąziutką ścieżką przez kolący zagajnik. Za to widoki jakie można z niej podziwiać w trakcie około godzinnej wspinaczki oceńcie sami: Jak się domyślacie wybraliśmy tą właśnie drogę...

Opuściwszy gościnne pielesze RELAX-NAT'u udaliśmy się na południe w kierunku Barcelony, planując po drodze postój na jakieś plaży dla odmiany typu Playa. Wybraliśmy najbliższą tego miasta Playa de la Musclera w Arrenys de Mar. (nie licząc tej w samej Barcelonie) Wszystkie namiary zawarte na stronie FEN http://www.ociototal.com/naturismo/indexe.html są absolutnie ścisłe. Do tego stopnia, że my szukaliśmy tej plaży gdzieś na uboczu, podczas gdy ona była dokładnie tak jak opisują Hiszpanie: na końcu drogi która zaczyna się za restauracją "Hispania". Przejeżdżając pod wiaduktem drogi N-II i kolei FFCC wypadamy po prostu na tą plażę. Aby skręcić na tą drogę z N-II należy pilnować bardzo uważnie drogowskazu na Caldes D'Eestrac i pojechać w PRAWO!!! Dalej droga sama zaprowadzi, a pierwsze duże skupisko samochodów oznaczające parking przy plaży będzie sygnalizować, że to już tu. Plaża typowo piaszczysta, szeroka. Od tekstylnej nie oddzielona absolutnie niczym, wyposażona w prysznice, co jest ważne przy tym zasoleniu wód. W okolicy infrastruktura typu bary i restauracje o przysłowiowy "rzut kamieniem". Przeszkadzać może zwłaszcza tym z nas, lubiącym najbardziej w naturyzmie nieskrępowany kontakt z naturą, bliskość drogi i pociągów.

Ostatniego dnia naszego skróconego pobytu w Hiszpanii wybraliśmy się z Barcelony parę kilometrów na południe. Przebijając się przez koszmarne korki 1 września chcieliśmy zażyć ostatnich chwil w słońcu, i wybraliśmy znowu, najbliższe na południe od Barcelony Sitges. Z naszego punktu widzenia nie był to jednak wybór najlepszy. Plaża zwana Playa dels Balmins, w większości wzięta jest w posiadanie przez naturystów kochających inaczej, jak i całe Sitges. Przy jej końcu jedynie skupiały się pary (sensu heteroseksualnego), co pozwoliło nam jednak chwilkę na tej plaży zabawić. Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy, że aby do tej plaży dojechać, należy z drogi C-246 skręcić w kierunku Hotelu Gran Sitges, okazałej budowli, której nie sposób nie zauważyć, bowiem góruje nad tą okolicą. Jadąc już w jego kierunku, po przejechaniu nad torami kolejowymi biegnącymi wąwozem pod nami wpadamy na dosyć skomplikowane rondo, całe szczęście z niewielkim ruchem. Na nim należy skręcić w drugą uliczkę po prawej ręce (ta najbardziej prawa prowadzi do miasteczka, które notabene także warto zwiedzić). Jadąc już tą uliczką należy po prawej stronie wypatrywać przerwy w zabudowaniach i po prostu gdzieś tam w okolicy się zatrzymać. Wchodząc w tą dróżkę biegnącą między domostwami docieramy po chwili do schodków prowadzących najpierw do restauracji później zaś do plaży. Plaża jest piaszczysta, zejście do wody nader łagodne, wręcz płaskie. Wyposażona jest ona podobnie jak poprzednia opisywana przeze mnie w jeden co prawda prysznic i to w części w zasadzie sąsiadującej z restauracją (charakter raczej tekstylny), ale zawsze. Na plaży jest również ratownik.
Tyle naszych wojaży po cieplutkich i nagich plażach Hiszpanii w tym roku. Może za rok również nas gdzieś poniesie? Zobaczymy i napiszemy o tym na pewno!!!

Autor: KrzysiekDodaj swój raport