Fuerteventura | Wyspy Kanaryjskie | #6
No i wróciliśmy z Fuerteventury, czas na krótka relację :)
Czerwiec jest na Fuerteventurze poza głównym sezonem, z czego nie
zdawaliśmy sobie sprawy przed wyjazdem, i co spowodowało mały szok
już na lotnisku. Na płycie lotniska były tylko 2 samoloty (łącznie z naszym) a w hali przylotów
(bardzo dużej !) nie było nikogo.
To wrażenie pustki nie opuściło nas przez cały pobyt.
Jak się później dowiedzieliśmy, jest tak dlatego, że w tym czasie najbardziej dmucha...
Samochód zdecydowaliśmy się wypożyczyć na cały pobyt, co okazało się dobrym
pomysłem, ponieważ pozwoliło nam nie tylko zwiedzić całą wyspę, ale także jeździć
na najładniejsze, a nie koniecznie najbliższe plaże.
Wyspę z całą pewnością warto zwiedzić. Krajobrazy robią niesamowite wrażenie,
którego nie potrafię porównać z niczym co widziałem do teraz. Przede wszystkim
kolory - mieszanka czarnych wulkanicznych skał, wszechobecnych czerwonych
porostów i żółtego piasku - zielona roślinność występowała tylko miejscami, głownie
jako kaktusy wielkości drzew i palmy - ale te w zasadzie tylko w pobliżu miejscowości.
Miejsca szczególnie warte odwiedzenia to:
- Cofete - wioska "na końcu świata", kilometry zupełnie pustych plaż i gulasz z koźlęcia
w jedynej restauracji
- Punta de Jandia, Punta Passebre i Puerto de la Cruz na południowo-zachodnim końcu wyspy.
W te okolice warto pojechać w czasie odpływu - morze odkrywa wtedy część skalistego wybrzeża,
dzięki czemu można się przespacerować po morskim dnie - wrażenie niesamowite.
Z kolei pierwsze spojrzenie na Puerto de la Cruz przypomniało mi Mad Maxa - pustynia,
osiedle ze starych przyczep kempingowych i pojedynczy wiatrak elektrowni wiatrowej
- La Pared na zachodnim wybrzeżu - tam dla odmiany najlepiej pojechać w czasie przypływu - popatrzeć
na fale rozbijające się o skały oraz o zachodzie słońca - żeby zrobić parę standardowo kiczowatych zdjęć ;)
Polecam tam restauracje Bahia ze świetnymi rybami.
- miasteczka Betancuria i El Cotillo
- wspinaczka na najwyższy szczyt Feuerteventury Pico de la Zarza (807 m). Ciężko się idzie pod górę i pod wiatr,
ale widoki ze szczytu są tego warte. Tam najlepiej iść po tym, jak już się było w Cofete i innych miejscach
na południu - zobaczycie to samo z innej perspektywy :)
Dla odmiany słynne wydmy przy Collarejo nie zrobiły na nas aż takiego wrażenia - ciągną się wprawdzie
przez kilka kilometrów, ale nie są specjalnie wysokie.
Teraz parę słów o plażach - przed wyjazdem myśleliśmy, że wszystkie są CO, ale nie jest to dokładnie prawdą.
Zasada ta dotyczy plaży dalej od miejscowości, ale na przykład plaża w Costa Calma jest tekstylna.
Paru osamotnionych naturystów można było spotkać na jej południowym końcu, ale nie było to komfortowe.
Dlatego przydaje się samochód.
Jeździliśmy zwykle na południową część Playa de Sotavento (na południe od Costa Calma) oraz na
Playa del Viejo Rey przy La Pared. Obydwie są warte polecenia, ale trzeba pamiętać, że na zachodnim
wybrzeżu morze jest zawsze burzliwe (a na wschodnim często też ;) )
Dwa tygodnie na Fuerteventurze minęły strasznie szybko, co chyba jest najlepszym dowodem, że było warto.
Zdecydowanie polecamy.
Dodaj komentarz