Pizzo Greco | Kalabria | #1
Dojazd
Kemping znajduje się niedaleko miejscowości Isola di Capo Rizzuto, na "podeszwie" włoskiego buta. Z Polski to od 1700 do 2500 km po lepszych albo gorszych drogach. Z zachodniej i północnej częsci kraju polecamy dojazd przez Niemcy, Austrię i przełęcz Brenner; z południowej i wschodniej Polski wygodniejsza droga wiedzie przez Wiedeń i Udine. Generalnie, przejechanie tej trasy w dwa dni samochodem wymaga dużej samodyscypliny i determinacji, dwóch doświadczonych kierowców oraz trochę szczęścia na autostradach - żeby nie wpaść w korki. Nam się udało z Gdańska dojechać w dwa dni, z noclegiem w okolicach Trydentu w północnych Włoszech.
Można również rozważyć przelot do lotniska Lamezia Terme, bardzo dobrze skomunikowanego z większością europejskich dużych portów - w szczególności w sezonie letnim. Niedaleki port lotniczy Crotone - Sant'Anna (dosłownie 10 km od kempingu) obsługuje wyłącznie loty wewnątrz Włoch - ale można rozważyć przelot z przesiadką w Rzymie.
Kemping
Kemping jest stosunkowo duży, podzielony na trzy wyraźne strefy: bungalowy, przyczepy oraz pole namiotowe. Bungalowów z bliska nie widzieliśmy, ale z daleka prezentują się dosyć komfortowo. Mają zróżnicowaną wielkość i podejrzewamy, że każdy znajdzie coś dla siebie. Stosunkowo najwięcej osób przebywa w części z przyczepami: część z nich to przyczepy pozostawione na stałe przez właścicieli i użytkowane przez nich w okresie lata, część zaś to przyczepy będące własnością kempingu. Można wynająć jedną albo drugą - za podobnie przystępną cenę.
Część "namiotowa" kempingu jest w pomysłowy sposób chroniona przed słońcem - na słupach rozpięto siatki, które dają cień. Drzewa, owszem, są, ale jest ich na tyle mało, że takie zadaszenia były potrzebne. Siatki i słupy naturalnie dzielą kemping na "piazzole" - jedna "piazzola", jeden namiot. Poza trzema strefami znajduje się jeszcze kilka "dzikich" miejsc - powierzchnia kempingu jest dosyć duża i jeśli ktoś szuka prawdziwego odosobnienia i intymności, na pewno je znajdzie - w szczególności po sezonie.
Trzeba powiedzieć, że nasza wizyta przypadła na końcówkę sezonu. Kiedy przyjechaliśmy 24 sierpnia zajętych było ok. połowy miejsc. Choć nie było wielkiego tłoku, nie mogliśmy na początku znaleźć miejsca blisko wody, bo byli tam na stałe ulokowani Włosi (grajdoły mieli "oznaczone" parasolami i leżakami, których nikt nie zabierał na noc). Z każdym dniem gości ubywało i kiedy wyjeżdżaliśmy było może 50 osób. Generalnie, wspomniani Polacy mówili, że tak naprawdę tłum jest w ostatnim tygodniu lipca i pierwszych dwóch tygodniach sierpnia. Szczyt kończy się 15 sierpnia, kiedy przypada ferragosto - włoska kulminacja sezonu. Wtedy zabawa trwa do białego rana i albo w niej uczestniczymy, albo spędzimy bezsenną noc - bo nawet stoppery nie pomogą.
Ważna informacja: podczas głównego sezonu na kempingu nie wolno trzymać samochodów. Jest to uwarunkowane zapewne koniecznością wykorzystania maksimum miejsca oraz spokojem mieszkańców (wjeżdżające i wyjeżdżające samochody hałasują, ale przede wszystkim wzniecają uciążliwy pył). Dlatego trzeba rozpakować rzeczy do namiotu / przyczepy, samochód zaś odprowadzić na parking, który znajduje się poza główną bramą kempingu (i który także jest zadaszony). Z jednej strony nieposiadanie samochodu jest uciążliwe, z drugiej - pył byłby jeszcze bardziej uciążliwy.
Aktualnce ceny kempingu na stronie internetowej: http://www.pizzogreco.com
Spotkaliśmy bardzo miłe polsko-niemiecko-amerykańskie małżeństwo z Kołobrzegu z sześcioletnią córeczką Hanią, która była znakomitym towarzystwem dla naszej córki. Mówili nam, że przyjeżdżają na kemping co roku i spędzają na nim... całe 3 miesiące lata - od początku czerwca do końca sierpnia. Wyjechali niestety w parę dni po naszym przyjeździe - jeśli czytają ten wpis, pozdrawiamy bardzo serdecznie.
Infrastruktura
W środku kempingu znajduje się duży sanitariat, na jego bokach - dwa dodatkowe. Podczas naszego pobytu wykorzystywany był przede wszystkim ten centralny - chyba głównie ze względu na to, że był korzystnie usytuowany. Sanitariaty są w całości koedukacyjne, co jest bardzo wygodne, szczególnie wtedy, gdy po powrocie z plaży trzeba dokładnie wyszorować dzieci z piasku i soli.
Na terenie kempingu znajduje się mały supermarket z podstawowymi produktami, bar oraz restauracja. Sklep jest dość dobrze zaopatrzony, codziennie przywożone jest świeże pieczywo oraz owoce i warzywa; jest też nabiał, podstawowe produkty higieniczne i przemysłowe (np. proszek do prania, olejki do opalania) oraz prasa. W barze można rano wypić capuccino (stoliki pełne są Włochów, którzy czytają La Reppublikę i sączą poranną kawę), a wieczorem napić się lokalnego wina Ciró czy zjeść granita di limone (granita to coś pomiędzy sokiem a lodami). Koło baru do 27 sierpnia odbywały się wieczór w wieczór imprezy: a to dyskoteka, a to występ zespołu muzycznego, a to lekcje tango argentino, a to wieczór pieśni kalabryjskich. Oprócz tego znajduje się też restauracja uruchamiana wieczorami, ale nie mieliśmy okazji skorzystać z jej kuchni - w dni, w które nie robiliśmy jedzenia sami, jadaliśmy w pizzeriach i trattoriach w okolicach. Nawiasem mówiąc, są one po prostu wszędzie, zaś w czasie, w którym byliśmy (po sezonie) były puste i wszędzie witano nas z otwartymi ramionami. Ceny podobne albo niższe od polskich, jedzenie - typowo śródziemnomorskie: dużo ryb i frutti di mare, makarony, pizza i wszechobecny sos pomidorowy.
Ciekawie rozwiązano płatności w kempingowym sklepie, barze, restauracji oraz il bar della spiaggia. Otóż każdy gość kempingu otrzymuje kartę chipową, którą może "doładować" w recepcji dowolną kwotą. Dzięki temu nie trzeba z sobą nosić gotówki i portfela, a przy każdej płatności specjalny wydruk informuje ile "ściągnięto" z karty i ile jeszcze zostało.
Obsługa mówi w paru językach, większość napisów jest po włosku, angielsku oraz niemiecku. Panie i panowie z obsługi są bardzo mili - kiedy potrzebowaliśmy na ostatnią noc wypożyczyć przyczepę (planowaliśmy wczesny wyjazd i nie chcieliśmy składać namiotu rano), bez dodatkowych opłat oddano nam do dyspozycji jedną z nich. Nawiasem mówiąc, noc spędzona w duchocie "puszki na sardynki" upewniła nas, że namiot to jednak zdecydowanie lepsza rzecz niż taka plastikowa przyczepa.
Plaża
Kemping położony jest na wysokiej skarpie nad Morzem Jońskim i tuż pod nim znajduje się dość długa plaża, przedzielona mniej więcej w połowie kamiennym falochronem, który stanowi symboliczną granicę między plażą naturystyczną a tekstylną. Dokładną granicę oznacza tablica z napisem, ale generalnie w okoliach tablicy i falochronu można zaobserwować przemieszanie naturystów i tekstylnych.
Plaża jest piaszczysta, z nielicznymi skałkami, w naturalny sposób ograniczona z jednej strony falochronem, z drugiej - skałami (w okolicach których można fajnie nurkować). Zejście do wody jest idealne dla osób niepływających i dzieci - bardzo długo jest stosunkowo płytko, więc bez obaw można puszczać dzieci same do wody (mając na nie oczywiście oko, jako że nie ma ratownika). Na plaży dominowały dwie grupy: rodziny z dziećmi, takie jak nasza, oraz starsze małżeństwa stałych bywalców.
Z kempingu do plaży prowadzi bezpośrednia droga żwirowa - ok. 150 metrów; niby niedaleko, ale jej sforsowanie w południowym upale bywało męczące. Kemping położony jest na skarpie na wysokości ok. 30 m i z pierwszego rzędu namiotów roztaczają się wspaniałe widoki na Morze Jońskie. Trzeba jednak wiedzieć, że "piazzole" w pierwszym rzędzie nad morzem są o 30% droższe od pozostałych.
Obowiązkowym wyposażeniem włoskiego plażowicza jest parasol oraz krem do opalania z faktorem... 8. Szczęśliwy naród, który nie musi - tak jak nasza córka - smarować się "czterdziestkami". Włosi poza godzinami południowego skwaru chętnie spacerują od grajdoła do grajdoła i rozmawiają z sobą; w środku dnia zaszywają się w cieniu parasoli albo wręcz schodzą z plaży i robią sobie sjestę na kempingu. Warto dodać, że w godzinach 14-16 obowiązuje popołudniowa cisza i nie wolno np. zmywać naczyń. Nieprzyzwyczajeni do południowego trybu życia spędzaliśmy ten czas na plaży, ale staraliśmy się unikać śródziemnomorskiego słońca.
Na plaży, w naturystycznej części znajduje się bar plażowy: (il bar della spiaggia). Można tam zjeść kanapkę, sałatkę, loda albo napić się wody, piwa i kawy. Barman - Simone - po jednym dniu zna wszystkich po imieniu i po przygotowaniu zamówienia woła: "Gianni!". O ileż to milsze niż stosowane w polskich smażalniach "dwadzieeeeścia czteeeeery!". Jedzenie jest proste, ale bardzo smaczne, zaś ceny - bardzo normalne. Z duża przyjemnością codziennie odwiedzialiśmy il bar della spiaggia, serwując sobie lody, kawę albo sałatkę z pomidorów i mozzarelli.
Dokładna lokalizacja kempingu to: 38°55'24.42"N, 17° 7'33.53"E.
Atmosfera
Na kempingu panuje bardzo dobra, rodzinna atmosfera. Trudno powiedzieć, żeby był to kemping międzynarodowy - ok. 90% gości stanowią Włosi. Widywaliśmy też Niemców (gdzie ich nie ma!), paru Holendrów, jednych Francuzów oraz Szwajcarów.
Zdecydowana większość gości na kempingu przebywa cały czas nago. Jedyni ubrani, których się widuje, to pracownicy kempingu oraz nieliczni nastolatkowie, którzy przyjechali z rodzicami. Nie widzieliśmy, żeby ktoś komuś zwracał uwagę z powodu takiego czy innego stroju. W strefie sklepu, baru i restauracji obowiązuje przynajmniej symboliczne ubranie. Rano do sklepu ludzie przychodzili ubrani raczej symbolicznie, w ręcznik lub tzw. pareo. Wieczorami ubierali się w sposób kompletny i nawet dość elegancko.
Oprócz wspomnianego wcześniej małżeństwa z Polski spotkaliśmy jeszcze dwoje Polaków - zamieszkałą w Katanii od trzech lat mieszkankę Tomaszowa Mazowieckiego oraz jeszcze jednego Polaka z Niemiec, który na kemping przyjechał z żoną - Włoszką. Widzieliśmy także samochód z polską rejstracją (SUV Toyoty z rejestracją zaczynającą się od KSU - może jest ktoś taki na forum?), ale jakoś nie natknęliśmy się na jego właścicieli na kempingu - co dziwiło o tyle, że pod koniec naszego pobytu było naprawdę mało osób, a my byliśmy dość charakterystyczni i - co tu dużo mówić - hałaśliwi (przez dzieci).
Trzeba dodać, że większość gości kempingu to osoby przyjeżdżające na niego od wielu lat. Znają się więc, wieczorami siadają przy rozmowach i winie. Wyjazdom kolejnych gości towarzyszyły wylewne pożegnania z wszystkimi plażowiczami, okraszone zapewnieniami: ci vediamo l'anno prossimo, czyli zobaczymy się w przyszłym roku. Do nas odnoszono się bardzo życzliwie od samego począwszy, prawiąc liczne (i całkowicie nieuzasadnione) komplementy naszej znajomości języka włoskiego (w rzeczywistości bardzo podstawowej) oraz (całkowicie uzasadnione) urodzie naszej błękitnookiej, jasnowłosej córki (che bellina!).
Okolice
W porównaniu z północnymi i środkowymi Włochami, pełnymi zabytków tzw. zerowej klasy, Kalabria nie jawi się jako miejsce atrakcyjne do zwiedzania dla miłośników architektury czy malarstwa. Niemniej wiele jest pozostałości po Grekach, którzy w rejonie Morza Jońskiego rozwinęli wspaniałą cywilizację ok 5 stuleci przed Chrystusem. Ich miasta, takie jak Kroton, Sibaris, Locri - były jednymi z największych metropolii ówczesnego świata. Dzisiaj pozostały po nich lepiej albo gorzej zachowane ruiny. Ciekawą wyprawą są niedalekie góry Sila i wybrzeże Morza Tyrreńskiego, obfitujące w atrakcyjne widoki i piękne (choć tekstylne) plaże. Dla nas niezapomnianym widokiem była Tropea oraz Scilla (Scylla) - skała nad Cieśniną Messyńską, w której niegdyś mieszkał potwór, który porywał towarzyszy Odyseusza. Dziś jest tam nieźle zachowany samek i wspaniały widok na Sycylię. Polecamy także wizytę w parku wodnym Odissea 2000 w Rossano (ok. 100 km od Crotone), gdzie można zjechać z kilkusetmetrowych zjeżdżalni. Ale przede wszystkim polecamy kalabryjską prowincję, z jej niepowtarzalną atmosferą, malowniczymi miasteczkami na szczytach gór, kościółkami zagubionymi w zaułkach średniowiecznych miast i normańskimi zamkami na szczytach wzgórz. Nam szczególnie przypadła do gustu miejscowość Le Castella - zaledwie kilkanaście kilometrów od kempingu, ze wspaniale odrestaurowanym zamkiem aragońskim, deptakiem (corso) prowadzącym ku morzu oraz niezliczonymi knajpkami, lodziarniami oraz sklepikami z kalabryjskimi specjałami kulinarnymi, wśród których najbardziej charakterystyczne są papryczki pepperoncino oraz oliwki.
Po drodze polecamy odwiedzenie Pompejów albo polskiego cmentarza wojskowego na Monte Cassino.
Trzeba wiedzieć, że Kalabria to "Włochy dla Włochów" - turyści zagraniczni stanowią zdecydowaną mniejszość i np. w restauracjach nie uświadczy się menu w języku innym niż włoski. Kto nie zna przynajmniej podstaw języka, może mieć problemy - niemniej włoski to język tak piękny i prosty, że nawet nauczenie się parunastu podstawowych zwrotów nie będzie dla Polaka problemem.
Podsumowując - bardzo gorąco polecamy wizytę na Pizzo Greco. Nieliczne mankamenty kempingu - duża odległość od Polski, brak pierwszoligowych atrakcji turystycznych w okolicach - rekompensuje wspaniała plaża, świetna atmosfera, smakołyki w il bar della spiaggia oraz przystępne ceny. My z pewnością wrócimy do Kalabrii - i gorąco namawiamy do tego innych odwiedzających NNS. Ci vediamo l'anno prossimo!